Koszykówka w Mieście Aniołów wydaje się wracać na odpowiednie tory. Jedna ekipa przewodzi lidze, podczas gdy druga goni ją sportowo. Tym razem to jednak nie Lakers pokazują rywalom plecy.


Jeziorowcy w sezon weszli bardzo obiecująco, jednak Clippers jeszcze lepiej, a w zasadzie fenomenalnie – mają już na koncie 10 zwycięstw przy 2 porażkach (notabene odniesionych różnicą zaledwie 2 i 4 punktów). To bez wątpienia ich najlepszy start w historii. Co jednak sprawiło, że ekipa energetycznego Steve’a Ballmera odhacza bez skrupułów kolejnych rywali?

Pierwszym z powodów, który dostrzegam, to zdjęcie z tej organizacji wywieranej rok w rok presji. Mam wrażenie, że nawet mimo tak pomyślnego startu, o Clippers mówi się o wiele mniej, niż na ogół jest to w takich przypadkach praktykowane. Prawdopodobnie gdyby ich bilans przedstawiał się obecnie w postaci 12 – 0, to bardziej rozbudziłoby to wyobraźnię analityków i kibiców. Tymczasem oni nieco po cichu zbierają kolejne zwycięstwa, zauważani przez media, jednak przyjmowani z pewną obojętnością, jakby po prostu tak miało być. Clippers nie dokonali drastycznych ruchów w przerwie letniej, być może więc uznano, że skoro trzon zespołu od lat pozostaje w tym samym składzie i co sezon jest mu wieszczone zawojowanie ligi, to dokonuje się właśnie samospełniająca się przepowiednia i tak ma to wyglądać. W każdym bądź razie balonik, póki co, pompowany jest z umiarem – zapewne intensywność presji jeszcze wróci, gdy wyniki nadal będą się utrzymywać, ale i z tym gracze z Los Angeles powinni dać sobie radę.

Główną przyczyną sukcesu wydaje się bowiem konkretna cecha – mądrość. Ta drużyna zdecydowanie przewartościowała swoje spojrzenie na grę. Nie widać tego może po indywidualnych statystykach, jednak spojrzenie na wyniki drużynowe daje wiele do myślenia. Obecnie Clippers dopuszczają swoich przeciwników do zdobywania średnio 93.8 PPG, co daje im 2 miejsce w lidze. Notując tylko 11.7 strat na mecz plasują się natomiast na miejscu 3. Ale najciekawszą statystykę przytoczył Ben Golliver ze Sport Illustrated – gracze z Miasta Aniołów, po 11 meczach sezonu, mają różnicę punktową wynoszącą +183, co stawia ich na 4 miejscu w całej historii NBA, nawet przed zeszłorocznymi GSW! To dowodzi jednego – dyscyplina oraz opanowanie w LAC zawitały na dobre i prócz eksplozywnej ofensywy widzimy staranne zabezpieczanie drogi do własnego kosza, a także odpowiednie dbanie o piłkę.

Co równie istotne, samoświadomość widać nie tylko w kontekście całej drużyny, ale również wśród zawodników indywidualnie. Chris Paul jest chyba w swoim momencie szczytowym, kiedy to jego technika i przegląd pola zapewniają mu idealne warunki do dyrygowania grą. Ponadto jego procentowa skuteczność rzutów za 3 wzrosła z 37.1 aż do 45.8 – pojawiły się głosy, że to pokłosie laserowej korekcji wzroku, jaką miał przejść w lecie, co również świadczy o dojrzałych decyzjach tego gracza. Blake Griffin natomiast nie jest już ślepo zachłyśnięty swoim atletyzmem – raczej zdaje sobie z niego sprawę, z możliwości, jakie mu przynosi, a ponadto umie dostosować swoją grę do sytuacji na parkiecie. Nie można również nie zauważyć ewidentnie usprawnionej pracy nóg i dryblingu, który choć z firmowym, topornym kozłem, to zyskał jeszcze większą skuteczność (tak na marginesie – silny skrzydłowy Clippers to chyba jeden z najbardziej niedocenianych pod względem pracy nad sobą zawodników). Jeśli chodzi o resztę drużyny: DeAndre zyskuje na pewno na nowych przepisach wobec hack-a-, a wraz z włosami przybywa mu odpowiedzialności za swoją grę. Obwód rzutami stoi, ławka to mix stabilnych i doświadczonych graczy, zaś w samej grze widać właściwy balans między improwizacją a założonymi zagrywkami. Lob City stało się wreszcie filozofią płynącą z czystej, ale przemyślanej radości w grze, a nie jedynie produktem niespożytych sił.

Na domiar wszystkiego Doc Rivers uważa, że drużyna może i chce być jeszcze lepsza. W rozmowie z Ramoną Shelburne z ESPN powiedział, że jego podopieczni są już zmęczeni przegrywaniem i po prostu chcą wygrywać kolejne mecze. I patrząc na ich grę, wierzę mu. Klątwa drugiej rundy? Nie tym razem. Zbyt dużo elementów przypomina zespół Riversa z sezonu 2007/08.

Autor: Piotr Zach

NBA: Michael Jordan widzi w Westbrooku samego siebie

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    4 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments