Cleveland było dla Andersona Varejao drugą ojczyzną. Zawodnik za swoją walkę i poświęcenie dla drużyny stał się częścią lokalnej społeczności. Doskonale rozumieli to zawodnicy Cavaliers. Mimo to nie chowają do środkowego urazy po tym, jak ten zdecydował się dołączyć do największego przeciwnika.
Golden State Warriors oficjalnie potwierdzili włączenie Andersona Varejao do składu na pozostałą część rozgrywek. Brazylijczyk w Oakland będzie miał szansę powalczyć o mistrzostwo. Doskonale zna to uczucie, bowiem w Cleveland miał kilka podjeść. Jednak za każdym razem zawsze trafiał się ktoś mocniejszy. Tym razem zawodnik znalazł się w zgoła innej sytuacji. Grając dla Warriors może otrzymać szansę, jakiej nigdy nie zapewnił mu LeBron James.
– Teraz będą wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w naszej szatni – żartował Kevin Love komentując decyzję kolegi. – Będąc całkowicie poważnym – cieszę się, że tak się dla niego wszystko potoczyło. Dołączył do mocnej drużyny. Naprawdę trudno puścić człowieka, który tak wiele znaczy dla naszego zespołu i miasta. Życzę mu wszystkiego dobrego i samych dobrych meczów… tylko nie przeciwko nam – dodał.
– Nie mam z tym żadnego problemu – przyznał bardzo lakonicznie LeBron James. – Musi pracować, więc to robi – dodał krótko. Znacznie więcej emocji cała sytuacja wyzwoliła w Tristanie Thompsonie, który Varejao traktował jako swojego mentora i mentalnego nauczyciela. – Na pewno na to zasłużył – mówił Kanadyjczyk.
– To czysty biznes, a on chce dalej grać w koszykówkę. Bez względu na to jakie podejmie decyzje, cieszę się, że mu się wiedzie. Gdy graliśmy razem tratowałem go jak starszego brata, więc życzę mu wszystkiego dobrego, nawet jeśli ma grać dla Warriors – skończył. Niewykluczone, że pomiędzy zawodnikami dojdzie do wielu interesujących starć w ewentualnym rewanżu zeszłorocznych finałów.
Varejao dopiero rozegra swój pierwszy mecz w nowym trykocie.
fot. Keith Allison, Creative Commons
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET