Tytuł tego artykułu jest nieprzypadkowy, w końcu Thomas nosi koszulkę z numerem #4. We wcześniejszych klubach nosił inne numery, zatem nie można mówić tu o żadnej analogii. Lider drużyny z Bostonu zadziwia skutecznością właśnie w ostatniej z kwart meczu.
Przykładem będzie mecz z Grizzlies z 20 grudnia ubiegłego roku. Czwarta kwarta, obie drużyny idą łeb w łeb, a Isaiah trafia trójkę za trójką, łącznie rzucając 17 punktów, w tym 2 kluczowe rzuty osobiste w ostatnich 30 sekundach. Dogrywka była jedynie zwieńczeniem tego świetnego spotkania, kolejna trójka i pewne rzuty osobiste – zwycięstwo dla Bostonu. Warto dodać, że razem trafił tamtego wieczoru 44 punkty i był to jego REKORD KARIERY, który już osiem dni później miał poprawić.
A mowa tu oczywiście o 30 grudnia i meczu z Miami Heat, w którym to Thomas sprawił, że zawodnikom Heat zrobiło się naprawdę gorąco, mimo że mecz nie był rozgrywany na Florydzie, tylko w TD Garden. Do ostatniej kwarty spotkanie było bardzo wyrównany, jednakże Isaiah pokazał po raz kolejny, że jego numer jest nieprzypadkowy. 29 punktów, 6 trójek i łącznie 52 punkty czyli nowy rekord w karierze tego zawodnika. Urządził tam sobie niezłą strzelaninę, zawodnicy z Miami byli bezradni i ostatecznie musieli oddać to spotkanie gospodarzom.
Nowy rok jest zdecydowanie potwierdzeniem formy tego gracza. Thomas od samego początku pokazuje w nim nam, że należy mu się miejsce w ASG. W pierwszej kolejności w meczu z Washington Wizards zagrał jeszcze jedno fantastyczne spotkanie. I w tym przypadku w czwartej kwarcie to on grał pierwsze skrzypce, notując w te 12 minut aż 20 punktów. Gdy stał na linii rzutów wolnych w całym TD Garden było słychać głośne „MVP, MVP, MVP” i nie ma co się dziwić, bo gdy lider daje ci zwycięstwo za zwycięstwem, to wiesz już, że dla ciebie jest najbardziej wartościowym graczem.
Boston goni w tym momencie drugie w konferencji Toronto Raptors, dlatego przegrana z tą drużyną 10 stycznia musiała być zimnem prysznicem. Z tego powodu w meczu z Atlantą 13 stycznia nie mogli sobie na to pozwolić. Niestety zawodnicy z Bostonu na własne życzenie w 4 kwarcie stracili ponad 10-punktowe prowadzenie. No i wtedy to właśnie najniższy zawodnik na boisku musiał wziąć sprawy w swoje ręce. 13 punktów rzuconych w czwartej kwarcie w piątek trzynastego to nieprzypadkowa liczba. Każdy z tych punktów był szczęściem dla Celtów. Ostatnie 10 sekund, Thomas przy piłce i przepiękny crossover dał mu pozycję do rzutu, który trafił i na 2,4 sekundy przed końcem spotkania to przyjezdni byli na czele. Trzeba podziwiać taki wyczyn, zwłaszcza tracąc tak duże prowadzenie, będąc w arenie rywala i czując w każdym momencie głośne okrzyki kibiców, którzy wierzą w powrót swojej drużyny. Na barki Thomasa spadł ogromny ciężar. Zawodnik zwieńczył to spotkanie game winnerem, dając radość całej swojej ekipie, kibicom i fanom koszykówki, w której gra się do ostatniej syreny.
Piękne jest to, że mamy dopiero pierwszą połowę sezonu, a ten zawodnik z meczu na mecz pokazuje nam, że pomimo tego że jest mały wzrostem jak na zawodnika NBA (mierzy 175cm!!), to nadrabia to ogromnym duchem walki, za który kochamy ten sport. Nic dodać, nic ująć, 4th quarter Assasin!