To była naprawdę wyjątkowa noc. Pierwszy występ w tym sezonie zaliczył Jeremy Sochan i od razu przypomniał wszystkim, dlaczego przez długi czas był kluczowym elementem układanki Gregga Popovicha. W drugiej połowie starcia z Lakers jego Spurs prowadzili nawet różnicą 12 „oczek”, ale ostatecznie przegrali po pełnej emocji końcówce. Świetnie wypadł Donovan Mitchell, którego 46 punktów poprowadziło Cavaliers do zwycięstwa nad Sixers. Triple-double jak za starych dobrych czasów popisał się Russell Westbrook, a jego Kings zdołali pokonać Golden State Warriors. Potrójną zdobycz zaliczył też Nikola Jokić, a Nuggets ograli Heat.
Cleveland Cavaliers – Philadelphia 76ers 132:121
- Sympatycy Philadelphia 76ers z pewnością nie będą w stanie zaliczyć kilku ostatnich dni do udanych. Minionej nocy ich ulubieńcy przegrali już trzeci z czterech poprzednich spotkań. Tym razem podopieczni Nicka Nurse’a musieli uznać wyższość Cleveland Cavaliers.
- Ekipa z Ohio rozpoczęła to spotkanie z Dariusem Garlandem w wyjściowej piątce. Był to dla niego pierwszy mecz w bieżącym sezonie po powrocie po operacji stopy. Ostatecznie na parkiecie spędził on 26 minut, zdobywając w tym czasie osiem punktów, cztery asysty i dwie zbiórki.
- Cavs rozpoczęli mecz z wysokiego „C”, zdobywając w pierwszej odsłonie aż 41 punktów i odskakując na 14-punktowe prowadzenie. Sixers odpowiedzieli jednak momentalnie, wygrywając drugą część gry 40:29 i niemal doprowadzając do wyrównania (70:67).
- Po powrocie na parkiet kapitalną kwartę zaliczył duet Jarrett Allen – Donovan Mitchell, który zdobył wówczas łącznie 27 „oczek”, czyli o siedem więcej niż cały zespół Philly. Przewaga Cavs raz jeszcze wzrosła wówczas do 20 punktów i tym razem gospodarze nie pozwolili już rywalowi stworzyć realnego zagrożenia aż do końcowej syreny.
- Fantastyczne zawody rozegrał Donovan Mitchell, zdobywca 46 punktów, ośmiu asyst i czterech zbiórek (6/11 za trzy). Świetny mecz zaliczyli również Jarrett Allen (24 punkty, 10 zbiórek, 3 przechwyty, 3 bloki) oraz Evan Mobley (23 punkty, 5 zbiórek, 3 asysty).
- Po stronie Sixers grę napędzał Tyrese Maxey, autor 27 „oczek”, dziewięciu asyst i siedmiu zbiórek. Kluczowe trafienia z ławki rezerwowych dorzucił Quentin Grimes (27 punktów, 3 asysty). Double-double w postaci 13 punktów i 13 zebranych piłek odnotował Andre Drummond. Nie zagrali Joel Embiid i Paul George.
Detroit Pistons – Utah Jazz 114:103
- Pierwsza połowa rywalizacji Detroit Pistons z Utah Jazz była bardzo wyrównana. Żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie większej przewagi i mieliśmy siedem zmian prowadzenie. Ostatecznie minimalnie lepsi byli przyjezdni z Salt Lake City, którzy schodzili na przerwę prowadząc dwoma punktami (55:53).
- Trzecia kwarta należała jednak do Pistons. Gospodarze totalnie zdominowali rywali po obu stronach parkietu, wygrywając tę część spotkania 25:14. Tłoki szybko wyszły na prowadzenie i po trzech kwartach prowadziły 78:69. W czwartej kwarcie Jazz przebudzili się jeśli chodzi o grę w ataku, ale sami też nie potrafili powstrzymać ofensywy Pistons, więc strat nie udało się już odrobić. Ogromna w tym zasługa Cade’a Cunnighama, który w decydującej części meczu dał prawdziwy popis strzelecki zdobywając 19 punktów. Dzięki świetnej grze swojego lidera, Pistons dowieźli bezpieczne prowadzenie, wygrywając po raz czwarty z rzędu.
- Jazz trafili 12 trójek, a więc jedną więcej niż rywale ale mieli kiepską skuteczność rzutową (tylko 38,4 proc. z gry). Gospodarze natomiast skupili się na atakowaniu obręczy zdobywając ponad 20 punktów z pomalowanego więcej niż Jazz (60 do 36) i byli znacznie efektywniejsi rzucając na 49,5 proc. skuteczności.
- Graczem meczu był Cade Cunningham, który zanotował 31 punktów i 10 asyst. Jalen Duren popisał się natomiast imponującym double-double notując 22 punkty i 22 zbiórki. Ausar Thompson dodał 18 punktów i 7 zbiórek. Dla Jazz 28 punktów zdobył Svi Mykhaliuk, a Lauri Markkanen miał 25 punktów.
Autor: Janusz Nowakowski
Indiana Pacers – Brooklyn Nets 103:112
- Zdziesiątkowani przez kontuzje Indiana Pacers nie dali rady najsłabszej drużynie ligi i przegrali na własnym parkiecie. Początek był jednak obiecujący bo w drugiej kwarcie gospodarze zdobyli aż 41 punktów i schodzili na przerwę prowadząc pięcioma punktami (59:54).
- Mecz był na styku także w trzeciej kwarcie. Mieliśmy kilka zmian prowadzenia, ale ostatecznie to Pacers prowadzili po trzech kwartach 83-80. W decydującej części meczu Brooklyn Nets weszli jednak na wyższe obroty, na co tak osłabieni Pacers nie mieli odpowiedzi. Przyjezdni z Nowego Jorku wygrali czwartą ćwiartkę 32:20, budując tym samym bezpieczną przewagę i odnieśli pierwsze zwycięstwo w sezonie.
- Nets zostali zdominowani na tablicach notując 11 zbiórek mniej (45:56), zdobyli 8 punktów mniej z pomalowanego (40:48) i pozwolili Pacers na zdobycie 16 punktów z ponowienia akcji. Różnicę na korzyść gości zrobiły jednak bardzo częste „wizyty” na linii rzutów wolnych. Nets trafili 26 z 35 rzutów wolnych, podczas gdy Pacers rzucali osobiste tylko 13 razy, trafiając 8 rzutów.
- Bardzo dobry mecz zagrał Michael Porter Jr, który zanotował 32 punkty i 11 zbiórek. Nic Claxton dodał 18 punktów i 10 zbiórek, a Noah Clowney miał 17 punktów. Dla Pacers 23 punkty i 10 asyst i 6 zbiórek zaliczył Pascal Siakam, a Ben Sheppard dołożył 18 punktów.
Autor: Janusz Nowakowski
Boston Celtics – Washington Wizards 136:107
- Boston Celtics wykorzystują mecz z dużo niżej notowanym rywalem do przełamania krótkiej serii dwóch porażek z rzędu. Lepiej w to spotkanie weszli jednak zawodnicy Washington Wizards. Dobrze zawody rozpoczęli m.in. Justin Champagnie czy Marvin Bagley III i to przyjezdni zamknęli pierwszą kwartę na dwucyfrowym prowadzeniu (26:37).
- Gospodarze odpowiedzieli z przytupem, wygrywając drugą odsłonę aż 44:23. Spora w tym zasługa Paytona Pritcharda, który był nie do zatrzymania w ataku i w pojedynkę zdobył aż 16 punktów (70:60). W trzeciej kwarcie ofensywa Wizards znów spisywała się kiepsko i dorzuciła jedynie 20 „oczek” do swojego dorobku, czym pozwolili się zdominować.
- Jaylen Brown znów przekroczył barierę 30 punktów, tym razem kompletując ich 35 (do tego 5 asyst, 5 zbiórek; 13/21 z gry). Payton Pritchard dorzucił 18 „oczek”. Świetnie wypadli Josh Minott (21 punktów, 5 zbiórek, 3 przechwyty) oraz wchodzący z Neemias Queta (15 punktów, 12 zbiórek, 5 asyst).
- Po stronie przegranych widoczny był przede wszystkim Alex Sarr, autor 31 punktów, ośmiu zbiórek i trzech bloków. Oprócz niego najwięcej punktów skompletował Justin Champagnie (12). Wizards z bilansem 1-7 plasują się na ostatnim miejscu w tabeli Konferencji Wschodniej.
New York Knicks – Minnesota Timberwolves 137:114
- Świetnie zapowiadające się spotkanie, które w pierwszej połowie stało pod znakiem wyrównanej wymiany ciosów. Na początku drugiej odsłony New York Knicks zaliczyli co prawda serię punktową autorstwa OG Anunoby’ego, Karla-Anthony’ego Townsa i Mikala Bridgesa (39:31), ale Minnesota Timberwolves natychmiast odpowiedzieli festiwalem trafień za trzy.
- Jedno z nich należało do Anthony’ego Edwardsa, który wrócił do gry po kilku spotkaniach przerwy spowodowanej urazem ścięgna udowego. To jednak głównie Donte DiVincenzo i Julius Randle zdołali wyszarpać prowadzenie z rąk gospodarzy i zejść ostatecznie na przerwę ze skromną zaliczką (54:58).
- W drugiej połowie różnica klas pomiędzy zespołami była już zdecydowanie bardziej widoczna. Podczas gdy Timberwolves dwukrotnie zdobywali po 28 punktów, Knicks dwa razy odpowiadali co najmniej 40 i przypieczętowali w ten sposób swoje zwycięstwo. Po przerwie nowojorczycy trafiali aż 60,7% wszystkich swoich rzutów z gry.
- OG Anunoby był tej nocy najlepszym punktującym Knicks z dorobkiem 25 „oczek”, a także ośmiu zbiórek. Jalen Brunson odnotował double-double w postaci 23 punktów i 10 asyst (do tego 7 zbiórek). Podwójną zdobyczą popisał się też Karl-Anthony Towns (15 punktów, 10 zbiórek, 4 asysty, 2 bloki).
- Po stronie ekipy z Minneapolis dwoił się i troił Julius Randle, autor 32 punktów, pięciu zbiórek i czterech asyst. Donte DiVincenzo dorzucił 21 oczek. Anthony Edwards w 29 minut, które spędził na parkiecie, zapisał na swoim koncie 15 punktów, pięć asyst, dwie zbiórki i dwa przechwyty (5/13 z gry).
Memphis Grizzlies – Houston Rockets 109:124
- Kiepska seria Memphis Grizzlies wciąż trwa. Minionej nocy podopieczni trenera Tuomasa Iisalo przegrali już czwarty mecz z rzędu, a Ja Morant ponownie zaliczył mocno przeciętny występ. Tym razem rozgrywający zdobył 17 punktów, osiem asyst, pięć zbiórek, jeden blok i jeden przechwyt (6/19 z gry, 1/7 za trzy).
- Dla Houston Rockets mecz ten nie był jednak tzw. spacerkiem. Pomimo dwucyfrowej przewagi, którą wypracowali sobie w pierwszej kwarcie, gospodarze zdołali zmniejszyć nieco różnicę przed przerwą. W trzeciej odsłonie przyjezdni raz jeszcze jednak odskoczyli, a potem już do końca cieszyli się komfortowym prowadzeniem.
- Po raz kolejny w tym sezonie świetne zawody rozegrał Amen Thompson, którego łupem padło tej nocy 28 punktów, 10 zbiórek i siedem asyst. Alperen Sengun dorzucił efektowne double-double w postaci 20 punktów i 16 zbiórek. Kevin Durant zapisał na swoim koncie tylko 11 „oczek” i pięć asyst (5/18 z gry).
- Wyjściowa piątka Grizzlies zdobyła tej nocy tylko 49 punktów. Oprócz Moranta najlepiej spośród starterów wypadł Jock Landale (11 punktów, 3 zbiórki). Wchodzący z ławki Cam Spencer dorzucił 19 „oczek” (5/9 za trzy).
Dallas Mavericks – New Orleans Pelicans 99:101
- Choć Dallas Mavericks nie radzą sobie w tym sezonie najlepiej, to pod nieobecność Anthony’ego Davisa ich sytuacja stała się jeszcze bardziej problematyczna. Minionej nocy podopieczni Jasona Kidda przegrali z New Orleans Pelicans (bez m.in. Ziona Williamsona czy Jordana Poole’a), czyli jak dotąd najgorszym zespołem Konferencji Zachodniej.
- Już po pierwszej kwarcie gospodarze musieli odrabiać dwucyfrową stratę, ale przed zejściem na przerwę zdołali zbliżyć się do rywala na zaledwie trzy „oczka” (49:52). Po powrocie na parkiet strony regularnie wymieniały się ciosami, co było zapowiedzią pełnej emocji końcówki (77:78).
- Po krótkim festiwalu rzutów osobistych Daniel Gafford zmniejszył stratę Dallas do dwóch punktów a 31,5 sekundy przed ostatnią syreną (99:100). Środkowy faulował następnie Derika Queena, który wykorzystał tylko jeden z rzutów wolnych. To dało Mavs okazję na zwycięski rzut lub doprowadzenie do remisu, ale próbę tę spudłował Cooper Flagg.
- Pomimo niecelnego rzutu w końcówce to właśnie Flagg był tej nocy najlepszym punktującym Dallas (20 „oczek”, 9 zbiórek, 3 przechwyty, 2 bloki). Podwójną zdobyczą popisał się P.J. Washington (15 punktów, 11 zbiórek). Również 15 punktów zapisał na swoim koncie Daniel Gafford.
- Pels do zwycięstwa poprowadził m.in. Saddiq Bey, zdobywca 22 punktów i dziewięciu zbiórek. Bliski double-double był też Trey Murphy III, autor 11 „oczek” i dziewięciu zebranych piłek. Rezerwowy Jose Alvarado dorzucił 13 punktów i osiem zbiórek.
- Po tej porażce to Mavericks plasują się na szarym końcu Zachodu. Przed nimi jednak dwie dogodne okazje do zmazania plamy. Ich najbliższym rywalem będą prezentujący się ostatnio wyjątkowo kiepsko Memphis Grizzlies, a następnie ostatnia siła Wschodu, czyli Washington Wizards.
Denver Nuggets – Miami Heat 122:112
- Podopieczni Davida Adelmana odnieśli czwarte zwycięstwo w pięciu ostatnich meczach. Denver Nuggets stanowią ogromne wyzwanie dla Miami Heat, gdyż gracze Erika Spoelstry nie wygrali w Ball Arena w sezonie regularnym od 30 listopada 2016 roku. Ostatnim razem pokonali Nuggets w drugim meczu finałów 2023 roku. Denver wygrało serię w pięciu meczach, zdobywając swój jedyny tytuł.
- Trener Heat, Erik Spoelstra, powiedział przed meczem, że spotkanie z jego kolegą z Nuggets, Davidem Adelmanem, było „surrealistycznym” doświadczeniem, biorąc pod uwagę jego bliskie relacje z rodziną Adelmanów. Spoelstra uważa ojca Davida Adelmana, Ricka, za wzór do naśladowania.
- Wygrana z „Żarem z Miami” była jedenastym z rzędu zwycięstwem Nuggets nad Heat w sezonie regularnym. Najlepszym graczem meczu był Nikola Jokić, autor triple-double (33 punkty, 15 zbiórek, 16 asyst). Była to piąta potrójna zdobycz Jokera w tym sezonie (oczywiście najwięcej w lidze). Serb trafił 12 z 18 rzutów z gry (67%).
- 24 punkty (9/16 z gry) i 6 zbiórek dołożył Aaron Gordon. 18 oczek dodał Tim Hardaway Jr. Słabsze spotkanie rozegrał Jamal Murray. Gracz Nuggets zdobył co prawda 14 punktów i 8 zbiórek, ale jego skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. 28-letni obrońca trafił zaledwie 4 z 15 rzutów z gry (27%), w tym 1/8 za trzy (13%). 11 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst zaliczył Christian Braun. Nuggets wyraźnie wygrali w zbiórkach 61:38.
- W zespole z Miami największym zmartwieniem był Bam Adebayo, który już w pierwszej kwarcie musiał opuścić parkiet z powodu kontuzji lewej stopy. Trzech graczy Heat zdobyło ponad 20 punktów. Wśród nich znaleźli się Norman Powell (23), Andrew Wiggins (22) i Jaime Jaquez Jr (21). Double-double z ławki zaliczył Kel’el Ware (13 punktów, 13 zbiórek). 10 punktów i 9 asyst zanotował Davion Mitchell.
Autor: Mateusz Malinowski
Los Angeles Lakers – San Antonio Spurs 118:116
- Jeremy Sochan rozegrał tej nocy swój pierwszy mecz w sezonie 2025/26. Polak od razu pokazał się ze świetnej strony. Na parkiecie spędził ostatecznie 23 minuty i w tym czasie odnotował 16 punktów, dwie zbiórki i jeden przechwyt (6/7 z gry).
- San Antonio Spurs rozpoczęli świetnie zapowiadającą się rywalizację z Lakers od serii trafień Juliana Champagnie, który przy wsparciu m.in. Devina Vassella był w stanie wyprowadzić przyjezdnych na prowadzenie (10:18). W międzyczasie za linią boczną mogliśmy oglądać rozciągającego się Sochana, który po niespełna siedmiu minutach gry po raz pierwszy pojawił się na parkiecie.
- Sochan od początku odpowiadał przede wszystkim za powstrzymywanie Luki Doncicia. Kilka raz skutecznie zdołał uprzykrzyć mu życie, ale Słoweniec rozgrywał tej nocy wyśmienite zawody. Lakers zaczęli stopniowo zmniejszać swoją stratę, ale tuż przed zakończeniem pierwszej odsłony Jeremy popisał się przechwytem, po czym samodzielnie wykończył kontratak, zdobywając swoje pierwsze punkty w tym sezonie (26:29).
- Drugą odsłonę Sochan rozpoczął na ławce rezerwowych. Pod jego nieobecność Ostrogi utrzymywały skromną przewagę, ale Jeziorowcy nieustannie naciskali. 22-latek wrócił na parkiet, kiedy rywale zdołali doprowadzić do remisu (44:44), wykorzystując przede wszystkim trafienia drugiej szansy. Po chwili trójka Ruiego Hachimury dała im długo wyczekiwane prowadzenie.
- Prowadzenie dla Spurs odzyskał Jeremy Sochan, który po faulu Jake’a LaRavii stanął na linii rzutów wolnych i skutecznie wyegzekwował obie próby. Co ciekawe, Polak ponownie wykonuje je dwiema rękami, a nie w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli z tylko jedną dłonią na piłce.
- Przed przerwą Sochan skutecznie wykończył jeszcze kontratak po stracie Lakers i podaniu Victora Wembanyamy, a w jednym z kolejnych ataków minął Deandre Aytona po indywidualnej akcji i wykończył ją spod kosza (56:58). Jeszcze przed przerwą rzuty osobiste wykorzystali Luka Doncić i Marcus Smart, więc do Lakers schodzili do szatni z nieznaczną przewagą (60:59).
- Po powrocie na parkiet świetny fragment zaliczył Harrison Barnes, który trafiał trójkę za trójką i to przede wszystkim dzięki niemu podopieczni Mitcha Johnsona odzyskali prowadzenie. Kiedy w końcu wrócił Sochan, to znów zaliczył kilka pozytywnych momentów po bronionej stronie parkietu, zmuszając Doncicia do podania bądź rzutu z trudnej pozycji. Wynik przez dłuższy czas oscylował jednak w granicach remisu.
- Dopiero lepszy fragment Stephona Castle’a i seria punktowa 8:0 gości sprawiła, że Spurs zdołali odskoczyć na dwucyfrowy pułap (80:90), który następnie utrzymywali mniej więcej aż do czwartej minuty ostatniej kwarty. Lakers znaleźli się wówczas w zasięgu sześciu punktów, ale wówczas Sochan najpierw wykorzystał podanie Castle’a i wykończył akcję alley-oopem, a następnie zaliczył ofensywną zbiórką i wpakował piłkę do kosza po spudłowanym rzucie partnera (95:103).
- Gdy Lakers znów zbliżyli się na sześć oczek, Polak wykorzystał zaniedbanie w defensywnym ustawieniu rywala i trafił za trzy. Kiedy Sochana, z uwagi na piąty faul, na parkiecie zastąpił Barnes, gospodarze zdołali zbliżyć się z wynikiem, a następnie doprowadzić do remisu (108:108).
- W kluczowym momencie rzucający za trzy Jake LaRavia nie trafił nawet w tablicę czy obręcz, ale Spurs nie zdołali tego wykorzystać. Odpowiedzialność za zespół próbował wziąć na siebie Wembanyama, ale sędziowie dopatrzyli się jego faulu w ofensywie, który był już jego szóstym tej nocy, co oznaczało koniec gry dla Francuza.
- Wembanyamę na parkiecie zastąpił Sochan. Spurs nie byli jednak w stanie zatrzymać przepisowo Lakers, więc na linii rzutów wolnych stanął Rui Hachimura. Japończyk wykorzystał tylko jedną próbę, na którą po podaniu Jeremiego odpowiedział Keldon Johnson (116:114). W kolejnej akcji, z uwagi na kończący się czas, Polak musiał ponownie faulować rywala, ale było to jego szóste przewinienie tej nocy.
- Poświęcenie Sochana się jednak opłaciło. Dwa rzuty wolne trafił co prawda Marcus Smart, ale po kolejnej odpowiedzi Kelly’ego Olynyka na linię końcową przy wznowieniu nadepnął Smart, przez co na 1,2 sekundy przed ostatnią syreną piłka trafiła do Spurs. Przy wznowieniu Lakers dopuścili się przewinienia na Champagnie, który nie wykorzystał jednak pierwszej próby i tym samym Ostrogi straciły szansę na dogrywkę.
- Nie do zatrzymania był tej nocy Luka Doncić, autor 35 punktów, 13 asyst, dziewięciu zbiórek i pięciu przechwytów (9/27 z gry). Solidne double-double (22 punkty, 10 zbiórek) dorzucił Deandre Ayton. Po drugiej stronie Victor Wembanyama skompletował 19 „oczek”, osiem zbiórek i trzy asysty.
Portland Trail Blazers – Oklahoma City Thunder 121:118
- Pierwsza porażka Oklahoma City Thunder stała się faktem. Sześciu graczy Blazers odnotowało dwucyfrową zdobycz punktową. O krok od triple-double był Deni Avdija, zdobywca 26 punktów, 10 zbiórek i 9 asyst. Skrzydłowy klubu z Portland trafił zaledwie 5 z 17 rzutów z gry (29%).
- Dużo lepiej spisał się Jrue Holiday, autor zwycięskich punktów (dwa celne wolne) w postaci 22 oczek. 35-letni obrońca trafił 7 z 16 rzutów, w tym 6 z 10 trójek. Holiday dodał do tego 6 zbiórek. 20 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst zanotował Jerami Grant. 18 oczek, 6 zbiórek i 3 przechwyty dołożył Shaedon Sharpe. 16 punktów i 5 zbiórek dodał Toumani Camara.
- W Thunder brylował Shai Gilgeous-Alexander, autor 35 punktów, 9 zbiórek i 4 asyst. Lider Oklahomy trafił 10 z 26 rzutów z gry (39%). –Koncentrujemy się na każdym meczu. Każdy wieczór to szansa, aby wygrać. Tym razem się nie udało – powiedział Shai. 27 punktów dołożył Aaron Wiggins. 21 punktów (7/11 z gry), 4 zbiórki i 3 asysty zdobył Ajay Mitchell. Double-double uzyskał Isaiah Hartenstein (10 punktów, 11 zbiórek).
Autor: Mateusz Malinowski
Sacramento Kings – Golden State Warriors 121:116
- Po obu stronach zabrakło tej nocy kluczowych zawodników. Sacramento Kings musieli radzić sobie bez Zacha LaVine’a, podczas gdy w szeregach Golden State Warriors nie oglądaliśmy Stephena Curry’ego, Jimmy’ego Butlera i Draymonda Greena. Mimo to Wojownicy zaczęli od serii rzutów za trzy, a świetnie prezentowali się głównie Will Richard i Jonathan Kuminga (11:21).
- Gospodarze rozpoczęli proces odrabiania strat, ale przez długi czas nie byli w stanie zbliżyć się z wynikiem, a przewaga podopiecznych Steve’a Kerra oscylowała w granicach 10 „oczek”. Dopiero przed przerwą lepszy fragment DeMara DeRozana, Russella Westbrooka i Drew Eubanksa sprawił, że Kings zbliżyli się na pięć punktów (57:62).
- Trzecia odsłona przez długi czas stała pod znakiem wymiany ciosów, ale ostatecznie to gospodarze zdobyli w niej aż o 12 punktów więcej od swojego rywala i objęli tym samym prowadzenie różnicą kilku posiadań (92:85). Przez niemal całą czwartą kwartę to również oni prowadzili, choć w pewnym momencie Warriors doprowadzili nawet do remisu (104:104).
- Gracze Sacramento odpowiedzieli wówczas serią 11:0, za którą odpowiadały przede wszystkim trzy trafienia za trzy Dennisa Schrodera. Niemiec przypomniał, dlaczego został wybrany najlepszym zawodnikiem tegorocznego EuroBasketu.
- GSW nie składali jednak broni i odpowiedzieli swoją serią trafień, a po trójce Brandina Podziemskiego na 57 sekund przed ostatnią syreną zbliżyli się na trzy punkty (117:114). Po pudłach z obu stron na linii rzutów wolnych nie pomylił się Schroder, czym przypieczętował zwycięstwo swojej ekipy.
- Zwycięstwo Kings to przede wszystkim zasługa Russella Westbrooka, który popisał się triple-double w postaci 23 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst. To już 204. w karierze potrójna zdobycz rozgrywającego. Świetnie wypadł też DeMar DeRozan, autor 25 „oczek”. Kluczowe wsparcie z ławki rezerwowych zapewnił Malik Monk (21 punktów, 4 zbiórki).
- Po stronie Warriors wyróżnił się przede wszystkim tercet Will Richard (30 punktów, 7 zbiórek, 3 asysty) – Moses Moody (28 punktów, 3 asysty, 4 bloki) – Jonathan Kuminga (24 punkty, 9 zbiórek). O triple-double otarł się Brandin Podziemski (14 punktów, 9 zbiórek, 9 asyst).










