„Bańka” w Orlando, dzięki której udało się dokończyć się poprzedni sezon NBA była ogromnym sukcesem. Jednocześnie wymagała od zawodników wiele samozaparcia i poświecenia. Jednak ostatecznie wszyscy obserwatorzy byli zachwyceni tym, jak liga poradziła sobie z panującym wirusem.
Przy okazji stworzenia „bańki” NBA udało się zarobić sporo pieniędzy lub po prostu ich nie stracić. Jednak zawodnicy nie byli zadowoleni z tego, że na długi czas oddzielono ich od rodzin. Przy okazji właścicielom klubów nie w smak były wysokie koszty organizacji przedsięwzięcia. Pozostałe sporty poradziły sobie bez „bąbla” i NBA również uznała, że tą drogą pójdzie w kolejnej kampanii.
Na ten moment to działa, przynajmniej częściowo. Nawet mimo tego, że NBA została zmuszona do przesunięcia dat rozgrywania 22 spotkań. Jednak tworzy to często sytuację dość nierówną, gdzie jeden z zespołów musi grać głębokimi rezerwami, bo podstawowi gracze są na kwarantannie. W zespole Washington Wizards aż siedmiu zawodników musiało przejść kwarantannę. Również z obozu Wizards słychać jeden z nielicznych głosów, które są za utworzeniem drugiej „bańki” – chodzi o Bradleya Beala.
– Tak długo jak będzie to podobnym sukcesem jak pierwsza, to nie będę w totalnej opozycji. Nie byłem w poprzedniej, więc nie do końca wiem, jak to wszyscy funkcjonowało. Jednak wiem przez co musimy przechodzić tutaj, na miejscu. Przez ostatni tydzień jesteśmy badani dwa razy dziennie. To często dość przytłaczające. Jeśli dzięki temu bylibyśmy w stanie kontrolować rozprzestrzenianie się wirusa, to ja jestem zdecydowanie na tak – powiedział Beal.
Beal przyznał, że nie był w pierwszym „bąblu”, który na początku był chwalony przez zawodników. Jednak z kolejnymi tygodniami izolacji rzeczywistość nie była już tak kolorowa. Aktualne wytyczne, które wprowadziła liga dość mocno uderzają w życie prywatne zawodników, zaczynając od tego, że gracze z przeciwnych drużyn nie mogą po meczu ze sobą rozmawiać.
„Bańka” z pewnością zwiększyłaby bezpieczeństwo i pozwoliła zawodnikom na pełne cieszenie się grą. Wydaje się jednak, że gracze, którzy dokończyli sezon w Orlando, będą mieli na ten temat zupełnie inne zdanie.