Trwają gorączkowe przygotowania do tegorocznego draftu. Drużyny wiedzą już, z jakimi numerami będą wybierać. Szczęście w loterii draftu mieli m.in. Portland Trail Blazers, którzy wylosowali „trójkę”. Wszystko wskazuje jednak na to, że Blazers niekoniecznie chcą dodać do składu młody talent, lecz zamiast tego wykorzystać ten wybór, by pozyskać pomoc na tu i teraz dla Damiana Lillarda. W związku z tym Blazers próbują się teraz zorientować, co mogą uzyskać na rynku transferowym, jeśli postanowią handlować trzecim wyborem.
Sporo w ostatnich dniach mówiło się o tym, że ekipa z Portland na celowniku ma Mikala Bridgesa. Sęk jednak w tym, że Brooklyn Nets nie są w ogóle zainteresowani oddaniem tego akurat zawodnika:
Nie ma się w sumie czemu dziwić, bo przecież Nets mieli na stole oferty, aby przehandlować Bridgesa – pozyskanego w lutym przy okazji transferu Kevina Duranta do Phoenix Suns – przed końcem okienka transferowego w NBA, ale ostatecznie tego nie zrobili. I to pomimo faktu, że Memphis Grizzlies mieli proponować aż cztery wybory w pierwszej rundzie draftu. Władze nowojorskiej drużyny widzą jednak w 25-latku ważną część zespołu i wydaje się, że jest to dla nich kluczowa postać, jeśli chodzi o budowę drużyny na przyszłość.
Bridges zdążył rozegrać 27 spotkań w barwach Nets w sezonie zasadniczym, notując średnio ponad 26 punktów na mecz. Dużym plusem dla Brooklynu jest też to, że skrzydłowy ma jeszcze przez trzy lata ważny kontrakt. Sam zawodnik przyznał zresztą, że ucieszył się na wieść transferu do Nets i nie miał problemu z tym, aby świetnie się w nowym klubie odnaleźć, a fani szybko zaakceptowali go nie tylko ze względu na postawę na parkiecie, ale też pewną zmianę kulturową w klubie po latach kontrowersji z Durantem, Hardenem i Irvingiem.