Rywalizację rozpoczęli zawodnicy Indiany i Miami. Ekipa z Florydy po raz drugi nie dała szans Pacers. Zespołowa gra Rockets przesądziła o ich kolejnym zwycięstwi nad Thunder. Drugie spotkania w parach Bucks i Lakers to dla faworytów mecze z gatunku „must win”. Po kompromitujących porażkach w inauguracyjnych pojedynkach, tym razem faworyci musieli w końcu wygrać.
Miami Heat – Indiana Pacers 109:100 (2-0)
• To już czwarty w ciągu dwóch tygodni mecz obu ekip. Po dwóch meczach fazy zasadniczej, w pierwszym spotkaniu playoffs Miami po wyrównanej walce przechyliło szalę zwycięstwa na swoją stronę dopiero w czwartej kwarcie. Prowadzenie w tamtym meczu zmieniało się aż czterokrotnie. Tym razem Heat wygrali po raz drugi. Scenariusz meczu był jednak inny. Od drugiej kwarty Heat kontrolowali spotkanie i stopniowo odjeżdżali rywalom.
• Mecz lepiej rozpoczęli gracze Heat. Po niespełna 3 minutach prowadzili 12-3. Indiana szybko odrobiła straty i pierwszą kwartę zakończyła prowadzeniem 24-22. Niespodziewanie dobrze w mecz wszedł Victor Oladipo, który w pierwszych 12 minutach gry rzucił 8 punktów (2×3). Po stronie Miami dobrą kwartę rozegrał Duncan Robinson. Młody obrońca trafił aż trzy trójki. Szybkie dwa faule w tej części złapał Bam Adebayo.
• W drugiej kwarcie dynamika gry osłabła. Mecz toczył się punkt za punkt. Dopiero na trzy minuty przed końcem kwarty Miami uciekło rywalom na pięć punktów, gdy świetnie dysponowany Robinson najpierw rzucił trzy rzuty osobiste, a po chwili po szybkiej kontrze trafił swoją czwartą trójkę. W ostatniej minucie dał o sobie znać Butler. Lider Heat trafił trudny rzut za trzy, a po dwóch faulach rywali trafił w końcówce jeszcze trzy osobiste. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem Miami 51-45.
• W trzeciej części fantastyczną grę kontynuował Robinson, który trafiał każdy oddany rzut za trzy punkty. Pomylił się dopiero przy swojej siódmej próbie, jednak niewzruszony w ósmej trafił po raz siódmy. Gra Indiany wyraźnie siadła. Oladipo przestał trafiać, a TJ Warren nie mogąc się wstrzelić z obwodu i pudłował każdą próbę (0-4 3PT). Heat wygrali trzecią odsłonę sześcioma punktami i po trzech kwartach prowadzili 88-77.
• Ostatnie dwanaście minut rozpoczęła ławka Pacers. Mimo to w trzech pierwszych akcjach udało się im zniwelować stratę. Chwilowy pościg Pacers zahamowały trójki Dragica i Butlera. W końcówce po raz kolejny przebudził się Oladipo, trafiając dwie ważne rzuty z dystansu. Było to jednak za mało na skutecznych tego dnia Heat.
• Najlepszym zawodnikiem spotkania był Duncan Robinson. Zdobył w tym meczu 24 punkty, trafiając aż 7 rzutów za 3. Solidne zawody zagrali również Butler i doświadczony Dragic. Pierwszy zgromadził 18 punktów, 7 zbiórek i 6 asyst, natomiast Słoweniec rzucił 20 punktów i rozdał 6 asyst. Tradycyjnie solidne wsparcie z ławki dał Tyler Herro. Młody obrońca Heat zgromadził 15 punktów.
• W przegranej ekipie dobry mecz rozegrał Victor Oladipo. Lider Pacers rzucił 22 punkty, trafiając cztery razy z obwodu. Malcolm Brogdon zgromadził 17 punktów, 9 asyst i 5 zbiórek. Słaby mecz zagrał dotychczasowy lider Pacers TJ Warren. Skrzydłowy spudłował wszystkie próby z dystansu, a mecz zakończył z zaledwie 14 punktami.
• Heat prowadzą 2-0. Kolejny mecz już w sobotę (godzina 21.30). Tym razem w roli „gospodarza” zagrają zawodnicy Heat.
Oklahoma City Thunder – Houston Rockets 98:111 (0-2)
- Po dość gładkim zwycięstwie w pierwszym meczu, tym razem drugi mecz okazał się bardziej wyrównany. Po pierwszej kwarcie wygranej przez Rockets 35-30 wydawało się, że drużyna D’Antoniego po raz kolejny gładko odprawi rywali z OKC. Nic bardziej mylnego. Drugą kwartę Thunder wygrali aż 11 punktami i na przerwę schodzili, prowadząc 59-53. Harden i Gordon nie mogli się wstrzelić i mieli wyraźne problemy ze skutecznością. Broda z obwodu trafił tylko raz na osiem prób, a Gordon spudłował wszystkie pięć rzutów. W ekipie OKC dobrze i równo grali Gallinari i Gilgeous-Alexander.
- Trzecią kwartę drużyna OKC zaczęła bardzo źle. W pierwszych pięciu minutach rzucili tylko dwa punkty, podczas gdy Rockets aż 14. Z sześciu punktów przewagi szybko zrobiło się sześć punktów straty. Wydawało się, że Houston zaczęło odjeżdżać, jednak po dwóch z rzędu trójkach SGA i jednym Dorta OKC odzyskało prowadzenie. Po trzech kwartach OKC prowadziło 78-77.
- W czwartej odsłonie drugi garnitur Houston zagrał fenomenalnie. Gdy Harden siedział na ławce, jego koledzy zaliczyli „run” 15-0. Dzięki świetnej obronie Rockets w ciągu zaledwie kilku minut uciekli na 15 punktów. Do końca meczu Houston kontrolowało wydarzenia, a Harden trafił kilka rzutów.
- James Harden miał tego dnia duże problemy ze skutecznością. Na 11 prób z obwodu trafił zaledwie 2 razy. W całym meczu rzucił w sumie 21 punktów oraz rozdał 9 asyst. Na wysokości zadania stanęła jednak cała drużyna Rockets. Aż siedmiu zawodników zaliczyło dwucyfrową zdobycz punktową. Szczególnie dobrze zagrali Danuel House i Jeff Green. Pierwszy rzucił 19 punktów, a drugi dodał 15. Rockets oddali aż 56 rzutów zza linii 3 punktów.
- W ekipie OKC pierwsze skrzypce grał Shai Gilgeous-Alexander. Kanadyjczyk zgromadził 31 punktów. Danilo Gallinari uzbierał 17 punktów, a Chris Paul 14. CP3 zaliczył jednak katastrofalne -36 przy wskaźniku +/-.
- Mecz numer 3 w sobotę o 24 czasu polskiego. Rywalizacja wkracza w decydującą fazę.
Orlando Magic – Milwaukee Bucks 96:111 (1-1)
- Podrażnieni porażką z Magic w pierwszym meczu Bucks do „game 2” podeszli z wielką mobilizacją. Na lepszy występ liczył szczególnie Brook Lopez, który w pierwszym meczu zupełnie zawiódł. Osobisty plan Lopeza na ten mecz powiódł się w 100%. Drugi mecz w jego wykonaniu był już zupełnie inny, a drużyna Bucks tylko na tym zyskała.
- Milwaukee za sprawą Giannisa wygrało wyraźnie dwie pierwsze kwarty. Lider Bucks świetnie zbierał po swojej stronie parkietu i skutecznie wykańczał po stronie atakowanej. Pierwszą kwartę Bucks wygrało 12 punktami. W drugiej odsłonie punktować za trzy zaczęli Lopez, Korver i szczególnie Pat Connaughton. Ekipa z Wisconsin zaczęła powiększać przewagę. Pierwsza połowa zakończyła się wysokim prowadzeniem Bucks 64-43.
- Drugą połowę od dwóch trafień z obwodu zaczął Wes Matthews. Orlando przy życiu utrzymywał niezawodny Nicola Vucevic. Gra była wyrównana i toczyła się punkt za punkt. Katastrofalny pod względem skuteczności mecz grał Khris Middleton. Skrzydłowy pudłował niemal każdą swoją próbę. Budenholzer musiał szukać wsparcia w rezerwowych. Swoje rzuty nadal trafiali Lopez, Connaughton oraz Giannis. Z ławki dobre minuty dał również Donte DiVincenzo. Po trzech kwartach Milwaukee prowadziło 20 punktami.
- Czwarta kwarta to już pościg Orlando. Na pięć minut przed końcem gry Magic dzięki kolejnym trafieniom Ennisa III, Furniera i Fultza zmniejszyli stratę do dziewięciu punktów. Mecz zamknęły jednak dwie celne trójki Lopeza w ostatnich trzech minutach meczu. Bucks odskoczyli na spokojne 14 punktów. Po chwilowym zrywie Magic w ostatnich trzech minutach meczu zdobyli tylko dwa punkty. Ostatecznie Bucks wygrali 111-96.
- Lider Milwaukee Giannis Antetokounmpo zdobył 28 punktów i zebrał aż 20 piłek. Brook Lopez dodał 20 pkt (4/8 za 3), a Pat Connaughton zaliczył double-double w postaci 15 punktów i 11 zbiórek. Katastrofalnie po raz kolejny zagrał Khris Middleton. Skrzydłowy rzucił tylko 2 punkty, pudłując 7 na 8 rzutów. Słaba dyspozycja Middletona źle wróży drużynie Budenholzera na przyszłość.
- W Orlando po raz kolejny najlepszy na boisku był Nicola Vucecic. Czarnogórzec rzucił 32 punkty i zebrał 10 piłek. Reszta zagrała słabiej. Zabrakło drugiego dobrego strzelca w drużynie. Po pierwszym bardzo skutecznym rzutowo meczu, tym razem Magic częściej pudłowali z otwartych pozycji. Zza linii trzech punktów trafili zaledwie 7 razy na 33 próby.
- Mimo zwycięstwa w tym meczu Bucks mogą być nadal niespokojni. Z formą wyraźnie nie trafił Middleton i w perspektywie dalszej rywalizacji jego słaba dyspozycja może zaważyć o niepowodzeniu Bucks.
- Następny mecz tej pary odbędzie się w sobotę o godzinie 19.
Portland Trail Blazers – Los Angeles Lakers 88:111 (1-1)
- Drużyna Portland to zdecydowanie jedna z najmocniejszych „ósemek” ostatnich lat. W pierwszym meczu z faworyzowanymi Lakers Lillard i spółka wyglądali zdecydowanie lepiej. Widać, że po powrocie Nurkicia balans w drużynie uległ kolosalnej poprawie. Blazers to już zupełnie inna drużyna niż ta sprzed lockdownu. W drugim meczu serii kluczowa rolę odegrała jednak motywacja liderów Lakers. Musieli ten mecz wygrać i wygrali. Lakersów niósł w tym meczu Anthony Davis.
- W pierwszych dwóch kwartach Davis dwoił się i troił, trafiając zarówno spod kosza, jak i z półdystansu. Środkowy Lakers był głównym aktorem spotkania. Kilka trójek w tej części rzucili Coldwell-Pope, Kuzma i Davis. Kilka strat zaliczył LeBron James. W pierwszych dwóch kwartach 14 punktów dla Blazers rzucił Damian Lillard, słabiej grali Nurkic i McCollum. Do przerwy Lakers prowadzili 56-39.
- Trzecia odsłona to nadal niemrawa gra Blazers. Lakers za sprawą Davisa i trójek Coldwell-Pope’a kontrolowali mecz. Wyraźnie brakowało emocji. Na koniec trzeciej kwarty Los Angeles prowadziło już 88-58. Przy tak wysokiej przewadze Lakers na parkiecie w obu drużynach pojawili się zmiennicy, a mecz całkowicie stracił na atrakcyjności. Blazers wygrali tą odsłonę 30-23, jednak w całym meczu polegli 111-88.
- W trakcie 29 minut na parkiecie Davis rzucił 31 punktów i zebrał 11 piłek. 16 punktów dołożył Coldwell-Pope (4/6 za 3 pkt). LeBron zagrał słabszy mecz. W trakcie 27 minut zgromadził 10 punktów, 6 zbiórek, 7 asyst i aż 6 strat. Dzięki dużej przewadze po trzech kwartach więcej minut dostali zawodnicy rezerwowi. JR Smith rzucił 11 punktów, a Dwight Howard dodał dziewięć.
- Cała drużyna Portland zagrała słabo. Po liderach drużyny widać było zmęczenie. Lillard zgromadził 18 punktów, a CJ McCollum zaledwie 13. Mecz w zasadzie bez historii.
- Game 3 już w sobotę o 2.30 w nocy czasu polskiego.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Liga europejska bez porozumienia z FIBA? Legenda Hiszpanów grzmi
- NBA: Ben Simmons znów pod ostrzałem krytyki. Tylko czy w ogóle się tym przejął?
- NBA: Kolejne problemy Embiida. Wypadł z gry na parę meczów
- Wyniki NBA: Triple-double Giannisa i Jokicia, Mavs ograli Nuggets, przełamanie Sixers
- NBA: Redick zdradził, co robi po porażkach Lakers. Na pewno żartował?