Podczas spotkań z kibicami w Azji, Jeremy Lin przed kamerą przyznał, że nie radzi sobie najlepiej z brakiem kontraktu. Zawodnik sprawia wrażenie załamanego swoją sytuacją i brakiem jakiegokolwiek zainteresowania jego usługami ze strony NBA.
Niektórzy powiedzą, że takimi zagraniami Jeremy Lin bierze NBA na litość. Zawodnik latem trafił na rynek wolnych agentów i żaden z generalnych menadżerów nie przejawił wobec zawodnika zainteresowania, które przełożyłoby się na rozmowy w sprawie kontraktu. W kasach ekip zostało mało miejsca, poza tym większość ma już skompletowaną rotację. Wiele więc wskazuje na to, że Lin zatrudnienia będzie musiał poszukać niestety poza NBA.
W sezonie 2017/2018 leczył poważną kontuzję kolana, jakiej doznał już na starcie. W poprzednich rozgrywkach notował średnio 11 punktów na 35% skuteczności za trzy pomagając z ławki Atlancie Hawks. Ekipa jest w trakcie przebudowy i zwolniła Lina, który został przechwycony przez Toronto Raptors. W Kanadzie zdobył mistrzostwo, ale nie może czuć się z tego powodu szczególnie dumny, bo w zasadzie całą akcję obserwował z boku.
Teraz – niegdyś rewelacja całego Nowego Jorku – rozpaczliwie szuka drogi powrotnej do NBA. W ostatnim wywiadzie Lin żalił się na najlepszą ligę świata. – Każdego kolejnego sezonu jest mi coraz trudniej – zaczyna Lin. – Mówi się, że jak uderzysz w dno to możesz się już tylko podnieść, ale dla mnie te dno staje się coraz głębsze. Wolna agentura jest dla mnie naprawdę ciężka, bo odnoszę wrażenie, że NBA spisała mnie na straty – dodał.
Lin dostał ofertę od CSKA Moskwa. Bez większych problemów mógłby także podpisać w Chinach. Jednak jego ambicje jeszcze do tego stopnia nie wygasły i nadal chciałby ułożyć sobie życie w NBA.
NBA: LeBron James znów popisuje się wsadami przed meczem syna
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET