To kolejny trudny sezon dla Portland Trail Blazers. W ostatnim czasie Damian Lillard musiał radzić sobie bez wsparcja C.J.-a McColluma, a poza grą nadal jest Jusuf Nurkić. Mimo to drużyna z Oregonu regularnie wygrywała i nie straciła kontaktu z czołówką konferencji.
Duża w tym zasługa lidera. Damian Lillard gra jak MVP i bez wątpienia jest jednym z kandydatów do tej nagrody w bieżących rozgrywkach. W ostatnim czasie najlepszy zawodnik Portland Trail Blazers wiele razy wyciągał swój zespół z opresji trafiając w końcówkach meczów najważniejsze punkty. Do gry kilka dni temu wrócił C.J. McCollum, który powinien zdjąć z niego odrobinę obciążenia, ale dla Lillarda najważniejsze jest to, by jego zespół był w jak najlepszej pozycji do ataku po mistrzostwo.
W trakcie Meczu Gwiazd rozgrywanego w Atlancie, mieliśmy okazję zobaczyć ciekawą rywalizację Lillarda ze Stephenem Currym. Pod koniec drugiej kwarty panowie wymienili się rzutami z połowy parkietu. – Steph bez wątpienia jest najlepszym strzelcem w historii – przyznał otwarcie Lillard, nie zostawiająć miejsca na dyskusję. – Ale… jeśli zaczniemy mówić o rzutach z dalszych odległości, to moim zdaniem jestem w stanie dorównać każdemu – dodał, nie cofając się przed porównaniami.
Co ciekawe – Lillard lepiej trafia z zasięgu 7,6 metra – 8,8 metra (40%) niż z zasięgu 6 metrów – 7,3 metra (35%). Dla Dame’a odległość nie ma większego znaczenia. Curry również nie ma obaw przed odpaleniem trójki z 9 metrów, ale on bardziej od odległości stawia na poziom trudności, bo czasami oddaje rzuty z kompletnie nieprzygotowanych pozycji przez ręce dwóch, a nawet trzech obrońców. Panowie nie ukrywają, że ich wzajemne wyczyny stanowią dla nich inspirację i motywację do dalszej zdrowej rywalizacji.
Dame podkreśla jednak, że nie chce podchodzić do meczu NBA jak do gierki wideo. – Nie powiedziałem, że teraz będę rzucał z połowy, jakby to było całkowicie normalne. [W Meczu Gwiazd] zdecydowałem się na jedną. Jakbym robił to regularnie byłbym szalony – przemówił jego zdrowy rozsądek. Gdyby trafiał, to pewnie nie uznalibyśmy go za szalonego. Jednak Lillard zna różnicę między dobrym i złym rzutem, nawet jeśli granica w jego przypadku jest mocno przesunięta. Na to sobie jednak zapracował.
– Trenerowi bardzo trudno określić, czym jest dobry, a czym zły rzut dla świetnego strzelca – mówi Terry Stotts, szkoleniowiec Blazers. – Wielcy gracze trafiają wielkie i trudne rzuty. To jeden z powodów, przez który są uznawani za wielkich. Moja filozofia się tutaj nie zmienia. Dame cały czas ciężko na to pracował. To stara szkoła, jeśli pracujesz nad czymś podczas treningu, to wykonujesz to w trakcie meczu. Pokazał wszystkim, że może te rzuty regularnie oddawać – skończył.