Brad Stevens grubo po północy wezwał na zebranie liderów swojego zespołu po tym jak w szatni Boston Celtics doszło do ostrej sprzeczki, gdy drużyna przegrała drugi mecz finałów konferencji. Czy pożar udało się ugasić?
To, co stało się po czwartkowym meczu numer dwa finałów konferencji można interpretować na dwa sposoby. Albo Boston Celtics są już w totalnej rozsypce, albo po prostu tak bardzo im zależy. Wiele wskazuje na to, że chodzi o ten drugi przypadek – wszak trudno dziwić się emocjonalnej reakcji drużyny, która równie dobrze mogła prowadzić 2-0 w serii z Miami Heat. Zamiast tego Celtowie dwukrotnie oddali duże prowadzenie i znaleźli się pod ścianą.
Najbardziej sfrustrowani po meczu numer dwa mieli być Jaylen Brown oraz Marcus Smart, czyli na co dzień dobrzy przyjaciele. Na całe szczęście dla fanów Bostonu do rękoczynów nie doszło, a w rolę rozjemcy wcielił się m.in. Kemba Walker. Sytuację bardzo szybko załagodził także Brad Stevens, który kilkadziesiąt minut po całym tym zamieszaniu zebrał w jednym pokoju liderów zespołu – wspomnianą wcześniej trójkę oraz Jaysona Tatuma.
To spotkanie zażegnało wszelkie konflikty, a wedle źródeł zarówno sztab szkoleniowy, jak i sami zawodnicy skupiają się już tylko i wyłącznie na przygotowaniach do meczu numer trzy. To dla Celtów spotkanie z kategorii „być albo nie być”. Ewentualna przegrana da Heat prowadzenie 3-0 w serii, a takiego deficytu nikt jeszcze w historii NBA nie odrobił. Nadzieją dla Bostonu ma być także coraz bardziej prawdopodobny powrót Gordona Haywarda, który może zagrać już w sobotni wieczór.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Kto podpisze nowy kontrakt? Lista jest bardzo interesująca
- NBA: Kolejny uraz w Milwaukee, perspektywy na awans coraz mniejsze
- Wyniki NBA: Mavs prowadzą, wielki rzut Haliburtona, Suns jedną nogą poza play-offami
- NBA: Do niedawna rozwoził jedzenie. Teraz zarobi miliony w NBA
- NBA: Historycznie dobry występ Embiida, nikt tak nie zagrał w play-off