Nie ma nawet grama sympatii w relacjach pomiędzy Kevinem Garnettem i Glenem Taylorem – właścicielem Minnesoty Timberwolves. Ten drugi ostatnio próbował się ratować wysyłając do KG gratulacje po informacji o nominacjach do Galerii Sław, ale nie zrobił na byłym graczu wrażenia.
Zaraz po tym, gdy Kevin Garnett odszedł na emeryturę, planował dołączyć do struktur Minnesoty Timberwolves. Wielkim zwolennikiem tego pomysłu był Flip Saunders. Jednak po śmierci szkoleniowca, plan dotyczący KG całkowicie się rozpadł i zawodnik do tej pory za ten stan rzeczy wini właściciela ekipy – Glena Taylora. Drużyna z Minneapolis już dawno powinna zastrzec numer jednej z największych gwiazd w swojej historii, ale zwyczajnie nie ma ku temu sprzyjających okoliczności.
– Przed śmiercią Flipa mieliśmy z Glenem porozumienie. Niestety ono odeszło razem z Flipem – przyznaje Garnett. – Tego mu nie potrafię wybaczyć. Myślałem, że jest uczciwym człowiekiem, uczciwym biznesmenem. Po śmierci Flipa wszystko się jednak zmieniło. Nie mam jednak na co narzekać, po prostu idę dalej. Doceniam wszystko, co spotkało mnie w Minnesocie, ale nie chcę mieć nic wspólnego z Glenem Taylorem i z jego korporacją – dodaje.
Trudno mimo wszystko ocenić, kto w tym przypadku ponosi winę, bowiem właściciel Wolves nigdy nie odniósł się w bezpośredni sposób do oskarżeń ze strony Garnetta. Czy mu coś obiecał, a potem nie dotrzymał słowa? Garnett w swoich deklaracjach wydaje się być absolutnie bezkompromisowy, więc dopóki Taylor jest właścicielem ekipy z Minneapolis, do tego czasu KG nie chce mieć ze swoim pierwszym zespołem w karierze nic wspólnego.
– Uwielbiam moich Wolves, wszystkich, którzy tam ze mną walczyli – kontynuuje KG. – Zawsze w swoim sercu będę miał miejsca dla Minnesoty i dla całego stanu. Nie będę jednak robił biznesu z wężami [w dosłownym tłumaczeniu]. Po prostu nie robię z takimi ludźmi interesów i tyle – dodał wyraźnie poruszony. Garnett ma na myśli ludzi, którym po prostu nie można zaufać. W trakcie swoich 14 sezonów w barwach T-Wolves, notował średnio 19,8 punktu, 11 zbiórek i 4,3 asysty.
NBA: Moment, w którym gracze Lakers dowiedzieli się o śmierci Kobego
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET