Siedmiomeczowa batalia w finałach NBA to zawsze wspaniałe widowisko, które świadczy o najwyższym poziomie prezentowanym przez obie strony. Minionej nocy spektakl zepsuła jednak koszmarna kontuzja Tyrese’a Haliburtona, który już w pierwszej kwarcie zerwał ścięgno Achillesa.
Tyrese Haliburton był jedną z najjaśniejszych postaci Indiana Pacers na przestrzeni całych rozgrywek. Jego fantastyczne występy, jak np. 31 punktów z Cleveland Cavaliers czy triple-double w postaci 32 oczek, 15 asyst i 12 zbiórek przeciwko New York Knicks, pozwoliły ekipie z Indianapolis na grę w finałach pomimo rozstawienia z „czwórką” w Konferencji Wschodniej.
Haliburton zaliczył również kapitalne rzuty na zwycięstwo niemal na równi z końcową syreną. Wszystko to miało miejsce zaledwie rok po tym, jak pomimo powołania na Igrzyska Olimpijskie 2024 w Paryżu nie spędził na parkiecie ani minuty w fazie turniejowej. Kilka tygodni temu został również okrzyknięty najbardziej przereklamowanym zawodnikiem NBA, więc jego sukces to uwielbiana przez kibiców historia pokroju „od zera do bohatera”.
Historia ta nie miała jednak szczęśliwego zakończenia. Pacers nie tylko przegrali siódmy mecz finałów z Oklahoma City Thunder, ale nie mogli liczyć nawet na wsparcie Haliburtona. Już w pierwszej kwarcie pojedynku rozgrywający — który świetnie wszedł w meczu i po siedmiu minutach miał na swoim koncie dziewięć punktów — doznał kontuzji, która wyglądała na zerwanie ścięgna Achillesa.
Haliburton próbował minąć rywala i zaatakować okolicę strefy pomalowanej, ale jego noga nie wytrzymała naporu. Rozgrywający runął na parkiet i od razu widać było, że przeszywa go potworny ból. Uderzał dłonią w parkiet, po czym został z niego zniesiony bez nakładania żadnego ciężaru na nogę.
Ojciec zawodnika — John Haliburton — który przez cały okres trwania play-offów wspierał zespół swojego syna, jeszcze w trakcie rywalizacji potwierdził najgorszy scenariusz. Tyrese zerwał ścięgno Achillesa, a to oznacza, że czeka go długa rehabilitacja.
— Powiedział, że biorąc pod uwagę okoliczności, Tyrese radzi sobie tak dobrze, jak to obecnie możliwe — usłyszeliśmy od Lisy Salters.
Haliburton podjął ryzykowną decyzję, decydując się na występ zarówno w Game 6, jak i Game 7. Już wcześniej 25-latek zmagał się z urazem, który mógł wykluczyć go z gry w obu spotkaniach. Ten jednak zacisnął zęby i zdecydował się na grę, podobnie jak w 2019 roku zrobił to Kevin Durant.
Skrzydłowy reprezentujący wówczas barwy Golden State Warriors podjął decyzję o grze w kluczowych spotkaniach finałów przeciwko Toronto Raptors pomimo urazu łydki. Występ zakończył się jednak dla niego w najgorszy możliwy sposób. Zerwał ścięgno Achillesa, co wykluczyło go z gry na długie miesiące. Wielu zawodników nie wraca już do najlepszej dyspozycji po tego typu przejściach, choć KD w wyjątkowy sposób zdołał kontynuować grę na najwyższym poziomie.
— Taki właśnie jest jako człowiek i kolega z drużyny. Wielokrotnie odkładał ego na bok. Mógłby siedzieć w szatni i użalać się nad sobą po tym, co się wydarzyło, ale tego nie zrobił. Wyszedł do nas i nas przywitał. Wielu z nas cierpiało po porażce, a on był tym, który nas pocieszał. To jest właśnie Tyrese Haliburton. To naprawdę wspaniały człowiek — mówił na pomeczowej konferencji prasowej T.J. McConnell.
W trakcie tegorocznych play-offów — przed niefortunnym Game 7 — Haliburton zdobywał średnio 17,7 punktu i 9,0 asyst na mecz, trafiając przy tym 46% wszystkich rzutów z gry. Jego 197 rozdanych asyst jest nowym rekordem organizacji.