Miały być trzy lub cztery mecze przerwy, ostatecznie wyszło ich sześć. Damian Lillard wraca na boisko i zagra w środowym spotkaniu przeciwko Washington Wizards.
Taką informację podał jak zwykle świetnie poinformowany Shams Charania. Lillard odpoczywał po kontuzji pachwiny, która go wykluczyła z gry nie tylko w meczach sezonu zasadniczego, ale też z Meczu Gwiazd.
W trakcie jego nieobecności Blazers zanotowali bilans 2-4, pokonując tylko u siebie Pistons po dużych męczarniach i ostatniej nocy Orlando Magic. Ich sytuacja dzięki potknięciom rywali w bezpośredniej walce o ósme miejsce w konferencji zachodniej za bardzo się nie zmieniło.
Wciąż są o 3,5 meczu za Memphis Grizzlies, którzy w tej chwili są na ósmym miejscu. Sam Lillard ostatnio mówił o tym, że nikt nie powinien chcieć spotkać Blazers w pierwszej rundzie, jeśli uda im się wejść do play-off. Jeśli uda się wrócić do gry nie tylko jemu, ale też pozostałym kontuzjowanym zawodnikom, jak Jusuf Nurkić czy Zach Collins, to Blazers będą bardzo groźni.
Sam Lillard rozgrywa obecnie najlepszy statystycznie sezon w karierze. Notuje bowiem 29,5 punktu na mecz i 7,9 asysty. Oba wyniki są najlepszymi w jego karierze. Problemem jest jego eksploatacja. Dame gra aż 37,0 minuty na mecz, co jest najwyższym wynikiem w całej lidze i trener Stotts musi znaleźć sposób na to, żeby te minuty ograniczyć.
Konieczna jest też pomoc pozostałych zawodników. C.J. McCollum świetnie sobie radził indywidualnie pod nieobecność Lillarda. W trakcie tych sześciu spotkań notował 33,3 punktu na mecz i 8,3 asysty. Musi jednak utrzymać poziom wsparcia dla Lillarda na takim poziomie. W innym wypadku walka o wejście do play-off może się ukazać nieudana.
Przed Blazers szansa na podciągnięcie się w tabeli. Z najbliższych ośmiu meczów aż siedem zagrają na własnym parkiecie, goszcząc między innymi Wizards, Suns, Wolves, a także bezpośrednich rywali w tabeli czyli Kings i Grizzlies. To będzie dla nich kluczowy test w rywalizacji o play-off.