Bradley Beal rozgrywa fantastyczny sezon i gdyby okoliczności były dla Washington Wizards nieco inne, byłby kandydatem do nagrody MVP. Trudno jednak włączyć się do tej rywalizacji, jeśli twoja drużyna ugrzęzła w poważnych tarapatach i nie potrafi się z nich wydostać.
W ostatnim czasie wiele się wokół Bradleya Beala dzieje. Zawodnik w rozmowach z dziennikarzami podkreśla swoją frustrację obecną sytuacją, ale zaprzecza jakoby szukał transferu. Jest zatem wkurzony, ale pozostaje wobec Washington Wizards lojalny. Nikt jednak nie wie, jak długo ten stan rzeczy potrwa. Bieżące rozgrywki miały być powrotem drużyny do rywalizacji z czołówką wschodniej konferencji, zwłaszcza po pozyskaniu Russella Westbrooka.
Jednak pierwsze miesiące rozgrywek są dla zespołu pełne nieprzyjemnych niespodzianek. Jak nie urazy, to absencje spowodowane protokołem COVID-19. Dopiero niedawno trener Scott Brooks miał na treningu kilkunastu zawodników do dyspozycji. Beal stara się ten wózek ciągnąć, mocno narażając swoje zdrowie, które przecież w poprzednich latach płatało mu figle. W DC nie mają jednak innego wyjścia – muszą opierać się na swoim liderze, jeśli nadal marzą o play-ofach.
Beal w 16 meczach bieżącego sezonu notował na swoje konto średnio 35 punktów (najwięcej w lidze), 4,9 zbiórki i 4,7 asysty trafiając 48,5 FG% oraz 35,6 3PT%. W ostatnim meczu Wizards musieli uznać wyższość Portland Trail Blazers mimo 37 punktów Bradleya. Był to szesnasty mecz z rzędu, w którym zawodnik Wizards zanotował 25 punktów lub więcej. Wyrównał tym samym wieloletni rekord należący do Michaela Jordana.
Jordan swoją serię zanotował w sezonie 1988/1989. Skończył wówczas jako najlepszy punktujący sezonu regularnego. Natomiast rekord meczów 25+ punktowych należy do Wilta Chamberlaina, który w rozgrywkach 1961/1962 dobijał do tej granicy w każdym meczu ligowym. Mówimy zatem o bardzo zacnym gronie, w jakim się Beal znalazł. Nic nie wskazuje na to, by zawodnik się zatrzymywał. Wizards nadal mają czas i szansę, by sezon 2020/21 uratować.