Kariera koszykarza bywa często zawrotna. Nie sposób przewidzieć wszystkich przeciwności losu, a w szczególności tych, które zdarzają się nader rzadko. Z taką sytuacją dokładnie 20 lat temu spotkał się Paul Pierce. Zwykłe wyjście na miasto zamieniło się dla niego w istny horror.
Boston, 25 września 2000 roku. Podczas gdy reprezentacja Stanów Zjednoczonych walczyła o złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney, Paul Pierce i Celtics w spokoju przygotowywali się do nadchodzącego sezonu. Poprzednią kampanię zakończyli z nie najgorszym bilansem 35-47, ponownie jednak poza pierwszą ósemką. Po latach posuchy w Bostonie zapomniano już, jak smakuje zwycięstwo w play-offs.
22-letni wówczas Pierce zdecydował, że tego wieczoru wybierze się ze znajomymi na miasto, ot standardowa forma relaksu większości młodych koszykarzy. Były skrzydłowy Celtics wspomina, że problemy w „Buzz Club” zaczęły się, gdy jeden mężczyzna powiedział mu, by ten przestał rozmawiać z pewną dziewczyną. Po chwili zamieszania i przepychanek Pierce został uderzony szklaną butelką w głowę i dźgnięty nożem aż 11 razy.
– Dźgnięty trzy razy w brzuch i pięć razy w plecy przez bodaj dwa różne noże. Dostałem butelką w głowę, po prawej stronie oka mam bliznę, która wymagała dwóch operacji plastycznych, bo wszystko było tak rozwalone. Nie czujesz tego pod wpływem adrenaliny. Kiedy było po wszystkim, zdałem sobie sprawę, że to wszystko się dzieje – wspomina Pierce w podkaście All The Smoke.
Szczegóły tego wydarzenia w artykule Jaya Kinga z TheAthletic ujawnia John Connor, ówczesny kierownik sprzętu w drużynie Celtics. Informację o całej sytuacji kierownictwo klubu otrzymało około drugiej w nocy. Paul został natychmiastowo przewieziony do szpitala, gdzie przeszedł m.in. operację zapadniętego płuca. Na miejscu było już kilka związanych z C’s osób. Connor podkreśla, że początkowo nie byli nawet pewni, czy Pierce w ogóle przeżyje.
– Pamiętam przyjazd do szpitala, walenie w drzwi i pytania „Czy ja umrę? Czy ja umrę?”. Moje życie naprawdę się zmieniło, by przez to wszystko przejść – dodaje Pierce.
Pierce nie tylko przeżył (lekarze sugerowali, że życie uratowała mu skórzana kurtka, którą miał wówczas na sobie), ale po nieco ponad miesiącu powrócił na parkiet i wystąpił w pierwszym meczu sezonu przeciwko Detroit Pistons, w którym zanotował 28 „oczek”. Od tamtego momentu grał jak natchniony. Zdobywał średnio 25,3 punktu i 6,4 zbiórki na mecz. Dodatkowo po raz pierwszy w swojej karierze rozegrał wszystkie 82 spotkania rozgrywek zasadniczych.
– Naprawdę nie rozumiałem, jak on to zrobił. Potem w dodatku zaczął grać na takim poziomie. Mówiłem sobie „ten gość będzie jednym z najlepszych w historii”. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie tylko w to, jak twardy jest, ale że przeżył w takim środowisku – wspomina Kenny Anderson, kolega z zespołu Pierce’a.
Wydarzenia z 25 września 2000 roku zmieniły Pierce’a na zawsze, ale nie obyło się bez poważnego uszczerbku na psychice. Przez lata skrzydłowy Celtics borykał się z paniczną paranoją. Policja monitorowała jego dom 24 godziny na dobę, a on sam nosił przy sobie broń. Zmienił jednak swój styl życia, na skutek czego, jak pokazała historia, aż dziesięciokrotnie brał udział w meczu gwiazd, a w 2008 roku finalnie wywalczył mistrzowski pierścień i nagrodę MVP finałów. Często jednak zapomina się, jak fantastycznym zawodnikiem był Pierce. Nie bez przyczyny Kobe Bryant ochrzcił go mianem „jednego z najtrudniejszych rywali, których przyszło mu kryć”.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną
- NBA: Khris Middleton jest gotowy. Dlaczego więc nie wraca?
- NBA: Bane chciał być jak Morant. Szkoda, że nie w pozytywnym sensie