Milwaukee Bucks wykorzystali braki kadrowe Philadelphii 76ers i odnieśli niezwykle cenne zwycięstwo w perspektywie walki o drugie miejsce na wschodzie. Swój mecz wygrali również New York Knicks, dla których triumf nad Raptors to już dziewiąte z rzędu zwycięstwo. Na zachodzie kolejny mecz przegrywają Los Angeles Lakers. Ekipa z Miasta Aniołów ponownie nie była w stanie postawić się Dallas Mavericks. Wpadkę Jeziorowców wykorzystują Denver Nuggets, którzy bez większych problemów ograli Houston Rockets. Swój mecz niespodziewanie przegrali natomiast Utah Jazz. Od zespołu z Salt Lake City lepsi okazali się Timberwolves. W pozostałych pojedynkach Pacers wygrali z Pistons, Heat z Bulls, a Spurs z Pelicans.
NEW YORK KNICKS – TORONTO RAPTORS 120:103
- Dla borykających się z kontuzjami Raptors był to jeden z niewielu meczów w tym sezonie, w którym Nick Nurse mógł skorzystać z usług wszystkich fundamentalnych elementów swojej układanki: Pascala Siakama, Kyle’a Lowry’ego, OG Anunoby’ego oraz Freda VanVleeta. Poza składem znalazł się jednak Chris Boucher. To pierwszy opuszczony przez 28-latka mecz w bieżących rozgrywkach.
- Początek spotkania to w zasadzie wymiana ciosów pomiędzy Juliusem Randlem i Fredem VanVleetem. Po chwili ciężar zdobywania punktów na swoje barki wzięli również Siakam i Anunoby, ale to New York Knicks prowadzili po pierwszej kwarcie 30:26.
- W drugiej odsłonie gospodarze opierali swoją ofensywę na rzutach zza łuku, a ich skuteczność za trzy była momentami wyższa niż skuteczność z gry. Świetnie dysponowani byli wówczas Reggie Bullock, Derrick Rose i Taj Gibson, ale Raptors stale utrzymywali się w zasięgu kilku posiadań. Po przerwie mecz był jeszcze bardziej otwarty i wyrównany, lecz wciąż z minimalnym wskazaniem na NYK.
- Sytuacja wyklarowała się dopiero w ostatniej „ćwiartce”. Po serii 17:3 Knicks odskoczyli z wynikiem (102:86) i pewnym krokiem zmierzali po zwycięstwo. Raptors zdołali co prawda zniwelować jeszcze straty (110:103), ale szybkie siedem punktów RJ Barretta przechyliło szalę na stronę gospodarzy.
- Liderem Knicks ponownie był dziś Julius Randle, autor 31 punktów i 10 zbiórek (5/7 zza łuku). Nie tylko on jednak dobrze radził sobie dziś zza łuku. RJ Barrett dołożył trzy „trójki”, 25 punktów, 12 zbiórek i 4 asyst. Reggie Bullock skompletował 16 punktów, Derrick Rose 19, z kolei Obi Toppin oraz Taj Gibson po 9. – To najlepsza część naszego zespołu. Julius jest naszym motorem napędowym, ale inni zawodnicy również świetnie się spisują – mówił po meczu Tom Thibodeau, szkoleniowiec ekipy z Wielkiego Jabłka. Knicks jako zespół trafili dziś 16 z 31 trafień zza łuku (51,6%). Zdecydowanie wygrali również walkę na tablicach (44-33).
- Po stronie Raptors tylko trzech zawodników stanęło na wysokości zadania. Fred VanVleet rozegrał kapitalne zawody, które zwieńczył 27 punktami, 11 asystami oraz 5 zbiórkami (5/10 zza łuku). 27 punktów zdobył również OG Anunoby (5/7 za trzy), z kolei Pascal Siakam dołożył 26 oczek. Rozczarował Kyle Lowry, który do 9 asyst i 7 zbiórek dorzucił jedynie 4 punkty (1/10 z gry).
- Dla Knicks (34-27) jest to kolejny krok (dziewiąty z rzędu) w kierunku miejsca w czołowej szóstce i zapewnienia sobie tym samym prawa do gry w fazie play-off po raz pierwszy od 2013 roku. Ich przewaga nad siódmymi w tabeli Miami Heat (32-29) to jednak zaledwie dwa zwycięstwa. Raptors z kolei nie wykorzystują wpadki Chicago Bulls i w dalszym ciągu plasują się na 12. pozycji na wschodzie.
MILWAUKEE BUCKS – PHILADELPHIA 76ERS 132:94
- Drugie z rzędu spotkanie obu ekip. W czwartkowym pojedynku nieco lepsi okazali się gracze Milwaukee Bucks. Sixers radzili sobie wówczas bez Bena Simmonsa, dziś natomiast do listy nieobecnych dołączył Joel Embiid.
- Obie ekipy miały od początku spore problemy ze skutecznością. O ile Bucks mimo wszystko radzili sobie stosunkowo solidnie, o tyle przyjezdni z Filadelfii trafili jedynie 3 z pierwszych 17 rzutów z gry. W grze utrzymywała ich jednak dobra postawa Dwighta Howarda i wchodzącego z ławki Shake’a Miltona.
- Mimo kiepskiej dyspozycji Khrisa Middletona gospodarze dominowali w niemal każdym aspekcie. 76ers w dalszym ciągu utrzymywali się jednak w grze i do przerwy przegrywali różnicą jedynie 10 oczek. Trzecia kwarta przesądziła jednak o końcowym rezultacie. Po serii 26:4 „Kozły” objęły aż 25-punktowe prowadzenie, a szansę na grę otrzymali wówczas zawodnicy głębokiej rezerwy. W ostatniej odsłonie przewaga Milwaukee kilkukrotnie przekraczała barierę 40 punktów, ale pięć z rzędu trafionych rzutów osobistych autorstwa Masona Jonesa zmniejszyło ostatecznie stratę Sixers.
- Liderem Bucks po raz kolejny był Giannis Antetokounmpo, autor 24 punktów i 14 zbiórek (9/12 z gry). Wspierali go przede wszystkim Bobby Portis (17 pkt), Bryn Forbes (13 pkt) i Pat Connaughton (11 pkt). Jrue Holiday dołożył 12 oczek i 5 asyst, z kolei wspomniany wcześniej Khris Middleton skompletował jedynie 4 punkty (0/6 z gry).
- W szeregach Sixers trudno wskazać na zawodnika, który swój występ może uznać za stosunkowo udany. Najwięcej punktów – po 15 – rzucili Shake Milton i Tyrese Maxey. 13 oczek dołożył Seth Curry, z kolei Tobias Harris, który pod nieobecność Embiida i Simmonsa miał wziąć ciężar gry na swoje barki, zdobył jedynie 9 punktów i 9 zbiórek (4/10 z gry).
- Czwarta z rzędu porażka Sixers (39-21) oznacza, że na fotelu lidera konferencji wschodniej na co najmniej kilka kolejnych dni zasiądą Brooklyn Nets (40-20). Bucks (37-22) z kolei znacząco zmniejszyli stratę do „Szóstek” i mogą w najbliższym czasie powalczyć o drugą pozycję.
INDIANA PACERS – DETROIT PISTONS 115:109
- Gospodarze z Indianapolis zdołali wygrać mimo braku w składzie dwóch kluczowych dla drużyny wysokich. W starciu z Pistons zabrakło Domantasa Sabonisa oraz Mylesa Turnera. Ciężar gry spoczywał na zawodnikach obwodowych, którzy stanęli na wysokości zadania.
- Decydujące okazały się ostatnie minuty meczu, gdy Pacers zdołali zaliczyć serię 12-0 i od stanu 101-97 przeszli do prowadzenia 109-101. Mecz rozstrzygnęli na swoją korzyść dzięki zastosowanej przez trenera Nate’a Bjorkgrena strefie. Grając w ustawieniu 2/3 niscy gracze Pacers kilkukrotnie wymuszali straty, a bezradni Pistons seryjnie marnowali swoje akcje. Sprytna zagrywka trenera, świetna egzekucja zawodników Indiany oraz duża liczba strat ekipy z Detroit (18) przesądziły o ostatecznym zwycięstwie gospodarzy.
- Najwięcej punktów dla gospodarzy zdobyli Malcolm Brogdon (26 pkt, 8 zbiórek, 4 asysty), Caris LaVert (25 pkt, 7 zbiórek, 3 asysty), Edmund Sumner (22) oraz Doug McDermott (18). T.J. McConnell zdobył tylko 6 punktów, ale rozdał za to 13 asyst i zaliczył 5 przechwytów.
- Dla zespołu z Motor City punktowali: Jerami Grant (25), Mason Plumlee (17 punktów i 21 zbiórek), Isaiah Stewart (13), Cory Joseph i Josh Jackson po 12. Goście odnieśli porażkę, choć całkowicie zdominowali tablice. W całym pojedynku zebrali 62 piłki przy zaledwie 39 Pacers.
Autor: Paweł Mazur
MIAMI HEAT – CHICAGO BULLS 106:101
- Drużyna Erika Spoelstry była bliska kompromitacji. Gospodarze prowadzili do przerwy 20-punktami i wszystko wskazywało na ich gładkie zwycięstwo. Nic bardziej mylnego. Goście z Chicago zdołali wrócić do gry mimo 24-punktowego prowadzenia Miami i gdy na zegarze pozostało 30 sekund, po punktach White’a przegrywali już tylko 103-101. Dwa skuteczne osobiste Nunna zamknęły jednak mecz. Heat zdołali wygrać, jednak styl, w jakim to uczynili, nie napawa optymizmem. Bulls wygrali drugą połowę 60 do 45. Do szczęścia zabrakło im naprawdę niewiele.
- Wszyscy, oprócz Trevora Arizy, zawodnicy pierwszej piątki Heat rzucili jak jeden mąż powyżej 20-punktów. Duncan Robinson zapisał na swoim koncie 23 punkty, Kendrick Nunn 22, Jimmy Buter 20 punktów i 8 asyst, a Bam Adebayo 20 punktów i 10 zbiórek.
- Dla gości z Windy City najwięcej punktów zdobyli Coby White (31) i Nikola Vucevic (26 pkt, 14 zbiórek, 6 asyst). Pozostali zawodnicy Bulls nie uzbierali więcej niż 9 oczek. Tyle właśnie przy swoim nazwisku zapisali Daniel Theis, Denzel Valentine oraz Lauri Markkanen.
Autor: Paweł Mazur
NEW ORLEANS PELICANS – SAN ANTONIO SPURS 108:110
- Bezapelacyjnym bohaterem spotkania był DeMar DeRozan, który w ostatnich siedmiu minutach meczu zdobył 11 punktów dla Spurs. Gdy na tablicy wyników widniał rezultat 104-103 dla Spurs DeRozan skutecznie zakończył dwie kolejne akcje. Na taką końcówkę weterana gospodarze nie potrafili już odpowiedzieć.
- Zmagający się z kontuzją mięśniową lider San Antonio mógł w tym meczu nawet nie zagrać. Na szczęście, mimo lekkiego bólu wystąpił i poprowadził swoją ekipę do bardzo cennego zwycięstwa. – Nie było żadnych wątpliwości, musiałem w tym meczu zagrać – powiedział DeRozan.
- DeMar DeRozan zgromadził 32 punkty, 8 asyst i 7 zbiórek. Oprócz niego punktowali również Derrick White (22), Keldon Johnson (14 punktów i 9 zbiórek) oraz Dejounte Murray (11 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwyty).
- W ekipie Pelicans ponownie najlepszy okazał się Zion Williamson. Drugoroczniak rzucił 33 punkty i miał 14 zbiórek. Trafiali również Brandon Ingram (24 punkty, 6 zbiórek i 6 asyst) oraz Lonzo Ball (24). Eric Bledsoe, Naji Marshall i Jackson Hayes zdobyli po 6 oczek, natomiast niewykorzystywany w ofensywie Steven Adams zebrał 10 piłek.
Autor: Paweł Mazur
DALLAS MAVERICKS – LOS ANGELES LAKERS 108:93
- Drugi z rzędu pojedynek obu ekip i druga porażka Los Angeles Lakers. Powrót Anthony’ego Davisa nie odmienił znacząco gry „Jeziorowców”, którzy w 13 ostatnich spotkaniach zanotowali bilans 5-8. Co ciekawe ekipa z Miasta Aniołów nie jest w stanie wygrać dwóch kolejnych spotkań od 29 marca.
- Do przerwy wiele wskazywało na to, że Lakers mogą jednak postawić się osłabionym brakiem Kristapsa Porzingisa Mavericks. Świetnie prezentował się wówczas tercet Anthony Davis – Ben McLemore – Dennis Schroder. Każdy z wymienionych graczy zdobył w pierwszej połowie 12 punktów. Gospodarze również nie radzili sobie najgorzej, ale po ich stronie szwankowała skuteczność zza łuku.
- Po przerwie Mavericks rozpoczęli odrabianie strat, a przewaga „Jeziorowców” z minuty na minutę topniała. „Trójka” Tima Hardawaya Jr’a na nieco ponad sekundę przed końcem trzeciej odsłony doprowadziła do remisu 79:79. W czwartej kwarcie gospodarze w pełni przejęli inicjatywę. Na wyżyny swoich umiejętności wspiął się Dwight Powell, którego 12 oczek w tej części gry znacząco przyczyniło się do serii 16:2 Mavericks. Lakers nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na ofensywę rywala, przy czym sami rzucili jedynie 14 punktów w ostatniej „ćwiartce”.
- Dwight Powell był dziś najlepiej punktującym zawodnikiem Mavericks. 29-latek zakończył spotkanie z dorobkiem 25 punktów i 9 zbiórek, trafiając 11 z 12 rzutów z gry. Luka Doncić zagrał na nieco niższych obrotach, choć spędził na parkiecie 39 minut. Swój występ zwieńczył 18 punktami, 13 asystami i 8 zbiórkami (6/15 z gry). Dorian Finney-Smith dorzucił 21 oczek, a Maxi Kleber 9 (do tego 10 zbiórek).
- Po stronie Lakers najlepszym strzelcem był Ben McLemore, zdobywca 20 punktów. Wracający powoli do rytmu meczowego Anthony Davis dorzucił 17 oczek, ale spudłował wszystkie 6 rzutów z gry. Wszystko wskazuje na to, że „AD” nie będzie już ograniczany czasowo. Dziś spędził na parkiecie 28 minut. Dennis Schroder dołożył od siebie double-double w postaci 16 punktów i 10 asyst, ale również miał problemy ze skutecznością (7/18 z gry). 6 punktów i 12 zbiórek dostarczył z kolei Andre Drummond.
UTAH JAZZ – MINNESOTA TIMBERWOLVES 96:101
- Do wielkiej niespodzianki doszło w Salt Lake City. Na początku nic nie zapowiadało na przegraną gospodarzy, zwłaszcza, iż pierwszą kwartę wygrali 14 punktami (40:26). Jednak w następnych minutach sytuacja zmieniła się diametralnie, głównie dzięki fantastycznej postawie liderów Wolves. Dla Wilków przełomowa okazała się trzecia kwarta, którą to wygrali 14 oczkami (30:16). Po 36 minutach gracze Minnesoty prowadzili ośmioma punktami (82:74).
- W czwartej kwarcie, po celnej trójce Bogdanovicia, na 3:41 przed końcem, gospodarze objęli jednopunktowe prowadzenie (93:92), ale znakomita postawa Townsa i Russella nie pozwoliła na ostateczne zwycięstwo ekipy ze stanu Utah. Wynik spotkania ustanowił Okogie, trafiając dwa rzuty wolne.
- Trzech koszykarzy Wilków zdobyło dwadzieścia i więcej punktów. Double-double (24 punkty i 12 zbiórek) zanotował Karl-Anthony Towns. Po 23 punkty zdobyli Anthony Edwards i D’Angelo Russell. 19-letni pierwszoroczniak ekipy z Minneapolis do znakomitego dorobku punktowego dołożył 9 zbiórek i 5 przechwytów. Pozostali gracze Wolves nie przekroczyli granicy 10 oczek.
- Podopieczni Quina Snydera przegrali spotkanie, mimo że trafili 19 z 47 rzutów trzypunktowych (40%). Z kolei zawodnicy Minnesoty trafili o 10 mniej (9 na 38, 24%). Najlepszą skuteczność wśród graczy miał Bojan Bogdanović, który trafił 7 z 13 rzutów zza linii 7,24 (54%). Chorwacki skrzydłowy w całym spotkaniu uzyskał 30 punktów. 18 punktów, 7 asyst i 4 przechwyty zanotował Mike Conley. Z kolei 15 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst zapisał na swoje konto Jordan Clarkson.
Autor: Mateusz Malinowski
DENVER NUGGETS – HOUSTON ROCKETS 129:116
- Dla obu zespołów był to mecz z kategorii back-to-back. Mimo zmęczenia po porażce z Golden State Warriors zespół Denver Nuggets dobrze rozpoczął to spotkanie i już po kilku minutach gry odskoczył na 10 punktów (21:11). Od początku świetnie dysponowany był Nikola Jokić, który w pierwszej kwarcie zdobył 16 oczek.
- Druga odsłona w dużej mierze przesądziła o losach spotkania. Jokić był wówczas nieco mniej aktywny, bowiem ciężar zdobywania punktów wziął na swoje barki Michael Porter Jr. Przed przerwą przewaga Nuggets zwiększyła się do 22 oczek (72:50) i można śmiało powiedzieć, że było już wówczas po meczu.
- W drugiej połowie szansę na grę od Michaela Malone’a otrzymało kilku zawodników głębokiej rezerwy. Mimo to „Rakiety” nie były w stanie nawiązać kontaktu, a ich strata przez dłuższy czas oscylowała w granicy 20 punktów. Dopiero w ostatnich fragmentach gry trafienia Armoniego Brooksa i D.J. Wilsona pozwoliły zniwelować nieco rozmiary porażki Houston.
- Po stronie Denver prym wiódł dziś niesamowity Michael Porter Jr., autor aż 39 punktów (13/21 z gry, 8/12 zza łuku). Nikola Jokić był równie świetny i otarł się o triple-double (24 punkty, 12 asyst, 8 zbiórek). Niezwykle istotne okazały się także 23 oczka PJ Doziera. Na wyróżnienie zasłużył również Facundo Campazzo, który mimo problemów ze skutecznością (5 punktów, 1/5 z gry) rozdał aż 13 asyst.
- Ze względu na poważne osłabienia kadrowe Rockets mogli skorzystać dziś z usług jedynie siedmiu zawodników. Najwięcej punktów zdobył D.J. Wilson, autor 25 oczek i 8 zbiórek. Bliski triple-double był Kelly Olynyk, który na swoje konto zapisał dziś 21 punktów, 11 asyst i 8 zbiórek. Tyle samo punktów dorzucił wchodzący z ławki rezerwowych Anthony Lamb. Dobrze prosperujący Kenyon Martin Jr. dołożył z kolei 18 punktów.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Kluby z Zachodu chcą zmiany formatu play-offów. Koniec z podziałem na konferencje?!
- NBA: Zaskakujący pomysł D’Angelo Russella! Chce reprezentować… Litwę?!
- NBA: Kyrie zostanie wolnym agentem. Wiemy co stanie się potem
- Kurtki, bluzy i buty Nike za połowę ceny! 3000 produktów! Nowa, wielka wyprzedaż
- NBA: Mecz Gwiazd ustalony? To będzie zupełnie nowe doświadczenie
- Wyniki NBA: Lakers przegrali wygrany mecz, sensacja w Toronto, błysk duetu Miller-Ball
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną
- NBA: Khris Middleton jest gotowy. Dlaczego więc nie wraca?