Do tej pory nie możemy pogodzić się z faktem, że mówimy o Kobem Bryancie w czasie przeszłym. Legenda Los Angeles Lakers rozegrała dziesiątki fenomenalnych spotkań, ale tamta seria była wyciągnięta prosto z gry komputerowej.
23 marca 2007 roku, Kobe Bryant rzucił 50 punktów w starciu z New Orleans Hornets. Był to jego czwarty mecz z rzędu z minimum 50 punktami. Zaledwie 24 godziny wcześniej trafił 60 punktów przeciwko Memphis Grizzlies. Dołączył wówczas do fantastycznego grona zawodników, którzy rzucili minimum 50 punktów w dwie noce z rzędu. Przed nim dokonali tego Wilt Chamberlain, Elgin Baylor, Bernard King oraz Michael Jordan.
W meczu z Hornets Kobe był 16/16 z linii rzutów wolnych i 16/29 z gry. Symptomatyczne było z pewnością to, że nie miał na swoim koncie żadnej asysty. W kolejnym meczu w Staples Center zanotował 43 oczka przeciwko Golden State Warriors i w ten sposób seria Bryanta dobiegła końca. Ale w 13 meczach tamtego marca notował na swoje konto średnio… 40,4 punktu!
W całym sezonie 2006/2007 10-krotnie notował minimum 50 punktów. Warto zaznaczyć, że Lakers wygrali wszystkie mecze wspomnianej 4-meczowej serii. Kobemu często zarzucano, że statystyki ceni bardziej od zwycięstw swojego zespołu. Seria zaczęła się od wygranej przeciwko Portland Trail Blazers 16 marca. Wówczas KB w Staples Center rzucił… 65 punktów! Dwa dni później Jeziorowcy pokonali Minnesotę Timberwolves, a Bryant trafił 50 oczek. Następnie wspomniany mecz w Memphis i Nowym Orleanie. Fenomenalna seria…
13 years ago today, Kobe dropped his fourth 50-point game in a row.
65. 50. 60. 50.
Legendary ? pic.twitter.com/RKo5hh3SiR
— ESPN (@espn) March 23, 2020
NBA: Wpadka Murraya, ciężkie treningi LeBrona, zawodnicy na TikTok-u! Co słychać u gwiazd? (część 3)
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET