To była fantastyczna paka pod przewodnictwem trenera Toma Thibodeau. Chicago Bulls straszyli wszystkich, bo mieli jednego z najlepszych graczy w lidze, a do tego dysponowali zabójczo skuteczną defensywą. To wszystko jednak w mgnieniu oka rozpadło się na drobne kawałki.
Gdy Derrick Rose został MVP ligi, nie bano się snuć przypuszczeń o tym, że będzie pierwszym graczem od czasów Michaela Jordana, który zaprowadzi Chicago Bulls do mistrzostwa NBA. Niestety jego ciało nie wytrzymało ogromnych obciążeń i zaczęło pękać. Bulls stracili wówczas ogromną szansę. Tamte wydarzenia pozostaną jednym z największych “co by było gdyby” minionych kilkunastu lat. Luol Deng zdaje się nie mieć w tej dyskusji wątpliwości.
– Gdyby nie kontuzje D-Rose’a, byliśmy na najlepszej drodze do mistrzostwa – twierdzi były zawodnik Bulls i wówczas jeden z najlepszych defensorów w lidze. – Gdy patrzysz na wszystkie drużyny, które aspirują do mistrzostwa, to chwilę trwa zanim się zgrają i w końcu zaczynają walczyć o tytuł. Moim zdaniem Thibs miał w tamtym sezonie odpowiednich ludzi i odpowiednich graczy – dodaje z rozrzewnieniem Deng. Niestety nie mieliśmy okazji się o tym przekonać.
“W tamtym sezonie”, czyli w rozgrywkach 2011/12 – pierwszych po tym, gdy Derrick Rose został najmłodszym MVP ligi. W pierwszej rundzie play-offów Bulls mierzyli się z Philadelphią 76ers i w pierwszym starciu tej serii Rose zerwał więzadło. Bardzo dynamiczny styl gry cały ten czas odkładał się na organizmie zawodnika. W pewnym momencie nie wytrzymał kolejnych obciążeń. Zaraz po powrocie uszkodził łękotkę i tak wykoleiła się kariera jednego z największych show-manów ligi.
Po uporaniu się z problemami nigdy nie był już tym samym koszykarzem. Bulls zaczęli się zmieniać i konsekwentnie odchodzić od planów budowy mistrzowskiej drużyny wokół jedynki draftu. Rose w końcu trafił do Nowego Jorku. Tam przeszedł kryzys, ale podniósł się, odzyskał pewność siebie i zmienił poejście, poniekąd godząc się z faktem, że już nigdy nie będzie postacią pierwszoplanową. Nie zmienia to jednak faktu, że stał się dla wielu ogromną inspiracją.