Już w najbliższą sobotę zobaczymy czy kolejna próba przywrócenia blasku konkursowi wsadów przyniesie efekt. Dokładnie 20 lat temu, po trzyletniej przerwie wrócił konkurs wsadów. I to jak wrócił. Rywalizacja z 2000 roku jest uważana jeśli nie za najlepszą, to jedną z dwóch, może trzech najlepszych.
Patrząc na to jaki był skład tamtego konkursu, można było się zastanawiać czy mamy do czynienia z konkursem wsadów, czy z uczestnikami Meczu Gwiazd. Jedynie Ricky Davis z sześciu graczy nie zagrał nigdy w All-Star Game. Poza nim mieliśmy Larry’ego Hughesa, Tracy’ego McGrady’ego, Steve’a Francisa, Jerry’ego Stackhouse’a i Vince’a Cartera.
To właśnie na niego ostatniego wszyscy czekali. Dla Cartera był to dopiero drugi sezon w NBA. Dał się już jednak poznać jako jeden z najlepiej wkładających zawodników piłkę do kosza. W swoim drugim sezonie, gdy razem z Raptors rozwinął skrzydła, był jeszcze lepszy. Z resztą, nie ma co pisać, trzeba to pokazać:
Rywale Cartera także byli świetni. Do finałowej rywalizacji weszli razem z nim Tracy McGrady i Steve Francis. McGrady, czyli ówczesny kolega z drużyny Vince’a nie był w stanie wyróżnić się tak bardzo, bo robił podobne wsady jak sam Carter, ale robił to po prostu gorzej. Francis z kolei przypominał piłeczkę kauczukową odbijającą się od parkietu na niesamowitą wysokość.
Ciekawym elementem tamtej rywalizacji było także mierzenie wyskoku zawodników przy wsadach. Najlepszy w tym elemencie okazał się Francis. Ale sam konkurs przegrał. A tak do tego doszło: