Milwaukee Bucks po raz czwarty okazali się lepsi od Miami Heat i bez większych problemów awansowali do kolejnego etapu. Tam czeka ich rywalizacja ze zwycięzcą pary Brooklyn Nets – Boston Celtics. Zupełnie inaczej układa się starcie Denver Nuggets z Portland Trail Blazers. Ekipa z Oregonu pewnie pokonała swojego rywala, prowadząc momentami różnicą nawet 33 punktów i doprowadziła tym samym do remisu 2-2. Washington Wizards nie wykorzystali wsparcia własnej publiczności i ponownie przegrali z Philadelphią 76ers. W całej serii „Szóstki” prowadzą już 3-0. Blisko sprawienia niespodzianki byli za to Memphis Grizzlies. „Niedźwiadki” objęły prowadzenie w końcówce, ale nie zdołały dowieźć go do końcowej syreny.
MIAMI HEAT – MILWAUKEE BUCKS 103:120 (0-4)
- Milwaukee Bucks stanęli przed szansą, by jako pierwszy zespół tegorocznych play-offów pokonać swojego przeciwnika w całej serii i awansować do półfinałów konferencji. Zadanie to utrudniła jednak kontuzja Donte DiVincenzo, który wypadł z gry do końca bieżącego sezonu. Jego miejsce w wyjściowej piątce zajął dziś Pat Connaughton, który w trzech poprzednich spotkaniach z Miami Heat notował średnio 8,7 punktu oraz 3,3 zbiórki na mecz.
- Obie drużyny miały od początku wyraźne problemy ze skutecznością (Bucks 6/18, w tym 0/7 za trzy; Heat 7/16). Gracze Miami zdołali jednak odskoczyć z wynikiem (20:12), bo dużo lepiej radzili sobie zza łuku, trafiając 4 z pierwszych 7 prób. Świetnie spisywał się wówczas Trevor Ariza, zdobywca 11 punktów w pierwszej „ćwiartce”. Bucks zaczęli opierać swoje ataki na wejściach w okolice strefy podkoszowej, bo ich skuteczności za trzy w dalszym ciągu szwankowała (1/10 w pierwszej kwarcie), dzięki czemu zdołali zniwelować nieco stratę (22:26).
- W drugiej kwarcie obie ekipy odnalazły rytm strzelecki, ale wciąż lepiej radzili sobie gospodarze. „Trójka” Andre Iguodali wyprowadziła Heat na 10-punktowe prowadzenie, po którym Mike Budenholzer poprosił o przerwę na żądanie. Ta nie odmieniła jednak obrazu gry i choć w pewnym momencie Miami odskoczyli na 12 punktów (najwyższe jak dotąd prowadzenie Heat w całej serii), to ich przewaga już do przerwy oscylowała w granicy 7-10 oczek (64:57). Podczas gdy kiepskie zawody rozgrywał Giannis Antetokounmpo (0/6 z gry), sytuacje Bucks ratowali m.in. zmiennicy. Zza łuku regularnie punktował Bryn Forbes. Swoje dorzucał również Bobby Portis.
- Na początku trzeciej kwarty Bucks na dobre wrócili do gry. Seria 20:4 zakończona pięcioma kolejnymi punktami Khrisa Middletona, wsadem Brooka Lopeza i „trójką” Bryna Forbesa wyprowadziła ich na 7-punktowe prowadzenie (77:70). O czas poprosił wówczas Erik Spoelstra i Heat nieco się przebudzili, ale przegrali ostatecznie tę część 21:34, rozpoczynając ostatnią odsłonę z deficytem sześciu oczek. W międzyczasie triple-double przypieczętował Antetokounmpo, stając się tym samym trzecim zawodnikiem Bucks w historii, który zanotował potrójną zdobycz w meczu play-offów. Jego trafienia, a także punkty Portisa i świetnie prezentującego się Lopeza sprawiły, że przyjezdni stopniowo powiększali swoją przewagę i bez większych problemów dowieźli zwycięstwo do końcowej syreny.
- Najlepszym punktującym „Kozłów” był dziś Brook Lopez, zdobywca 25 oczek i 8 zbiórek. Świetne minuty z ławki rezerwowych dał Bryn Forbes, który dorzucił 22 punkty (7/14 zza łuku). Po kiepskiej pierwszej połowie Giannis Antetokounmpo zdołał ostatecznie skompletować 20 punktów, 15 asyst i 12 zbiórek (8/18 z gry; 0/4 za trzy). Tyle samo punktów dołożył Khris Middleton (do tego 11 zbiórek).
- Po stronie Heat tylko Bam Adebayo zdobył przynajmniej 20 punktów. 23-letni środkowy do swojego dorobku dołożył również 14 zbiórek i 4 asysty (10/17 z gry). Wspierali go przede wszystkim Kendrick Nunn (18 pkt; 2/6 za trzy), Tyler Herro (14 pkt; 2/7 za trzy), Goran Dragić (13 pkt; 1/5 za trzy), Jimmy Butler (12 punktów, 10 zbiórek, 10 asyst; 4/15 z gry) i Trevor Ariza (11 pkt). Zespół z Miami po raz czwarty w tej serii dał się kompletnie zdominować na tablicach (40-56).
- Milwaukee Bucks stali się tym samym pierwszym zespołem, który awansował do kolejnego etapu fazy play-offs. W półfinale konferencji wschodniej ekipa z Wisconsin zmierzy się ze zwycięzcą pary Brooklyn Nets – Boston Celtics (2-1).
PORTLAND TRAIL BLAZERS – DENVER NUGGETS 115:95 (2-2)
- Nikola Jokić rozpoczął spotkanie od czterech kolejnych pudeł, co pośrednio pozwoliło Blazers szybko odskoczyć z wynikiem (13:23). Świetnie prezentował się wówczas Norman Powell, zdobywca 10 punktów w pierwszej kwarcie. Odpowiedział Monte Morris, w pewnym momencie przebudził się też Jokić, ale Blazers trafiali 55% swoich rzutów i po 12 minutach prowadzili 32:24.
- Po kilku niecelnych rzutach z obu stron na początek drugiej odsłony Nuggets zdołali zniwelować straty po serii 10:4. Kluczowa okazała się wówczas postawa JaMychala Greena, po którego trafieniach goście doprowadzili do remisu 36:36. Wówczas jednak w szeregi Denver ponownie wkradła się nieskuteczność, co konsekwentnie wykorzystali Powell, Damian Lillard i CJ McCollum, raz jeszcze odskakując z wynikiem (52:40). Ostatecznie do przerwy Blazers prowadzili różnicą 10 oczek (57:47).
- Blazers kapitalnie rozpoczęli trzecią „ćwiartkę” i po nieco ponad minucie gry prowadzili już dwudziestoma punktami (67:47). Przerwy na żądanie Michaela Malone’a nie odmieniły gry Nuggets, a przewaga gospodarzy systematycznie rosła, mimo że do tamtego momentu Lillard trafił jedynie 1 z 9 rzutów z gry. „Trójka” Carmelo Anthony’ego, który notabene obchodził wczoraj 37. urodziny, na 2:23 przed końcem trzeciej odsłony podwyższyła prowadzenie Portland do 30 punktów (88:58). Denver przegrali tę część gry 19:36 i wszystko wskazywało wówczas na to, że jest już po meczu. W czwartej odsłonie goście zdołali jedynie zmniejszyć rozmiary porażki.
- Głównym architektem zwycięstwa Blazers był dziś Norman Powell. 28-latek rozegrał fenomenalne zawody, zdobywając w końcowym rozrachunku 29 punków (11/15 z gry, 4/4 zza łuku). Solidnie zagrał CJ McCollum (21 punktów, 8 asyst), z dobrej strony pokazał się też Jusuf Nurkić (17 punktów, 6 zbiórek; 6/8 z gry). Gorzej wypadł natomiast Damian Lillard, który w trzech pierwszych spotkaniach notował średnio 37,7 punktu na mecz. Dziś rozgrywający dorzucił jedynie 10 oczek (do tego 10 asyst, 8 zbiórek, 1/10 z gry). Niezwykle cenne okazały się też trafienia wchodzącego z ławki Carmelo Anthony’ego (12 pkt).
- Po stronie Nuggets najwięcej punktów zdobył Nikola Jokić, autor 16 oczek i 9 zbiórek (7/18 z gry). Po 12 punktów dołożyli Facundo Campazzo (7 asyst, 3/10 z gry) i rezerwowy Monte Morris (5/12 z gry). Lepsze momenty JaMychala Greena pozwoliły mu skompletować 11 punktów. Aaron Gordon, Michael Porter Jr. i Austin Rivers trafili łącznie 5 z 15 rzutów z gry (kolejno 6, 3 i 8 zdobytych punktów). Całościowo Nuggets rzucali na skuteczności 34% z gry i 29,5% zza łuku.
- Portland Trail Blazers doprowadzają do remisu 2-2 w serii, a rywalizacja przenosi się ponownie do Denver. Mecz numer pięć odbędzie się 2 czerwca o godzinie 03:00 czasu polskiego.
WASHINGTON WIZARDS – PHILADELPHIA 76ERS 103:132 (0-3)
- Występ Russella Westbrooka, który w meczu numer dwa nabawił się urazu kostki, do końca stał pod znakiem zapytania. Ostatecznie rozgrywający Washington Wizards pojawił się na parkiecie, ale nie powstrzymało to Philadelphii 76ers przed szybkim odskoczeniem z wynikiem. Po niespełna ośmiu minutach spotkaniach przyjezdni prowadzili już różnicą 16 oczek (29:13). Od początku dobrze prezentowali się Joel Embiid, Seth Curry i Ben Simmons, podczas gdy „Czarodzieje” mieli ogromne problemy ze skutecznością zza łuku (1/9 w pierwszej kwarcie).
- Druga odsłona w wykonaniu gospodarzy okazała się nieco lepsza i po ośmiu kolejnych punktach Westbrooka przewaga Sixers stopniała do jedynie 4 oczek (40:36). W niesamowitej dyspozycji byli jednak Embiid i Tobias Harris, autorzy kolejno 16 i 12 punktów w tej części gry, co wraz ze świetną skutecznością (63,6% z gry) pozwoliło Sixers ponownie odskoczyć z wynikiem jeszcze przed przerwą (72:58). Trzecia „ćwiartka” okazała się kluczowa dla losów pojedynku. Po obiecującym początku w postaci dwóch „trójek” Westbrooka inicjatywę przejęli goście. Defensywa Wizards nie była w stanie powstrzymać wspomnianego duetu Embiid – Harris, który trafił wówczas wszystkie 9 rzutów z gry. To jednak trafienia Curry’ego, Bena Simmonsa i George’a Hilla powiększyły przewagę 76ers do 27 punktów (109:82).
- Sixers zwolnili nieco tempo i w czwartej odsłonie prezentowali się znacznie spokojniej. Szansę na grę otrzymali wówczas Mike Scott, Paul Reed czy Isaiah Joe. Gospodarze nie wykorzystali jednak obecności drugiego garnituru „Szóstek” i zaczęli masowo pudłować z każdej pozycji. Tylko w ostatniej kwarcie Wizards trafili 6 z 23 rzutów z gry (26,1%), nie wykorzystując wszystkich 11 prób zza łuku. Przyjezdni bez większych problemów dowieźli bezpieczne prowadzenie do końcowej syreny.
- Prym w szeregach 76ers wiódł dziś Joel Embiid, autor 36 punktów i 8 zbiórek (14/18 z gry, 3/4 za trzy). – Joel to wyjątkowy talent. Cały nasz plan jest w zasadzie skupiony wokół niego. Może punktować z daleka, nie jest jak reszta gości w lidze – mówił o występie Embiida Bradyley Beal. Równie skuteczny był Tobias Harris, który dorzucił 20 oczek, 13 zbiórek i 5 asyst. Po 15 punktów dołożyli z kolei Danny Green (5/9 zza łuku) i Seth Curry. Ben Simmons zakończył natomiast spotkanie z dorobkiem 14 punktów, 9 asyst i 5 zbiórek (7/10 z gry).
- Po drugiej stronie parkietu wyróżniali się przede wszystkim Bradley Beal (25 pkt, 1/8 za trzy) i Russell Westbrook, autor kolejnego triple-double, tym razem w postaci 26 oczek, 10 asyst i 12 zbiórek. Dwójkę tę wspierali przede wszystkim Daniel Gafford (16 pkt) i Rui Hachimura (10 pkt). Reszta zespołu nie stanęła jednak na wysokości zadania. Raul Neto trafił zaledwie 1 z 12 rzutów z gry (0/6 zza łuku), regularnie pudłowali też Davis Bertans (8 pkt, 1/5 za trzy) i Garrison Mathews (3 pkt, 0/2).
- Sixers nie zwalniają tempa i powiększają swoje prowadzenie w serii do stanu 3-0. Szansę na zakończenie rywalizacji w czterech spotkaniach będą mieli już 1 czerwca o godzinie 01:00 czasu polskiego.
MEMHPSIS GRIZZLIES – UTAH JAZZ 111:121 (1-2)
- Jazz lepiej weszli w mecz i jeszcze w pierwszej kwarcie zdołali wypracować sobie 15-punktową przewagę (34:19). Dobrze prezentował się wówczas Royce O’Neal, choć to kłopoty Memphis Grizzlies w głównej mierze sprawiły, że przyjezdni byli w stanie odskoczyć z wynikiem. W drugiej odsłonie przewaga podopiecznych Quina Snydera stale oscylowała w granicy 12 oczek, przez co do przerwy Jazz prowadzili 62:51.
- W drugiej połowie spotkanie wciąż było wyrównane, choć przyjezdni utrzymywali skromną przewagę. Na próby odskoczenia z wynikiem Grizzlies odpowiadali trafieniami Dillona Brooksa, Desmona Bane’a, Graysona Allena czy Ja Moranta, ale Jazz byli skuteczniejsi zarówno w rzutach z gry, jak i zza łuku, co szaloną „trójką” pod koniec trzeciej odsłony potwierdził Jordan Clarkson (96:85). Wyjątek stanowił Donovan Mitchell, który wyjątkowo kiepsko radził dziś sobie w próbach za trzy.
- Na początku czwartej kwarty podopieczni Taylora Jenkinsa zdołali raz jeszcze zniwelować stratę (93:96), ale mimo to poza grą w dalszym ciągu pozostawał Donovan Mitchell. „Niedźwiadki” dominowały w ofensywnych zbiórkach i punktach drugiej szansy, a już po chwili po „trójce” Allena doprowadziły do remisu (98:98). Po wyrównanej wymianie ciosów dwa rzuty osobiste Moranta wyprowadziły Memphis na pierwszej prowadzenie tej nocy (107:105). Jazz szybko wrócili jednak do gry, a punkty Mitchella i Goberta pozwoliły im odzyskać przewagę (115:109). Grizzlies pudłowali na potęgę i nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na serię 12:0 Utah. Blok Goberta na Jarenie Jacksonie Jr. w zasadzie przesądził o końcowym rezultacie. Jazzmani spokojnie dowieźli zwycięstwo do syreny.
- Pomimo problemów ze skutecznością najlepiej punktującym zawodnikiem Jazz był dziś Donovan Mitchell, autor 29 oczek i 5 asyst (9/23 z gry, 2/10 zza łuku). Kapitalne zawody rozegrał także Mike Conley (27 punktów, 8 asyst, 6 zbiórek; 7/10 za trzy), który błyszczał pod nieobecność Mitchella na parkiecie. Double-double w postaci 15 punktów i 14 zbiórek dołożył Rudy Gobert. Po 15 oczek zdobyli także Bojan Bogdanovic i wchodzący z ławki rezerwowych Jordan Clarkson.
- Po stronie Grizzlies prym wiedli przede wszystkim Ja Morant (28 punktów, 7 asyst) i Dillon Brooks (27 pkt). Obaj mieli jednak poważne problemy ze skutecznością zza łuku (łącznie 3/14). Równie kiepsko przy rzutach za trzy radzili sobie Jaren Jackson Jr. (9 punktów, 9 zbiórek; 1/5 zza łuku) i Kyle Anderson (11 punktów, 13 zbiórek; 1/5 zza łuku). Świetnie spisywał się natomiast Grayson Allen. Obrońca Memphis spędził na parkiecie 30 minut, trafił 5 z 9 rzutów za trzy i skompletował 17 oczek. Double-double dołożył Jonas Valanciunas (10 punktów, 13 zbiórek – w tym 6 w ofensywie) Grizzlies nie wykorzystali faktu, że wygrali walkę na tablicach (50-43), lepiej dzielili się piłką (23-17 w asystach) i skuteczniej ograniczyli straty (9-13).
- Po wpadce w meczu numer jeden Utah Jazz wracają do gry i obejmują prowadzenie w serii. Czwarte starcie obu ekip odbędzie się 1 czerwca o godzinie 03:30 czasu polskiego.
Tak wygląda „drzewko” play-off NBA 2021 po sobotnich spotkaniach:
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Kluby z Zachodu chcą zmiany formatu play-offów. Koniec z podziałem na konferencje?!
- NBA: D’Angelo Russell zaskoczył. Chce reprezentować naszych sąsiadów!
- NBA: Kyrie zostanie wolnym agentem. Wiemy co stanie się potem
- Kurtki, bluzy i buty Nike za połowę ceny! 3000 produktów! Nowa, wielka wyprzedaż
- NBA: Mecz Gwiazd ustalony? To będzie zupełnie nowe doświadczenie
- Wyniki NBA: Lakers przegrali wygrany mecz, sensacja w Toronto, błysk duetu Miller-Ball
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną
- NBA: Khris Middleton jest gotowy. Dlaczego więc nie wraca?