Debata o tym, kto jest najlepszym koszykarzem wszech czasów (GOAT – Greatest Of All Time), od lat rozpala fanów NBA, a Michael Jordan i LeBron James niezmiennie zajmują centralne miejsce w tej dyskusji. Ostatnio dołączył do niej Draymond Green z — jak mu się wydaje — mocnymi argumentami. Podczas transmisji na Twitchu, Green wyjaśnił dlaczego stawia LeBrona ponad MJ’em. Za jeden z argumentów miała posłużyć postać australijskiego koszykarza, grającego kiedyś w Cleveland z LeBronem – Matthew Dellavedovy.
Choć Draymond Green dorastał oglądając Michaela Jordana, to bez wahania wskazał na LeBrona Jamesa jako najlepszego koszykarza wszech czasów. Podstawą jego argumentacji była przede wszystkim zdolność LeBrona do pełnej kontroli nad grą oraz jego umiejętność wygrywania z drużyną, której inni już dawno nie dawali szans. – Bron jest jak rozgrywający, on kontroluje wszystko, co się dzieje na boisku – stwierdził Draymond. Jego zdaniem ten aspekt odróżnia LeBrona od Jordana, którego styl gry był częściowo dyktowany przez system, w którym grał. – Ofensywa trójkątów niejako kontroluje rzeczy za ciebie – uważa skrzydłowy Warriors. Odniósł się w ten sposób słynnego systemu Phila Jacksona w Chicago Bulls, który, choć niezwykle skuteczny, w mniejszym stopniu wymagał od MJ’a kontroli każdego posiadania piłki.
Wygrana ze „słabeuszami”
Najmocniejsze argumenty według Draymonda Greena koncentrują się nie na samych osiągnięciach LeBrona, ale na jego kolegach z drużyny. Jako przykład podał JR Smitha. – Ludzie na niego machnęli ręką, mówiąc, że nie potrafi grać w zwycięskiej drużynie, że nie potrafi tego, nie potrafi tamtego, że jest bardzo jednostronny. Jednak LeBron, widząc w nim potencjał strzelecki i obronny, uznał, że ten gość potrafi rzucać i bronić i w takim razie mogę to wykorzystać, mogę coś z tym zrobić – stwierdził Green.
Dellavedova był słabiutki
Matthew Dellavedova stał się głównym punktem kontrowersyjnych wypowiedzi Greena. Draymond nie szczędził słów, by podkreślić trudność wygrywania z takim zawodnikiem. – Matthew Dellavedova, Delly… zobaczacie! LeBron wygrał dwa mecze w finałach NBA z Dellym, który był po prostu słabiutki. Matthew Dellavedova był fatalny – uważa gracz Warriors. Mimo stwierdzenia, że szanuje go zaangażowanie i nieustępliwość, Green konsekwentnie powtarzał, że Dellavedova był beznadziejny i że dostał duży kontrakt, a następnie zniknął z ligi w ciągu roku (Green używał określeń „trash” i „stinks”, ale dosłowne tłumaczenie nie oddałoby właściwie tego, co miał na myśli, dlatego, że tłumaczenie, że był „śmieciem” byłoby przesadzone, a „trash” i „stinks” w slangu mogą być rozumiane bardziej jako: słabutki, beznadziejny, do niczego itd. – przyp. red.).
Draymond wyraźnie podkreślił, że dla niego wygrywanie z „takimi gośćmi” jest niezwykle trudne w NBA. Przeciwstawił to karierze Jordana, twierdząc, że Jordan nie miał tego typu kolegów z drużyny. Wymienił co prawda Steve’a Kerra jako przykład, ale wyjaśnił, że Kerr był dobrym graczem, ale miał trudną drogę w lidze, w przeciwieństwie do Delly’ego, którego uważa za bardzo słabego.
Nawet w odniesieniu do drużyn Miami Heat, Green wspomina zmienników takich jak Norris Cole, Mario Chalmers czy Shane Battier, nazywając ich „prawdziwymi role-playerami” i dlatego wygrywanie z Dellavedovą jest jego zdaniem znacznie większym osiągnięciem.
Czy Green ma problemy z pamięcią?
Draymond urodził się w 1990 roku, więc nie może pamiętać pierwszych mistrzostw Jordana, a drugie three-peat oglądał mają 6, 7 i 8 lat. Pamięć z tamtego okresu życia może zawodzić. Urodzeni na początku lat 80-tych oraz wcześniej dobrze pamiętają z jakimi zawodnikami przyszło grać Jordanowi.
Zresztą argument o tym, że Jordan sprawiał, iż zawodnicy grający z nim w drużynie byli lepsi, niż w rzeczywistości, to jeden z tych powtarzanych od 30 lat i świadczących o jego wielkości. Czy pamiętacie Luca Longleya? Center z Australii przy Jordanie był solidnym środkowym, bardzo dobrze spełniającym swoje zadania. Po odejściu z Chicago w Knicks i Suns był już cieniem siebie. I nie chodzi o to, aby porównywać statystyki, ale żeby zwrócić uwagę na przydatność na boisku.
Podobnie było z innymi środkowymi u boku Jordana. Bill Cartright był już u schyłku kariery, ale nadal potrafił być potrzebny i MJ oraz trener Phil Jackson potrafili wykorzystać jego bardzo już ograniczone wtedy możliwości. A kto dziś pamięta Billa Wennigtona? „Wielki i drewniany”? Ale walczył na deskach, umiał postawić zasłonę i często był we właściwym miejscu w odpowiednim momencie, a Jordan wiedział, że może mu wtedy podać. Utrzymał się w NBA tylko dlatego, że Bulls potrzebowali w tamtym czasie rezerwowego środkowego.
Ten moment wydaje się właściwy, aby dodać osobiste wspomnienie. Jako kibic Jordana i Bulls urodzony w 1981 roku najbardziej lubiłem (obok MJ’a i Pippena oczywiście) rozgrywającego B.J. Armstronga. Pamiętam jak po oglądaniu meczów w telewizji wychodziliśmy na boisku z kolegami i każdy naśladował kogoś innego. Ja przy rzutach za trzy udawałem charakterystyczny sposób składania się do rzutu właśnie Armstronga. On w 1993 roku wychodził w pierwszej piątce i miał średnią 12 punktów na mecz. Był też najlepszy w całej lidze pod względem skuteczności rzutów z dystansu (45%). Co prawda kiedy MJ zrobił sobie przerwę w 1994 roku, Armstrong zagrał nawet w Meczu Gwiazd, to jednak rok później jego gwiazda bardzo szybko zgasła.
Byli też w mistrzowskich drużynach Bulls tacy gracze jak Stacey King, Jud Buechler, Scott Williams, Dickey Simpkins czy Randy Brown.
Warto o tym pamiętać, kiedy wydaje nam się, że LeBron James dokonał rzeczy nieosiągalnej. Poza tym w mistrzowskiej drużynie Cleveland Cavaliers z 2016 roku byli też tacy gracze jak Kyrie Irving czy Kevin Love, wspomniany już J.R. Smith oraz podkoszowy Tristan Thompson, doświadczony Richard Jefferson, znakomicie rzucający z dystansu środkowy Channing Frye oraz solidny wtedy Iman Shumpert.
Warto też zauważyć, że Draymond może używać tego argumentu, aby docenić LeBrona i podkreślić jakie to wielkie osiągnięcie było w 2016 roku, bo… Cavs wygrali wtedy z Golden State Warriors, którzy w sezonie zasadniczym mieli najlepszy bilans w historii 73-9, a w finale prowadzili już 3-1. Cavs jako jedyni wrócili z 1-3 w wielkim finale NBA. Może to być więc sprytne odwrócenie uwagi od tego, że GSW zaliczyli jedno z największych rozczarowań i tak naprawdę porażek w historii ligi. Nie wygrać mistrzostwa, kiedy miało się bilans 73-9 (najlepsi na Wschodzie Cavaliers mieli wtedy bilans 57-25) i potem przegrać w finale mimo prowadzenia 3-1!? To jedna z największych porażek czy jak ktoś woli kompromitacji w historii sportu.
Czy GOAT istnieje?
Stali Czytelnicy PROBASKET wiedzą, że wielokrotnie prowadziliśmy dyskusje na temat GOAT’a. W 2019 roku napisałem o tym tekst, który miał przynajmniej na kilka lat zamknąć dyskusję. Artykuł cieszył się dużym zainteresowaniem (blisko 50 tysięcy odsłon), dlatego, jeśli interesuje Cię dalsza dyskusja na temat, czy w ogóle GOAT istnieje, to zachęcam do przeczytania tego tekstu.
Tutaj znajdziecie fragmenty transmisji, w której Draymond Green stawia LeBrona Jamesa ponad Michaelem Jordanem.