Nie ma wątpliwości że kontuzje od zawsze były, są i będą integralną częścią sportu, w tym także NBA. Obok tych przykrych wydarzeń, które wyłączają z gry na krótszy lub dłuższy czas gwiazdy ligi, w ostatnich miesiącach nasiliły się dyskusje o tzw. load management i limitowaniu minut. Mówiąc wprost – o odpuszczaniu mniej znaczących (lub też bardziej obciążających ze względu na grafik) spotkań przez kluczowych graczy poszczególnych zespołów. W poniższym krótkim artykule postaram się pokazać jak w ostatnich 20 latach nieobecności zawodników wyglądały w ujęciu statystycznym.


Obecny sezon jest jeszcze w średnio zaawansowanej fazie. Rozegrano dopiero 490 z przewidzianych 1230 meczów, czyli mniej niż 40%. Wrażenie które potęguje wszechobecna debata na temat zarządzania obciążeniami zawodników jest takie, że bieżących rozgrywkach mamy nie dość że plagę kontuzji kluczowych graczy, to jeszcze ci którzy są zdrowi, powracający do zdrowia lub podatni na urazy nie grają na 100% (w kontekście minut czy meczów w których mogli by zagrać). Jeszcze przed półmetkiem rozgrywek mamy aż cztery zespoły w których każdy zawodnik opuścił chociaż jeden mecz, tzn. nie posiadające w składzie zawodnika z maksymalną liczbą meczów. Są to drużyny Pelicans, Timberwolves, Warriors i Hawks. Pewnym wytłumaczeniem może być to, że są to zespoły z ujemnym bilansem i mówiąc wprost – nie walczące już o wielkie cele. Sytuacja w drużynach walczących o jak najlepsze rozstawienie przed fazą play-off jest tylko trochę lepsza. W Raptors i Bucks znajdziemy zaledwie po jednym zawodniku bez opuszczonych meczów, obaj to rezerwowi – Terrence Davis i Robin Lopez. W Celtics maksymalny wymiar gry zaliczył tylko Jayson Tatum i Brad Wanamaker, w 76ers Tobias Harris, Mike Scott i James Ennis (oprócz Harrisa znów rezerwowi), w Clippers Maurice Harkless i Ivica Zubac. Na tym tle naprawdę stabilnie wygląda rotacja w Lakers – 4 zawodników plus LeBron James z opuszczonym tylko jednym meczem i Nuggets – pięciu zawodników którzy wybiegli na parkiet 32 razy, tyle razy ile grała drużyna.

Pytanie – czy ten sezon naprawdę jest wyjątkowy w tym względzie? Aktualnie wszystkie zespoły rozegrały co najmniej 30 spotkań. Na następnym wykresie przedstawiłem dane z ostatnich 20 lat, pokazujące ilu graczy NBA na tym etapie sezonu w poszczególnych sezonach miało na koncie 30/30 gier.

Jak widać, tendencja w ostatnich latach jest minimalnie spadkowa. Standardem przez wiele sezonów było około 100-120 zawodników, którzy na przełomie roku mieli jeszcze szanse na zagranie maksymalnego wymiaru 82 gier. Odpowiada to mniej więcej co czwartemu zawodnikowi ligi. Od trzech lat widzimy tu jednak spadek, w obecnym sezonie 91 zawodników w lidze (średnio tylko trzech w drużynie) zagrało we wszystkich meczach. Różnice są może dość subtelne (spadek z ok. 110 do 90 zawodników), ale jednak zauważalne gołym okiem. 

Oczywiście rację będzie miał ten kto pomyślał w tej chwili – „zaraz, zaraz – absencje są krótsze i dłuższe, a nieobecność gwiazdy jest bardziej widoczna niż przeciętnego zawodnika od czarnej roboty”. Na następnym wykresie przedstawiłem więc procent możliwych do zagrania w sezonie meczów, które zaliczyli zawodnicy osiągający średnią ponad 20 punktów w meczu oraz zawodnicy wybrani do Meczu Gwiazd (tu z wyłączeniem obecnego sezonu, bo na wybory musimy poczekać jeszcze kilka tygodni).

W przeciwieństwie do poprzedniej statystyki, widzimy tu że ostatnie sezony (włączając ten trwający) nie odbiegają od normy, która na przestrzeni dwóch ostatnich dekad zarówno dla All-Starów, jak i dla czołówki najlepszych strzelców ligi wynosi ok. 80-90% „obecności”. W trwającym sezonie ci najlepsi rozegrali ok. 85% spotkań swoich drużyn, najwięcej opuszczonych mają Stephen Curry (zagrał cztery razy) i Kyrie Irving z 11 meczami. Procenty zaniżyliby na pewno nieobecni w ogóle Durant, Cousins czy Thompson, ale gwiazdy wyłączone z sezonu w 100% nie są czymś zupełnie nowym i charakterystycznym tylko dla obecnych rozgrywek. 

Reasumując w prostych słowach – najważniejsi zawodnicy ligi którzy mogli przystąpić do sezonu, nie opuszczają więcej meczów niż ich starsi koledzy sprzed lat. Można spodziewać się minimalnego spadku 85-procentowej „frekwencji” o której pisałem wcześniej, szczególnie w kontekście nawarstwiających się obciążeń w końcówce sezonu oraz dogrywania drugim garniturem ostatnich spotkań przed play-off lub przed końcem sezonu słabszych drużyn. Warto wspomnieć tu także o sukcesywnym zmniejszaniu liczby gier dzień po dniu. W trwającym sezonie jest to średnio nieco ponad 12 takich meczów przypadających w sezonie na drużynę, o jeden mniej niż przed rokiem i aż o 7 mniej niż jeszcze pięć lat temu. Jedno jest pewno – rewolucji w omawianym aspekcie nie ma, możemy spodziewać się za to pełzającej ewolucji, na którą odpowiedź zawczasu próbują przygotować władze ligi, skracając nieco sezon. 

NBA: Warriors mają pomysł na powrót do czołówki?


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    12 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments