Steve Clifford i Orlando Magic doszli do porozumienia w sprawie rozwiązania kontraktu – poinformował Adrian Wojnarowski z ESPN. 59-latek był pierwszym trenerem drużyny z Florydy przez ostatnie trzy lata. Decyzja zapadła po tym jak Magic zakończyli sezon regularny 2020/21 z bilansem 21-51.
Magic byli jednym z najbardziej doświadczonych zespołów pod względem liczby kontuzji, wystarczy wspomnieć, że już w styczniu stracili Markelle’a Fultza ze względu na zerwane więzadło krzyżowe przednie. Cliffordowi pozostawał jeszcze rok 4-letniej umowy, którą podpisał w 2018 roku. Magic zatrudnili Clifforda po sześciu kolejnych sezonach z ujemnym bilansem. W swoim pierwszym sezonie szkoleniowiec zanotował rekord 42-40 i wprowadził zespół do play-offów. Rok później bilans 33-40 pozwolił im znów wejść do play-offów, ale znów odpadli w pierwszej rundzie.
Wydaje się, że decyzja jest przemyślana – trener i zarząd odczekali chwilę, na chłodno przeanalizowali sytuację. W ostatnich kilku dniach otwiera się kilka wakatów, drużyny wykonują pewne ruchy, więc taki zabieg zarządu Magic jest jak najbardziej zrozumiały. Na ten moment nie jest jasne w jakim kierunku uderzą Magic. Klub, w którym karierę zaczynał Marcin Gortat wykona już piątą zmianę trenera od 2012 roku, kiedy to pożegnali się ze Stanem Van Gundym. Można jednak zakładać, że Magic pójdą w młodego, niedoświadczonego szkoleniowca, który zadba o rozwój młodego składu.
Mimo wszystko pobyt Clifforda w Magic powinien być rozpatrywany pozytywnie – przed jego przyjściem Orlando przez sześć lat nie zagrało w play-offach. Pod jego rządami młodzi gracze rozwinęli się, a weterani grali lepiej. Trudno ocenić natomiast rozgrywki 2020-21, głównie ze względu na kontuzje. Pozostaje pytanie, co stałoby się, gdyby Jonathan Isaac nie rozwalił sobie kolana w „bańce”, a zdrowy pozostałby Fultz? Być może Magic nigdy nie musieliby tak mocno przebudowywać składu.