W nocy z soboty na niedzielę San Antonio Spurs pokonali Houston Rockets, ale praktycznie żadnego wkładu w to zwycięstwo nie miał Tim Duncan, który po raz pierwszy w karierze nie zdobył ani jednego punktu w meczu NBA.
Tim Duncan przez ostatnie lata był przykładem, że mimo zaawansowanego koszykarsko wieku, wciąż można grać na bardzo wysokim poziomie w lidze NBA. W bieżącym sezonie zalicza jednak spory regres i wygląda na to, że choć wciąż jest bardzo ważnym graczem San Antonio Spurs, powoli zaczyna przegrywać ze samym sobą.
W listopadzie Timmy zaliczył pierwszy w karierze mecz, w którym nie zebrał ani jednej piłki. W nocy z soboty na niedziele z kolei zanotował pierwsze w jego historii spotkanie bez ani jednego zdobytego punktu. Środkowy w starciu z Houston Rockets spędził na parkiecie 14 minut i spudłował wszystkie trzy rzuty. Po zakończeniu rywalizacji nie chciał komentować przerwanej passy, która zatrzymała się ostatecznie na 1359 meczach.
– Dopiero o tym usłyszałem. To bardzo nietypowe, ale nie zagrał zbyt długo. W ogóle nie grał przez ostatni tydzień – zauważył Manu Ginobili. – Nie zdawałem sobie sprawy z tego. W jego wieku można oczekiwać takich rzeczy, ale nie w przypadku Timmy’ego. On wciąż próbuje odnaleźć swój rytm, ale z drugiej strony nie oddał wielu rzutów – dodał Danny Green.
Duncan i tak ma na swoim koncie najwięcej meczów w historii NBA z jakimikolwiek puntami na koncie (1359), na drugim miejscu pod tym względem plasuje się Karl Malone (1356), na trzecim Hakeem Olajuwon. W każdym rozegranym spotkaniu punkty zdobywał Michael Jordan, ale on rozegrał ich łącznie 1072.
Środkowy Ostróg wziął udział w 29 z 35 meczów Spurs w sezonie 2015/16. Średnie statystyczne zatrzymał na poziomie 8,7 punktu i 7,9 zbiórki. W obu kategoriach to najgorsze liczby w długiej karierze.