Przez ostatnie dwa dni cały koszykarski świat zastanawiał się, czy zawodnicy Boston Celtics podniosą się po dwóch dość bolesnych porażkach w pierwszych meczach finałów Konferencji Wschodniej i po burzliwej wymianie zdań po meczu numer dwa. Celtowie odpowiedzieli w najlepszy możliwy sposób – bardzo pewnie pokonali Miami Heat w starciu numer trzy, pokazując, że rywalizacja dopiero się rozpoczęła.
– W tej szatni jest kilku świetnych zawodników. Jest wiele emocji, wiele pasji, ale jesteśmy jeną rodziną i na koniec dnia jesteśmy tutaj dla siebie. Wyszliśmy dzisiaj z odpowiednim nastawieniem i udało się nam osiągnąć sukces. Nigdy nie zwiesiliśmy głów, przez całe spotkanie graliśmy swoją koszykówkę – powiedział Jaylen Brown, który zanotował minionej nocy 26 punktów, siedem zbiórek, pięć asyst, trzy przechwyty i jeden blok.
Celtowie mieli problemy z konsekwentną grą przez pierwsze dwa spotkania. W pierwszym dali sobie wyrwać z rąk 14-punktowe prowadzenie, w drugim 17-punktowe. Dzisiaj ta historia się nie powtórzyła. Chociaż kibice Celtics i tak powinni być w miarę spokojni – przynajmniej po tym mecz – bo to ich drużyna przez większą część czasu ma spotkanie pod kontrolą. Jeśli ustabilizują formę, Heat mogą zacząć się poważnie martwić.
Celtowie byli w meczu numer trzy agresywni przez całe spotkanie. Nie interesował ich wynik na tablicy świetlnej. Często atakowali kosz, czego efektem było wygranie pojedynku strzeleckiego w pomalowanym o 24 punkty (60-36). – Cała drużyna była agresywna, graliśmy z odpowiednim nastawieniem – przyznał szkoleniowiec Celtics, Brad Stevens.
Rzeczonego nastawienia brakowało w dwóch pierwszych starciach, co doprowadziło do frustracji i wybuchu awantury w szatni po drugim meczu. Po tym jak Celtics zagrali w Game 3, zawodnicy stwierdzili, że z powodu zaistniałej kłótni nie będzie żadnych długofalowych problemów. – To normalna sytuacja. Każdy, kto trenował wie, że, lekko mówiąc, nie byliśmy zadowoleni przegrywania 0:2. Jeśli kogoś by to zadowalało, to jego sprawa. My byliśmy wściekli – przyznał Jayson Tatum.
– Koszykówka to gra emocji. Chcesz, żeby ludziom wokół Ciebie zależało, chcesz, żeby byli sfrustrowani porażkami. To tylko pokazuje, jak bardzo im zależy. Musieliśmy to z siebie wyrzucić i przygotować się do kolejnego wyzwania. To co było zostawiamy za sobą, bo przeszłości nie da się odwrócić – dodał Tatum.
Rzeczą, która na pewno pomogła Celtom był powrót Gordona Haywarda, dla którego był to dopiero drugi występ w tegorocznych play-offach. W pierwszym meczu pierwszej rundy play-offów przeciwko Philadelphia 76ers skrzydłowy zwichnął kostkę. Dzisiaj pomógł swojej ekipie, nawet jeśli jego statystyki nie były zbyt imponujące. Wydaje się jednak, że dla sztabu szkoleniowego najważniejszą informacją jest to, że rozegrał on aż 31 minut.
– Wiele to dla nas znaczyło. Musieliśmy radzić sobie bez niego i nikt nie przekona mnie, że bez Gordona wyglądamy lepiej. Jego obecność daje nam więcej wariantów rozegrania akcji, jesteśmy mniej przewidywalni. Dobrze, że znów jesteśmy w komplecie. Zagrał świetnie w pierwszym meczu i wiem, że wróci do formy – stwierdził Tatum.
Jeśli zdrowie pozwoli, Hayward zostanie z zespołem już do końca play-offów. Jeszcze przed kontuzją było wiadome, że opuści on „bańkę” po to, aby być przy narodzinach swojego dziecka. Jednak plany się zmieniły, a żona z pewnością zrozumie taki obrót sytuacji. – Nie planowałem złapania urazu i wyjazdu do Indianapolis na leczenie. Ufam ludziom, którzy są przy Robin. Może urodzić w każdej chwili i prawdopodobnie przegapię narodziny dziecka. Przedyskutowaliśmy to, pomodliliśmy się w tej sprawie i uznaliśmy, że lepiej będzie jeśli pomogę drużynie – powiedział Hayward.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Mecz Gwiazd ustalony? To będzie zupełnie nowe doświadczenie
- Wyniki NBA: Lakers przegrali wygrany mecz, sensacja w Toronto, 73 punkty duetu Miller – Ball
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną