Poznaliśmy rezerwowych na Mecz Gwiazd. Jak zawsze te wybory budzą kontrowersje, bo miejsc jest tylko siedem, a chętnych na udział znacznie więcej. Czy można mówić, że ktoś jest w tej sytuacji pokrzywdzony?


O pierwszej w nocy czasu polskiego NBA ogłosiło rezerwowych nadchodzącego Meczu Gwiazd. Z Zachodu delegowano Damiana Lillarda (Trail Blazers), Chrisa Paula (Suns), Paula George’a (Clippers), Donovana Mitchella (Jazz), Rudy’ego Goberta (Jazz), Anthony’ego Davisa (Lakers) oraz Ziona Williamsona (Pelicans), natomiast spośród grających na wschodzie graczy desygnowano Jamesa Hardena (Nets), Jaylena Browna (Celtics), Jaysona Tatum (Celtics), Juliusa Randle (Knicks), Zacha LaVine (Bulls), Bena Simmonsa (76ers) oraz Nikole Vucevica (Magic).

Wybór jak to zwykle bywa, wywołał wiele dyskusji i sporów w kwestii tego, kto na nominację zasłużył, a mimo to zabrakło go w elitarnym składzie gwiazd. Kontrowersji nie brakuje, jednak należy szczerze przyznać, że tegoroczny wybór był naprawdę trudny.

W środowisku NBA już od kilku lat pojawiają się opinie, że liga powinna rozszerzyć składy drużyn w Meczu Gwiazd. Wówczas dla wielu świetnych i zasługujących na powołanie graczy z pewnością znalazłoby się miejsce w rotacji. Nikt faktycznie zasługujący na grę w tym prestiżowym meczu nie zostałby pominięty. Niestety dla fanów i przede wszystkim zawodników zostało po staremu, a kontrowersje i rozczarowania natychmiast się pojawiły. W przypadku Zachodu zaskoczeń i sporów wydaje się mniej, jednak szczególnie jeden budzi dużą dyskusję. Brak Devina Bookera to w oczach wielu kibiców i dziennikarzy wręcz kompromitacja ligi. W tym przypadku warto jednak poczekać, gdyż dzięki ewentualnej nieobecności kontuzjowanego Anthony’ego Davisa, lider Suns w meczu być może jednak zagra.

Na Wschodzie lista pominiętych wydaje się znacznie dłuższa. Oczekiwane przez wielu nominacje dla Khrisa Middletona, Trae Younga, Gordona Haywarda, Russella Westbrooka, Jimmy’ego Butlera i Tobiasa Harrisa budzą mieszane uczucia i ich brak można poniekąd zrozumieć, jednak nieobecność Domantasa Sabonisa, Freda VanVleeta i Jeramy’ego Granta wydaje się już sporą pomyłką. Właśnie tym graczom przyjrzyjmy się zatem dokładniej.

Domantas Sabonis

Jest doskonałym przykładem gracza, który w Meczu Gwiazd powinien zagrać, jednak nominacji niespodziewanie nie otrzymał. Zawodnik Pacers był uczestnikiem All-Stars Game w ubiegłym roku. Tamto powołanie było nagrodą za świetną grę, którą potwierdzały cyfry – 18,5 punktów na mecz oraz 12,4 zbiórki i 5,0 asyst.

Ten rok, szczególnie pod względem zdobyczy punktowej ma jeszcze lepszy. Jego tegoroczna linijka to 21,5 punktów, 11,6 zbiórek oraz 5,7 asyst. Jak w takim razie uzasadnić jego nieobecność? Sabonis spełnia wszystkie kryteria, by zostać All-Starem, jednak wydaje się, że progres formy grającego na tej samej pozycji Juliusa Randle wywołał większe wrażenie na decydujących o wyborze trenerach.

Fred VanVleet

Fakt, że nie znalazł się na liście rezerwowych, należy uznać za kolosalny błąd i niesprawiedliwość. Nie tylko był najlepszym zawodnikiem Toronto Raptors, ale był także jednym z najbardziej wyróżniających się graczy w całej lidze. VanVleet zagrał we wszystkich 31 meczach Dinozaurów, a jego średnie to 20,1 punktów, 4,4 zbiórki, 6,6 asyst oraz 1,7 przechwytów na mecz. Zajmuje trzecie miejsce w lidze pod względem rozegranych minut.


VanVleet był w ostatnim czasie głównym architektem zwycięstw Raptors. Z powodu nieobecności Kyle’a Lowry’ego to on w głównej mierze odpowiadał za rozgrywanie, ale nie przeszkodziło mu to w byciu również najlepszym strzelcem Toronto.

Od momentu wejścia do NBA (pominięty w drafcie) VanVleet na szacunek musiał ciężko pracować. Dziś ma opinię elitarnego strzelca obwodowego oraz czołowego defensora na swojej pozycji. Zajmuje w tej chwili trzecie miejsce na liście najlepiej przechwytujących zawodników ligi. Najwyraźniej trenerzy uznali, że Ben Simmons i Zach LaVine byli lepszymi wyborami, jednak VanVleet swoją dotychczasową postawą z pewnością pokazał, że jest jednym z najbardziej kompletnych graczy na swojej pozycji w lidze.

Jerami Grant

Z gracza zadaniowego, jakim był w Oklahoma City Thunder oraz Denver Nuggets po transferze do Detroit Pistons stał się niepodważalną gwiazdą i liderem Tłoków. Grant notuje 23,5 punkty na mecz i jest tegorocznym faworytem do nagrody Most Improved Player. Warto przypomnieć, że w barwach Nuggets zdobywał średnio 12,0 punktów na mecz, zatem jego postęp jest niezaprzeczalnie wielki. 26-latek zajmuje obecnie 20 miejsce na liście najlepszych strzelców ligi.

Ostatnia pozycja Detroit Pistons w tabeli Konferencji Wschodniej na pewno mu nie pomogła, jednak z pewnością nie powinna być czynnikiem decydującym. Grant w przeciętnym zespole Tłoków jest jedyną błyszczącą gwiazdą i dzięki równej i imponującej grze kryteria nominacji do Meczu Gwiazd bez dwóch zdań spełnia.

Cała wymieniona trójka na grę w meczu All-Stars zasługuje, jednak miejsca na wąskich ławkach obu ekip dla niektórych wyróżniających się graczy niestety musiało zabraknąć. Kto według Was nie powinien zostać pominięty?

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna





  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    5 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments