Na emocje w tegorocznych play-offach nie musieliśmy długo czekać. Do rozstrzygnięcia pierwszego meczu w serii Milwaukee Bucks – Miami Heat potrzebna była dogrywka, do której na równi z syreną doprowadził Jimmy Butler. W niej wielki okazał się jednak Khris Middleton, który na pół sekundy przed końcem zapewnił Bucks zwycięstwo. W drugim meczu tej nocy Dallas Mavericks pokonali wyżej notowanych Los Angeles Clippers, pozbawiając ich tym samym przewagi własnego parkietu. Wielki mecz przypieczętowany triple-double rozegrał Luka Doncić. Swoje spotkanie mimo problemów ze skutecznością wygrali również Brooklyn Nets, choć przez długi czas to Boston Celtics byli stroną przeważającą. Na zakończenie dzisiejszych zmagań Portland Trail Blazers pokonali Denver Nuggets w ich własnej hali po świetnym pojedynku Damiana Lillarda i Nikoli Jokicia.
MILWAUKEE BUCKS – MIAMI HEAT 109:107 (PO DOGRYWCE)
- Rezultat rywalizacji Milwaukee Bucks i Miami Heat był jedną z największych niespodzianek zeszłorocznej bańki w Orlando. Ekipa z Florydy bez większych problemów pokonała „Kozły” 4-1 i awansowała do finałów konferencji wschodniej. Teraz faworytem znów są Bucks, ale Heat ponownie planują namieszać w planach zespołów z czołówki.
- Mecz od trzech „trójek” rozpoczął Duncan Robinson, dzięki czemu Miami Heat szybko objęli skromne prowadzenie (9:2). Odpowiedział Giannis Antetokounmpo, ale w pierwszej kwarcie miał on spore problemy ze skutecznością (2/7 z gry, 1/3 z linii). Nie tylko Grek nie mógł na początku odnaleźć rytmu strzeleckiego. Obie ekipy notorycznie pudłowały zza łuku (Bucks: 1/12; Heat: 4/13). Bliżej kosza skuteczniejsi byli jednak gospodarze, przez co wynik stale oscylował w granicy remisu (24:22 dla Heat po 1q).
- W drugiej odsłonie Giannis również miał problemy ze skutecznością. Do krycia dwukrotnego MVP ligi Heat desygnowali przede wszystkim Bama Adebayo. 23-letni środkowy przyjezdnych świetnie wywiązywał się ze swoich obowiązków w defensywie, przez co do przerwy Grek spudłował aż 10 rzutów (6/16 z gry). Problemy w pierwszej połowie miał też Jimmy Butler (1/10 z gry). W międzyczasie Bucks wykorzystali słabszy moment Miami i po trafieniach Brooka Lopeza i Khrisa Middletona objęli pierwsze prowadzenie w meczu (41:40). Seria 14:4 „Kozłów” znacząco przyczyniła się do wyniku 53:50 po dwóch kwartach.
- W pierwszej połowie Bucks zdecydowanie przeważali pod względem punktów zdobytych w pomalowanym (32:12). Po przerwie ekipa Mike’a Budenholzera kontynuowała swoją dominację w tej kategorii, ale w dalszym ciągu, podobnie jak Miami Heat, nie potrafili odskoczyć z wynikiem. Na niezwykle cenne trafienia wchodzącego z ławki Gorana Dragicia odpowiadał m.in. skuteczny Jrue Holiday, przez co po trzeciej odsłonie przewaga Milwaukee wynosiła jedynie dwa oczka. Wszystko miało zatem rozstrzygnąć ostatnich 12 minut.
- Ścisła końcówka dostarczyła ogromnej ilości emocji. „Trójka” Trevora Arizy zmniejszyła przewagę Bucks do zaledwie jednego punktu (96:97). W kolejnej akcji rzuty osobiste wykonywał Giannis Antetokounmpo. Grek najpierw spudłował, a następnie przekroczył czas 10 sekund na oddanie rzutu. Po chwili do remisu doprowadził Jimmy Butler (97:97), ale Giannis ponownie wyprowadził Bucks na prowadzenie (98:97). W kluczowej akcji Butler zaplątał się we własnym dryblingu, a interwencja defensywny Bucks doprowadziła do rzutu sędziowskiego. Piłkę wywalczył Antetokounmpo i po chwili ponownie stanął na linii. 26-latek po raz kolejny trafił tylko raz i na 9 sekund przed końcem gospodarze prowadzili 99:97. Butler nie powiedział jednak ostatniego słowa. W ostatniej akcji lider Heat wziął ciężar gry na siebie i na równo z syreną doprowadził do remisu 99:99.
- Do rozstrzygnięcia pierwszego meczu tej serii była zatem potrzebna dogrywka. Obie ekipy miały w niej problemy ze skutecznością, w obliczu czego kluczowe okazało się trafienie Jrue Holidaya na 39,3 sekundy przed syreną (107:104 dla Bucks). W chaotycznej końcówce punkty drugiej szansy zza łuku zdobył Goran Dragić (107:107). Ostatnie posiadanie należało jednak do Milwaukee. Po indywidualnej akcji Khris Middleton wyprowadził gospodarzy na prowadzenie (109:107), zostawiając jedynie pół sekundy na zegarze. Butlerowi zabrakło czasu, by oddać rzut na wagę zwycięstwa.
- Bucks do triumfu poprowadzili przede wszystkim Giannis Antetokounmpo (26 punktów, 18 zbiórek, 5 asyst; 10/27 z gry) i Khris Middleton (27 punktów, 6 zbiórek, 6 asyst; 10/22 z gry). Niezwykle kluczowe okazało się wsparcie Jrue Holidaya (20 punktów, 11 zbiórek) i Brooka Lopeza (18 punktów, 8 zbiórek). Gospodarze trafili łącznie jedynie 5 z 31 rzutów zza łuku (16,1%)
- Po drugiej stronie wielki mecz rozegrał wchodzący z ławki Goran Dragić, autor 25 punktów (5/10 za trzy). Równie skuteczny zza łuku był Duncan Robinson, zdobywca 24 oczek (7/13 za trzy). Jimmy Butler dołożył double-double w postaci 17 punktów, 10 zbiórek i 8 asyst, ale przez cały wieczór miał problemy ze skutecznością (4/22 z gry). Blisko podwójnej zdobyczy byli Trevor Ariza (8 punktów, 12 zbiórek) i Bam Adebayo (9 punktów, 12 zbiórek, 5 asyst).
- Milwaukee Bucks obejmują tym samym prowadzenie w serii do czterech zwycięstw. Mecz numer dwa odbędzie się 25 maja o godzinie 01:30 czasu polskiego.
LOS ANGELES CLIPPERS – DALLAS MAVERICKS 103:113
- Mecz zdecydowanie lepiej rozpoczęli zawodnicy gości. Trafienia Kristapsa Porzingisa i Luki Doncicia wyprowadziły Mavericks na prowadzenie 17:6. Clippers mieli spore problemy ze skutecznością i trafili jedynie 2 z pierwszych 11 rzutów. W porę przebudził się jednak Kawhi Leonard, dzięki czemu gospodarze jeszcze w pierwszej odsłonie zniwelowali stratę do trzech oczek (30:33).
- W drugiej „ćwiartce” w dalszym ciągu problemy z odnalezieniem strzeleckiego rytmu miał Paul George. Na wysokości zadania stanęli jednak zmiennicy: Nicolas Batum, Serge Ibaka, Rajon Rondo i Reggie Jackson, dzięki którym LAC na dobre powrócili do meczu. To właśnie „trójka” Rondo wyprowadziła Clippers na pierwsze prowadzenie w spotkaniu (43:40). Przez dłuższy czas wynik oscylował w granicy remisu, ale Mavs po trafieniach Doncicia i Tima Hardawaya Jr’a. zakończyli drugą kwartę serią 11:2, dzięki czemu objęli prowadzenie 60:55.
- Po przerwie Paul George był już zdecydowanie lepszy, ale to Dallas w dalszym ciągu utrzymywali skromne prowadzenie. Niesamowite zawody rozgrywał Luka Doncić i choć goście wygrali trzecią z rzędu kwartę, to na początku ostatniej odsłony prowadzili jedynie sześcioma punktami (86:80). Wówczas rozpoczęła się jednak wymiana ciosów i obie ekipy co chwilę zamieniały się prowadzeniem. Mavericks opierali swoją ofensywę na rzutach zza łuku i choć radzili sobie świetnie, to nie potrafili odskoczyć z wynikiem.
- Podobnie jak w przypadku spotkania Bucks – Heat tak i tutaj o wyniku zdecydowała końcówka. Punkty Porzingisa i Hardawaya pozwoliły Mavericks odskoczyć z wynikiem na siedem punktów (109:102) na 59,3 sekundy przed końcem. Następnie jeden z rzutów wolnych spudłował Kawhi Leonard, po czym Clippers zdecydowali się na nieco agresywniejszą obronę. Na linii nie pomylił się jednak Jalen Brunson, który podwyższył prowadzenie gości (113:103). LAC próbowali ratować się jeszcze desperackimi „trójkami”, przy czym jedną z nich zablokował Luka Doncić, ale nie odmieniło to losów spotkania. Mavericks pozbawiają tym samym Clippers przewagi własnego parkietu i obejmują prowadzenie w serii. Drugi mecz tej rywalizacji odbędzie się 26 maja o godzinie 04:30 czasu polskiego.
- Bohaterem spotkania był bez wątpienia Luka Doncić. 22-latek zakończył mecz z dorobkiem 31 punktów, 11 asyst i 10 zbiórek, notując tym samym trzecie w karierze triple-double w fazie play-offs. Kluczowe okazało się wsparcie Doriana Finney-Smitha (18 pkt; 7/9 z gry) i Tima Hardawaya Jr’a. (21 pkt; 5/9 zza łuku). Swoje dorzucili też Jalen Brunson (15 pkt) i Josh Richardson (8 pkt). Kristaps Porzingis miał natomiast wyraźne problemy ze skutecznością (4/13 z gry), ale zdołał zaaplikować rywalom 14 oczek.
- Po stronie Clippers prym wiedli Kawhi Leonard (26 punktów, 10 zbiórek, 5 asyst, 4 przechwyty) i Paul George (23 pkt), choć pod względem skuteczności nie było to ich najlepsza noc (obaj łącznie 17/40 z gry). Po 11 punktów dorzucili Nicolas Batum (do tego 7 zbiórek) i Rajon Rondo. Patrick Beverley skompletował z kolei 10 oczek. W porównaniu do Mavericks (17/36; 47,2%) LAC rzucali zdecydowanie gorzej zza łuku (11/40; 27,5%).
BROOKLYN NETS – BOSTON CELTICS 104:93
- Moment, do którego Brooklyn Nets przygotowywali się przez kilka ostatnich miesięcy. Zespół zbudowany pod zwycięstwo „tu i teraz” rozpoczyna play-offy od serii z Boston Celtics. C’s muszą oczywiście radzić sobie bez Jaylena Browna, którego sezon zakończyła kontuzja i operacja nadgarstka. Problemy zdrowotne w rozgrywkach zasadniczych nie ominęły również wielkiego tercetu Kevin Durant – James Harden – Kyrie Irving, dla którego jest to dopiero dziewiąte spotkanie w komplecie.
- Nets rozpoczęli mecz od pięciu niecelnych rzutów zza łuku. Celtics trafili natomiast 4 z 7 „trójek” i szybko objęli kilkupunktowe prowadzenie (18:10). W pierwszej kwarcie obie ekipy miały jednak ogromne problemy ze skutecznością z gry (Boston – 9/24, 34,8%; Brooklyn – 6/23, 27,3%). Gospodarze spudłowali ostatecznie wszystkie dziewięć prób za trzy i po pierwszej odsłonie przegrywali 16:21.
- W drugiej „ćwiartce” obraz gry się nie zmienił. Choć Nets stale utrzymywali się w zasięgu kilku posiadań, to ich katastrofalna skuteczność nie pozwoliła im doprowadzić do remisu. Najbliżej był James Harden, który przy stanie 31:34 znalazł się na czystej pozycji zza łuku, ale ponownie wówczas spudłował. Pierwszą „trójkę” dla gospodarzy w dziesiątej minucie drugiej odsłony rzucił Joe Harris. Gracze Bostonu w dalszym ciągu nie mieli jednak zamiaru obniżać lotów i do przerwy trafili 9 z 17 prób zza łuku. To głównie dzięki temu prowadzili 53:47.
- Po przerwie Nets wyglądali zdecydowanie lepiej, a po trafieniach Duranta i Hardena objęli pierwsze prowadzenie (54:53) od stanu 2:0. Celtics odpowiedzieli, ale KD był nie do zatrzymania i po chwili Brooklyn miał już 8-punktową przewagę (65:57). Kiedy wydawało się, że podopieczni Steve’a Nasha mogą znacząco odskoczyć, trzy kolejne trafienia Marcusa Smarta, Jabari Parkera i Roberta Williamsa ponownie zbliżyły wynik do granicy remisu (76:73). Ostatni z wymienionych zablokował dziś łącznie 9 rzutów i był prawdopodobnie najważniejszym zmiennikiem Celtów.
- W czwartej kwarcie Nets ponownie mieli problemy ze wstrzeleniem się zza łuku. Niemoc przełamał Kyrie Irving, którego „trójka” wraz z kolejnym trafieniem Duranta wyprowadziła gospodarzy na 10-punktowe prowadzenie – ich najwyższe jak dotąd w tym spotkaniu (89:79). Gorzej spisywali się za to goście, których słabość w ataku doprowadziła do serii 17:3 Nets. W drugiej połowie podopieczni Brada Stevensa, podobnie jak Brooklyn przed przerwą, fatalnie rzucali za trzy i choć w końcówce zniwelowali straty, to nie byli już w stanie zagrozić przewadze gospodarzy, którzy dowieźli zwycięstwo do syreny.
- Pomimo początkowych problemów ze skutecznością Nets do zwycięstwa poprowadził Kevin Durant (32 punkty, 12 zbiórek; 10/25 z gry). W międzyczasie KD wyprzedził Tony’ego Parkera pod względem punktów zdobytych w play-offach i wskoczył tym samym na 9. miejsce. Dobre zawody rozegrał również Kyrie Irving, zdobywca 29 punktów i 6 zbiórek. James Harden uzupełnił wielki tercet Brooklynu z dorobkiem 21 oczek, 8 asyst, 9 zbiórek i 4 przechwytów (5/13 z gry; 2/8 zza łuku). Joe Harris dorzucił 10 punktów, a Nicolas Claxton 6.
- Po stronie Celtics najlepiej zaprezentował się Jayson Tatum, który po dobrym początku również miał problemy ze skutecznością (22 punkty, 5 asyst, 6/20 z gry). Regularnie pudłował również Kemba Walker, zdobywca 15 oczek (5/16 z gry). Marcus Smart dorzucił 17 punktów, a Evan Fournier 10. Na specjalne wyróżnienie zasłużył wspomniany już Robert Williams III, który do 11 punktów i 9 zbiórek dołożył aż 9 bloków.
DENVER NUGGETS – PORTLAND TRAIL BLAZERS 109:123
- W mecz nieco lepiej weszli zawodnicy Denver Nuggets. Podopieczni Michaela Malone’a wykorzystywali dogodne pozycje strzeleckie i po kilku minutach gry prowadzili różnicą 7 punktów (24:17). Po chwili jednak Portland Trail Blazers odpowiedzieli serią 18:6, a to wszystko za sprawą świetnie dysponowanych zmienników. Z dystansu sypał Carmelo Anthony, dzięki czemu po pierwszej kwarcie przyjezdni prowadzili 35:30.
- W drugiej odsłonie Nuggets udało się zniwelować straty, a kiedy na parkiecie ponownie pojawili się gracze wyjściowej piątki, prowadzenie gospodarzy wzrosło do sześciu oczek (57:51). Zawodnicy Denver nie byli jednak w stanie odskoczyć z wynikiem, bowiem na trafienia świetnie dysponowanego Nikoli Jokicia (22 punkty przed przerwą) raz za razem odpowiadali przede wszystkim Damian Lillard i CJ McCollum. Do przerwy Nuggets nieznacznie przeważali (61:58), co zapowiadało interesującą drugą część gry.
- Nuggets lepiej rozpoczęli również drugą połowę, ale raz jeszcze błyskawicznie do głosu doszli goście. Trafienia Lillarda, McColluma i Jusufa Nurkicia ze stanu 62:73 momentalnie doprowadziły do remisu (73:73), natomiast całościowo seria 14:2 wyprowadziła przyjezdnych na prowadzenie 78:75. Nuggets w grze utrzymywały trafienia Jokicia, Monte Morrisa i Facundo Campazzo, ale to za mało, by odpowiedzieć na wyczyny szalejącego Lillarda. Blazers wygrali trzecią kwartę 38:25 i przejęli inicjatywę (102:90). W czwartej odsłonie po trzech pudłach Anthony’ego, bloku JaMychala Greena na McCollumie i punktach Michaela Portera Jr’a. Denver wrócili na moment do gry (102:98), ale gracze Portland nie powiedzieli wówczas ostatniego słowa. Seria 11:0 w kolejnych minutach dała podopiecznym Terry’ego Stottsa bezpiecznego prowadzenie, które dowieźli do końcowej syreny.
- Blazers do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim Damian Lillard, autor 34 punktów i 13 asyst (5/12 zza łuku). Double-double dołożył również dominujący dziś w pomalowanym Jusuf Nurkic (16 punktów, 12 zbiórek, 5 asyst). Problemy ze skutecznością mieli CJ McCollum (21 punktów, 8/20 z gry) i Norman Powell (10 punktów, 3/11 z gry), ale na wysokości zadania stanęli zmiennicy: Carmelo Anthony (18 pkt) i Anfernee Simons (14 pkt). Przyjezdni świetnie rzucali dziś zza łuku (19/40; 47,5%) i z linii (18/19; 94,7%).
- Po stronie Nuggets prym wiódł Nikola Jokić, zdobywca 34 punktów i 16 zbiórek (14/27 z gry). Środkowy gospodarzy na swoje konto zapisał jednak tylko jedną asystę. Dobrze zaprezentowali się również Michael Porter Jr. (25 oczek, 9 zbiórek, 1/10 zza łuku) i Aaron Gordon (16 punktów, 8 zbiórek), ale mimo wszystko Denver nie byli w stanie nawiązać w końcówce walki z Blazers.
- Tym samym Portland Trail Blazers obejmują prowadzenie w serii i pozbawiają Nuggets przewagi własnego parkietu. Szansę na rewanż Denver mają już w nocy z poniedziałku na wtorek czasu polskiego.