Jeszcze kilka tygodni temu Draymond Green był na trzecim miejscu w głosowaniu na skrzydłowych zachodniej konferencji. Początkowy sukces okazał się jednak złym proroctwem, ponieważ ostateczna seria przesądziła, iż to Kawhi Leonard otrzymał od kibiców szansę.
W finałowych dniach głosowania zawodnika Golden State Warriors wyprzedził nawet Zaza Pachulia, który po pospolitym ruszeniu w jego rodzinnym kraju skończył głosowanie na czwartym miejscu. Center Dallas Mavericks rozgrywa niezły sezon, ale jego obecność wśród gwiazd zachodu byłaby dowodem słuszności dla krytyków obecnego systemu wybierania graczy obu składów.
– Nie jestem ani rozczarowany, ani zły – przyznaje Draymond Green. – Nie jest też człowiekiem, który oczekuje czegoś i gdy tego nie dostaje, to zaczyna marudzić Dziękuje fanom, że w ogóle pozwolili mi rywalizować o pierwszą piątkę. Nigdy nie myślałem, że coś takiego może mnie spotkać – dodał.
W tych kilku słowach zawarła się niemal cała esencja człowieka, jakim jest Draymond Green. Przez jego postawę przebija się wiele pokory oraz wdzięczności. Fakt, że gra na poziomie All-Star nie wpływa na to, jak traktuje swoją obecność w lidze – nigdy nie brał niczego za pewnik, czym odzwierciedla także nastawienie mistrzów przed walką o obronę tytułu.
Tak czy inaczej Green znajdzie się w składzie gwiazd zachodu, bo bez cienia wątpliwości wybiorą go trenerzy, którzy za kilkanaście dni ogłoszą swoje decyzje. To będzie debiut silnego skrzydłowego w All-Star Game. W 43 meczach sezonu regularnego wychowanek Michigan State notował średnio 14,7 punktu, 9,5 zbiórki, 7,3 asysty, 1,3 bloku i 1,4 przechwytu trafiając 47,3 FG% oraz 40,9 3PT%.
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET