Popularne powiedzenie głosi, że Game 7 to dwa najlepsze słowa w sporcie. Jeśli zostaną one połączone z finałami NBA, w efekcie otrzymujemy wyjątkowy scenariusz, który rozpala wyobraźnię każdego fana koszykówki. Dzisiejszej nocy mieliśmy rzadką okazję oglądać właśnie taką sytuację: Oklahoma City Thunder podjęli we własnej arenie Indiana Pacers w siódmym meczu serii. Oczekiwania wobec tego pojedynku były ogromne, każdy chciał być świadkiem historycznego starcia, które zapisze się na kartach historii. Bez wahania można stwierdzić, że spotkanie nie zawiodło i emocje były ogromne, jednak zgodnie z określeniem „win or go home„, zwycięzca mógł być tylko jeden. Nowymi mistrzami NBA zostali Oklahoma City Thunder, których do wygranej poprowadził Shai Gilgeous-Alexander.
Oklahoma City Thunder – Indiana Pacers 103:91 (4-3)
- Przed dzisiejszym meczem cały koszykarski świat próbował przewidzieć co wydarzy się dzisiejszej nocy. Zadanie to było niezwykle trudne, biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg serii. Jedni oczekiwali miażdżącego występu Oklahoma City Thunder, którzy mieliby potwierdzić w ten sposób swoją dominację i przypieczętować historyczny sezon. Niektórzy spodziewali się fenomenalnej i przytłaczającej gry Indiana Pacers, podobnej do tej, którą oglądaliśmy w szóstym meczu serii. Wydaje się, że żaden ze skrajnych scenariuszy się nie sprawdził, lecz dzięki temu mogliśmy oglądać dość wyrównany i pamiętny pojedynek.
- Pierwsze punkty w meczu zdobył Andrew Nembhard, trafiając niełatwy rzut z półdystansu. Po chwili podobnym trafieniem odpowiedział lider OKC – Shai Gilgeous-Alexander.
- Od samego początku można było odczuć intensywność meczu, odpowiadającą atmosferze siódmego meczu finałów. Obie drużyny zażarcie broniły strefy podkoszowej, co zaowocowało blokami Cheta Holmgrena i Aarona Neismitha. Drużyna z Indiany mocno naciskała rywali, sprawiając im trudności, jednak mimo tego Thunder nieznacznie przeważali.
- Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Tyrese Haliburton, który trafił trzy trójki z rzędu, zapewniając Pacers niewielkie prowadzenie (14:10), co zmusiło trenera gospodarzy – Marka Daigneaulta do wzięcia czasu na żądanie.
- Po wznowieniu gry swoją obecność na parkiecie zaznaczył Alex Caruso. Weteran trafił dwa rzuty zza łuku, a do tego dobrze się prezentował po bronionej stronie parkietu.
- Stan meczu wynosił 16:16, gdy stracił Haliburton upadając na parkiet. Lider Pacers rozpoczął manewr zza linii rzutów trzypunktowych jednak stracił równowagę i runął na boisko z grymasem bólu na twarzy. Na powtórce widoczne było, że doznał urazu kontuzjowanej wcześniej łydki. Haliburton ze łzami w oczach opuścił plac gry i z pomocą udał się do szatni, zaś w meczu się już nie pojawił. Niedługo później podana została informacja, według której gwiazdor doznał kontuzji ścięgna Achillesa.
- Po nagłej utracie swojego lidera Pacers grali jak otumanieni, jedynie Pascal Siakam stanął na wysokości zadania i wziął na swoje barki zespół. Dzięki jego postawie Thunder nie odskoczyli znacząco, a drużyna z Indiany miała czas, by wrócić na właściwe tory. W ekipie gospodarzy wyróżnił się w tym fragmencie Shai, który zarówno punktował jak i asystował, na czym skorzystał m.in. Chet Holmgren. Ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się trzypunktowym prowadzeniem OKC (25:22), właśnie po celnym rzucie wolnym wysokiego Grzmotów.
- Drugą kwartę trójką otworzył Bennedict Mathurin, a chwilę później punkty po świetnym ścięciu do kosza zdobył Alex Caruso. Przez pierwsze kilka minut tej odsłony żadna z drużyn nie mogła odskoczyć z wynikiem. Ważna okazała się postawa Casona Wallace’a, który fenomenalnie spisywał się w obronie, dzięki czemu Thunder wyszli na kilkupunktowe prowadzenie (37:32).
- Wtedy na boisku pojawił się T.J. McConnell, który rozruszał ofensywę Pacers, w konsekwencji czego ekipa z Indiany złapała rytm i dogoniła rywali. Spektakularnym rzutem trzypunktowym nad Gilgeousem-Alexandrem popisał się wówczas Mathurin. Niedługo później równie fenomenalne zagranie zaprezentował Isaiah Hartenstein, który wykończył akcję 2+1.
- Ostatnie słowo przed przerwą należało jednak do Andrew Nembharda, który na kilka sekund do końca kwarty trafił niesamowitą trójkę, która dała Pacers prowadzenie do szatni (48:47). Tym, co zadecydowało o przewadze przyjezdnych, mimo utraty Tyrese’a Haliburtona była skuteczność zza łuku. Ekipa z Indiany trafiła bowiem 8/16 rzutów trzypunktowych, zaś Thunder jedynie 4/18.
- W trzecią kwartę lepiej weszli gospodarze, którzy dzięki czterem zbiórkom w ataku podczas dwóch pierwszych minut wypracowali sobie prowadzenie. Punktował m.in. Holmgren, Caruso czy Luguentz Dort, który trafił szczęśliwy rzut z “loga”, tuż za połową boiska.
- Już w następnej akcji Jalen Williams popisał się znakomitym wykończeniem w kontrze, tym samym wyprowadził swój zespół na pięciopunktowe prowadzenie (56:51).
- Po przerwie na żądanie trenera Pacers – Ricka Carlisle’a miał miejsce festiwal rzutów trzypunktowych. Najpierw zza łuku trafił Myles Turner, jednak momentalnie rójką odpowiedział Shai Gilegous-Alexander. W następnych akcjach lider Grzmotów zanotował dwie asysty, które prowadziły do rzutu trzypunktowego Cheta Holmgrena, a następnie Jalena Williamsa. W efekcie Thunder objęli najwyższe w meczu, dziewięciopunktowe prowadzenie.
- Niemoc ofensywnę w szeregach Pacers przełamał nie kto inny jak T.J. McConnell. W ciągu pięciu minut trzeciej kwarty rzucił kolejne 12 punktów swojej drużyny, podtrzymując nadzieje fanów i kolegów z zespołu.
- Wysiłki rezerwowego rozgrywającego gości nie wystarczyły, by dogonić Thunder, którzy konsekwentnie zdobywali punkty. W tym fragmencie świetnie wyglądała współpraca Shaia z Chetem Holmgrenem. Swoje momenty miał również Cason Wallace i J-Dub. Dzięki niesamowitej postawie w defensywie OKC wygrali trzecią odsłonę 34:20, zdobywając aż 18 punktów po stratach Pacers, nie tracąc w ten sposób ani jednego „oczka”. Rozpoczynając ostatnią kwartę sezonu na tablicy widniał wynik 81:68.
- Niestety dla fanów Pacers to Grzmoty z impetem weszły w ten fragment meczu. Ofensywą gospodarzy dyrygował Gilgeous-Alexander, zaś po bronionej stronie parkietu dominował Holmgren. Młody podkoszowy zbierał trudne piłki z tablic i raz po raz blokował rywali. W efekcie prowadzenie Thunder sięgnęło nawet 22 punktów.
- Przyjezdni nie złożyli jednak broni. Pascal Siakam zdobył kilka punktów, a waleczną postawę prezentował Benedict Mathurin, który seriami stawał na linii rzutów wolnych, próbując zmniejszyć stratę do rywali. Wysiłki zespołu z Indiany okazały się daremne, bowiem Shai i spółka przez cały ten czas mieli mecz pod kontrolą i ostatecznie wyszli z niego zwycięsko, zapewniając sobie tytuł mistrzów NBA.
- Czynnikiem, który zadecydował o losach spotkania były popełnione straty. Zwycięzcy, czyli Thunder zapisali na koncie drużyny tylko osiem tego typu błędów, zaś Pacers aż 21. W związku z tym OKC oddali 17 rzutów z gry więcej, co przełożyło się na 32 zdobyte “oczka”, z kolei ekipa z Indiany po stratach była w stanie rzucić jedynie 10 punktów.
- W drużynie nowych mistrzów NBA liderem był Shai Gilgeous-Alexander, który zakończył mecz z dorobkiem 29 punktów, pięciu zbiórek i 12 asyst, co jest jego rekordem kariery w fazie play-off. Co prawda trafił tylko 8/27 rzutów, jednak był czołową postacią w grze drużyny. Na wyróżnienie z pewnością zasłużył Chet Holmgren, który poza 18 “oczkami” i ośmioma zbiórkami zanotował też pięć bloków, czym walnie przyczynił się do sukcesu Thunder. Jalen Williams zaprezentował się solidnie, notując 20 punktów, cztery zbiórki i cztery asysty. Dwucyfrową liczbę punktów uzbierali jeszcze Alex Caruso i Cason Wallace, obaj zapisali przy swoim nazwisku 10 “oczek” i trzy przechwyty. Należy docenić także wkład Luguentza Dorta, Kanadyjczyk zanotował dziewięć punktów, siedem zbiórek (w tym trzy w ataku) oraz trzy przechwyty.
- Pacers są wprawdzie przegranymi dzisiejszego starcia, jednak należy im się uznanie za waleczną postawę i świetną koszykówkę podczas całej fazy play-off. Dziś w drużynie z Indianapolis kilku zawodników próbowało przejąć rolę lidera podczas nieobecności Tyrese’a Haliburtona, który podczas skromnych siedmiu minut gry zanotował dziewięć punktów. Bezpośrednio zastępował go T.J. McConnell, który dał z siebie absolutnie wszystko. Wziął na swoje barki odpowiedzialność za kreowanie ofensywy Pacers, a także za punktowanie pod presją. Rozgrywający zakończył spotkanie z 16 punktami, sześcioma zbiórkami i trzema asystami, zanotował jednak siedem strat. Mimo tego może być pewny, że jego popisu z trzeciej kwarty na długo nie zapomnimy. Innym rezerwowym, który stanął na wysokości zadania był Benedict Mathurin, autor 24 “oczek” i 13 zbiórek. Trzeba dodać, że większość punktów zdobył w czwartej kwarcie, gdy Pacers gonili wynik. Pascal Siakam dorzucił 16 punktów, a Andrew Nembhard odnotował 15 “oczek”, pięć zbiórek i sześć asyst. Poniżej oczekiwań zagrał Myles Turner i Aaron Neismith.
- Po zakończeniu spotkania miało miejsce wręczenie nowym mistrzom Trofeum im. Larry’ego O’Briena. Przy tej okazji przyznawana jest także nagroda dla MVP finałów. W tym roku statuetkę dla najbardziej wartościowego zawodnika tej fazy rozgrywek otrzymał Shai Gilgeous-Alexander. Lider Thunder notował w tej serii średnio 30,3 punktu, 4,6 zbiórki, 5,6 asysty, 1,9 przechwytu oraz 1,6 bloku na mecz. Tym samym Shai stał się czwartym zawodnikiem w historii, który w jednym sezonie został najlepszym strzelcem sezonu zasadniczego, wygrał MVP ligii i MVP finałów. Grono w jakim znalazł się Kanadyjczyk jest zaszczytne, bowiem należy do niego: Kareem Abdul-Jabbar, Michael Jordan i Shaquille O’Neal.