Regularnie oglądasz mecze NBA, śledzisz wszystkie doniesienia? Rodzina i znajomi mówią – lepiej weź się do pracy? Teraz będziesz miał kolejną wymówkę! Obserwując amerykańskich koszykarzy można nauczyć się wiele rzeczy, które warto przenieść na grunt biznesu – pisze Damian Jursza, autor bloga PracaSport.pl.
Autor: Jacek Bargieł piszący dla portalu prawosportowe.pl. Portal wspierany jest przez Kancelarię Radcy Prawnego Tomasz Dauerman, zajmującą się prawem sportowym i gospodarczym.
Zobacz także: Prawo Sportowe na Facebooku oraz Kancelaria Radcy Prawnego Tomasz Dauerman na Facebooku.
Artykuł ukazał się w specjalnej, nowej kategorii na PROBASKET: Public Relations, Marketing oraz Prawo i Praca w Sporcie
Najlepsi amerykańscy koszykarze mogą być inspiracją nie tylko pod kątem sportowym, ale także i biznesowym. Gracze NBA stanowią doskonały dowód na to, że o sukcesie decyduje nie tylko sam talent, ale przede wszystkim odpowiednia determinacja i żmudna praca. Oto 4 aspekty, na które warto zwrócić uwagę śledząc rozgrywki najlepszej koszykarskiej ligi na świecie.
Pracuj ciężko, aby osiągnąć sukces
John Stockton, zanim został jedną z legend NBA, rozwijał swoje umiejętności każdego dnia. Niezależnie od szkolnych treningów czy gier z kolegami, codziennie wiele godzin spędzał rzucając do kosza na przydomowym podjeździe. Pogoda nie miała żadnego znaczenia. W swojej autobiografii Stockton wspomina, że rzuty w rękawiczkach zimowych nie należały do najłatwiejszych, ale pozwoliły w przyszłości nie zastanawiać się nad zbędnymi drobiazgami. Wyćwiczone w dzieciństwie automatyzmy oraz pielęgnowanie etosu ciężkiej pracy bardzo pomogły mu w późniejszej karierze.
Kiedy został wybrany w drafcie przez Utah Jazz, zamiast odpocząć na wakacjach przed nowym wyzwaniem, poprosił klub o kasety z meczami z poprzedniego sezonu. Po prostu chciał jak najszybciej nauczyć się stylu gry swojego nowego zespołu. Ciężka praca towarzyszyła mu zresztą przez całą sportową karierę.
Pracuj ciężko, gdy osiągniesz sukces
Etyki pracy świat biznesu mógłby uczyć się od Kobe’go Bryanta. Poniższa historia opowiedziana przez Roba, jednego z jego trenerów, odbiła się głośnym echem w amerykańskich mediach i była przedstawiana na kilku konferencjach biznesowych.
W 2012 roku podczas przygotowań reprezentacji USA przed Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie, Bryant około godziny 4:15 w nocy zadzwonił do trenera z prośbą, aby ten przyjechał pomóc mu zrobić trening indywidualny.
Zdziwiony trener wstał z łóżka i pojawił się o godzinie 5 w salce treningowej widząc mokrego od wysiłku Bryanta. Następną godzinę i 15 minut trenowali już wspólnie, następnie przeszli na siłownię, gdzie przez 45 minut pracowali nad ćwiczeniami wzmacniającymi. Po wszystkim trener wrócił zrobić krótką drzemkę do hotelu, wszak o godzinie 11 miał zacząć się trening całej drużyny. Bryant postanowił jeszcze zostać, aby poćwiczyć rzuty na boisku.
Podczas treningu reprezentacji o 11:00 widząc rzucającego Bryanta, trener podszedł do niego i poklepał po ramieniu.
– Odwaliłeś kawał dobrej roboty dziś rano.
– Hm?
– No wiesz, ten trening. Dobra robota.
– Aaa, tak. Dzięki, Rob. Doceniam to.
– Kiedy skończyłeś?
– Co skończyłem?
– No rzucać. O której wyszedłeś z sali?
– Właśnie kończę. Chciałem trafić ponad 800 rzutów, więc zaraz kończę.
Dzięki ciężkiej pracy Kobe Bryant pokonywał własne bariery. W 2012 roku w wieku 34 lat (!) odnotował jeden z lepszych sezonów swojej karierze.
Jeśli nie spróbujesz, nie osiągniesz sukcesu
Ciężka praca na niewiele się zda, jeśli będziemy bali się ryzyka. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę Ray Allen, król rzutów za trzy, który z 2973 punktami jest rekordzistą w historii NBA. To wynik, którego nie udało się pobić takim tuzom jak chociażby Reggie Miller, Jason Kidd czy wciąż grający Stephen Curry.
Jak Allen tego dokonał? Po prostu rzucał. Jeśli zagłębimy się mocniej w statystyki to okaże się, że jest on też rekordzistą pod względem liczby prób rzutów za 3 punkty. Allen rzucał w ten sposób aż 7429 razy! Jak się okazuje nawet skuteczność na poziomie 40% może nam zapewnić miejsce w historii, trzeba tylko próbować.
Przykład Allena pokazuje, że sukces odnoszą ci, którzy nie zrażają się porażkami, cały czas próbując dążyć do wymarzonego celu.
Dbaj o odpowiednią motywację
O tym, że jesteśmy lepsi od przeciwnika decydują często detale. Zarówno w biznesie jak i na parkiecie. W 2015 roku Stephen Curry chcąc poprawić swoją grę, obrał sobie za cele wyeliminowanie jednego z jego największych wtedy mankamentów, czyli dużej liczby strat. Założył się ze swoją mamą, że za każdą stratę (liczoną powyżej trzech) będzie jej płacił 100 dolarów, a pod koniec sezonu razem wybiorą się na wspólne zakupy. Chociaż cały zakład miał formę zabawy, to koszykarz podszedł do niego bardzo ambitnie.
Nietypowa motywacja podziałała dobrze i Curry poprawił się, odnotowując 3,6 strat na mecz. Czasem wystarczy naprawdę mały bodziec, abyśmy mogli polepszyć swoje wyniki. Warto wyznaczać sobie konkretne cele, a jeszcze lepiej dzielić się nimi z innymi osobami – wówczas będzie to stanowiło doskonałą motywację do realizacji tego, co sobie postanowiliśmy.
Z NBA do biznesu
Warto obserwować graczy NBA – zwłaszcza, że wielu z nich z powodzeniem działa w biznesie po zakończeniu kariery. Nie chodzi tutaj tylko o oczywiste przykłady ikon popkultury jak Michael Jordan, Shaquille O’Neal, Magic Johnson czy LeBron James, którzy w sporcie zarobili takie środki, że mogą sobie pozwolić na duże ryzyko inwestycyjne i tak naprawdę wszystko co robią zamieniają w złoto.
Skala ludzi sukcesu wywodzących się z koszykarskich parkietów jest naprawdę bardzo duża i wychodzi poza największe nazwiska. Dobrze radzącymi sobie przedsiębiorcami są chociażby Michael Redd, Quentin Richardson, Chauncey Billups, George Tinsley, Vinnie Johnson, Chris Webber, a Dave Bing był nawet w latach 2009 – 2013 burmistrzem Detroit.
Damian Jursza, autor bloga PracaSport.pl
Tekst pochodzi ze specjalnej kategorii na PROBASKET, która poświęcona jest Public Relations, Marketingowi oraz prawu i pracy w sporcie. Zobacz więcej wpisów w tej kategorii.