SKM Zastal Zielona Góra wrócił z Mistrzostw Polski u20 bez medalu po porażce w meczu o trzecie miejsce z WKK Wrocław. Jak twierdzi Marcel Ponitka, młodszy brat Mateusza – Nasza obecność w najlepszej czwórce drużyn z całej Polski to i tak spory sukces.
Piotr Jankowski: Na Mistrzostwach Polski u20 musieliście się obejść bez medalu. Chyba jesteście trochę zawiedzeni, bo mierzyliście w medale.
Marcel Ponitka: Moim zdaniem nasza obecność w najlepszej czwórce drużyn z całej Polski to i tak spory sukces i nagroda. Oczywiście, każdy z nas chciał te mistrzostwa skończyć z medalem, ale niestety. W tym roku nie daliśmy rady fizycznie.
Jak oceniasz swój występ na finałach? W piątkowym meczu z Astorią Bydgoszcz byłeś bliski triple-double (30 punktów, 9 zbiórek, 7 asyst).
Chciałem dać drużynie jak najwięcej mogę, w każdym meczu. Cieszę się, że miałem okazję zagrać na tym turnieju, bowiem to pozwoliło mi rozpoznać moje mankamenty, nad którymi muszę się skupić w najbliższym czasie. Taki mam teraz cel, skupić się na swoich mankamentach, bo jest ich na pewno dużo.
Dlaczego zdecydowałeś się na powrót do Polski, do Stelmetu? Nie miałeś ofert z NCAA?
Przed wyjazdem doszliśmy wspólnie do wniosku, że po roku wrócę skończyć porozumienie, które wiąże mnie z klubem.
Co najwięcej koszykarsko dał ci ten rok spędzony w Stanach?
Naprawdę bardzo dużo. Poznałem inny świat koszykówki, inny styl gry. Zobaczyłem jak to wygląda za wielką wodą. Tam, pomimo młodego wieku wszyscy traktują koszykówkę bardzo profesjonalnie. Nauczyłem się bardzo dużo, ale również dojrzałem jako zawodnik.
Przez czas spędzony za oceanem miałeś okazję trenować i grać na co dzień z Benem Simmonsem, jednym z kandydatów do bycia numerem jeden najbliższego draftu NBA. Co twoim zdaniem jest jego najmocniejszą stroną?
Ben to prawdziwy fenomen! Jego warunki fizyczne są niespotykane. Przy 205 centymetrach wzrostu włada piłką, jak rozgrywający. Jest koszykarzem po prostu nie do zatrzymania.
Zarówno ty, jak i Mateusz macie sylwetki rzadko spotykane u polskich koszykarzy. Swego czasu Jerzy Szambelan zdradził, że to chyba geny po dziadku.
Najwidoczniej coś w tym jest (śmiech). W stanach byłem w szkole, która stawiała na zawodników dynamicznych i szybkich. Na siłowni spędzaliśmy bardzo mało czasu, a w trakcie meczów skupialiśmy się na tym, by „zajechać” drużyny przeciwne. Myślę, że był to klucz w zdobyciu Mistrzostwa Stanów.
W Tauron Basket Lidze za dużo nie grasz, ale w rozstrzygniętych końcówkach trener Saso Filipovski daje ci pograć i ustawia pod ciebie zagrywki. Takiego doświadczenia zazdrości ci pewnie masa rówieśników.
Jestem w pierwszej drużynie, w której poziom jest bardzo wysoki. W tym roku graliśmy w Eurolidze i EuroCupie, a zawodnicy, z których składa się zespół nie są przypadkowi. To na pewno dużo mi daje nawet jeśli mówimy o samych treningach. Wiadomo, że mam wielką chęć grania, ale cierpliwie czekam na swoje szanse i staram się je wykorzystywać w stu procentach.
Teraz przed Wami bój z Uniksem Kazań. Jak atmosfera w drużynie? Nastawienie bojowe?
Nasza drużyna jest bardzo ambitna i myślę, że pomimo tej minimalnej porażki u siebie, chłopaki będą chcieli udowodnić w Kazaniu, że nasza gra w Eurolidze to nie przypadek.
Obserwuj @PJ_Jankowski
Obserwuj @PROBASKET