Kevin Durant znajduje się obecnie w środku transferowego zamieszania. Jego przyszłość w Phoenix Suns stanęła pod znakiem zapytania, a wśród chętnych na pozyskanie skrzydłowego są m.in. Minnesota Timberwolves San Antonio Spurs. Tytuł przedstawia co prawda mocną skrajność, ale spróbujemy dziś wykazać, dlaczego transfer 36-latka do Teksasu nie ma większego sensu.
W najbliższych tygodniach sytuacja Kevina Duranta może wywrócić się o 180 stopni. Przyszłość 36-letniego skrzydłowego stoi obecnie pod znakiem zapytania, a na chwilę obecną wciąż mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Najprawdopodobniejszy scenariusz pozostaje jednak ten sam od kilku tygodni — Phoenix Suns będą próbowali wymienić swoją gwiazdę.
Co najmniej kilkanaście klubów wymienionych zostało w gronie potencjalnych zainteresowanych, z czego minimum kilka klubów jest w stanie realistycznie powalczyć o transfer KD. Jednym z nich mają być San Antonio Spurs, którzy próbują postawić kolejny krok i włączyć się do walki nie tylko o play-offy, ale i najwyższe laury.
Transfer Duranta do Teksasu ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Dziś spojrzymy na tę możliwość przede wszystkim z tej drugiej perspektywy. Przedstawiamy kilka argumentów za tym, dlaczego wymiana 36-latka do SAS nie ma większego sensu.
Skok na głęboką wodę
Victor Wembanyama ma dopiero 21 lat. Wciąż młodzi są również Devin Vassell (24), Jeremy Sochan (22), Stephon Castle (20), a nawet Keldon Johnson (25). Do tej mieszanki dołączy wkrótce najprawdopodobniej 2. wybór tegorocznego draftu, którym może być np. Dylan Harper (19), VJ Edgecombe (19) czy Ace Bailey (18).
Każdy z tych zawodników ma potencjał na odgrywanie większej czy mniejszej roli w wyjściowej piątce, bądź też pełnienie odpowiedzialnej funkcji z ławki rezerwowych. Jeżeli jednak Spurs zdecydują się na transfer Duranta, to nie tylko będą musieli poświęcić część z tych „zasobów”, ale też odbiorą im możliwość stopniowego rozwoju i rzucą ich na głęboką wodę w trybie „win now”.
De’Aaron Fox ma dopiero 27 lat i wciąż czeka go co najmniej 4-5 lat gry na wysokim poziomie. Czy należy więc stawiać wszystko na jedną kartę, by pozyskać Kevina Duranta na — być może tylko — jeden sezon? Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której po wygaśnięciu umowy skrzydłowy zgadza się na obniżkę pensji. Wzorem LeBrona Jamesa będzie on więc głównym elementem listy płac, ale czy młody zespół Spurs powinien podążyć taką ścieżką?
Utrata jakości
Jeszcze kilka lat temu superteamy były wejściówką do wielkiego finału. Teraz wygląda na to, że zespoły oparte na gwiazdorskich duetach czy tercetach nie dają sobie po prostu rady, czego dobrym przykładem są niedawno Los Angeles Lakers czy Phoenix Suns.
Oklahoma City Thunder czy Indiana Pacers bazują na nazywanej prześmiewczo „sile przyjaźni”, czyli składance zawodników, którzy oprócz swojego lidera (Shai Gilgeous-Alexander i Tyrese Haliburton) nie należą do ligowego topu, ale doskonale wywiązują się ze swoich obowiązków i tworzą w ten sposób piekielnie mocny kolektyw.
Postawienie na Duranta będzie wiązało się z utratą kilku kluczowych elementów układanki, co w końcowym rozrachunku może i tak nie wypalić.
Jeźdźcy bez głowy?
W poprzednim sezonie, przynajmniej przed transferem De’Aarona Foxa, nikt nie oczekiwał od Spurs walki o tytuł, choć ambicje na play-offy z pewnością były. Z czasem sympatycy klubu zaczęli zdawać sobie sprawę, że i o to może być trudno. W ogniu krytyki najczęściej nie znajdowali się jednak tylko zawodnicy, ale i Mitch Johnson.
Szkoleniowiec, który tymczasowo zastępował borykającego się z problemami zdrowotnymi Gregga Popovicha, został już oficjalnie mianowany głównym trenerem, ale nie wszyscy sympatycy „Ostróg” są zadowoleni z tej decyzji. Johnson często podejmował kontrowersyjne decyzje, wystawiał zaskakujące piątki, źle dysponował przerwami na żądanie i nie wykorzystywał zmian, by w najważniejszych momentach spotkania wycisnąć pełnie potencjału z zespołu.
Pomijamy tu fakt, że Johnson zdecydował się odsunąć Jeremy’ego Sochana od pierwszego składu nie tylko zaraz po kontuzji, ale już niemal na stałe. Po pozyskaniu czołowego rekruta z nadchodzącego draftu sytuacja ta najprawdopodobniej się nie zmieni. Podczas gdy w swoich dwóch pierwszych sezonach reprezentant Polski rozegrał jedynie cztery mecze z ławki, a Popovich skupiał na nim znaczną część procesu rozwoju, tak w trzecim roku w NBA Sochan zaliczył aż 31 (z 54) startów w roli rezerwowego.
Wróćmy jednak do meritum. Kevin Durant ma w swoim CV bogatą listę trenerów, co nie świadczy najlepiej o zespołach, których był częścią. Spod skrzydeł Popovicha wyrosło wielu fantastycznych szkoleniowców, ale wydaje się, że Mitch jeszcze tam nie dotarł. Jak Durant podchodziłby do starszego od siebie o zaledwie dwa lata szkoleniowca?
Warriors szukali kogoś innego
W 2016 roku Durant dołączył do Golden State Warriors i wyniósł ich na upragniony szczyt. Stephen Curry, Klay Thompson i Draymond Green nie szukali jednak gwiazdy, która samodzielnie poprowadzi ich do tytułu, a wsparcia, które doda nowe możliwości i przejmie inicjatywę, kiedy reszta będzie miała gorszy dzień.
Takie gorsze dni zdarzały się nawet w wielkim finale. W trzecim meczu serii z 2018 roku przeciwko Cleveland Cavaliers Curry zdobył 11 punktów, Klay i Dray po 10, z kolei Durant… 43. W pozostałych spotkaniach kwartet ten uzupełniał się w najlepszy możliwy sposób, szczególnie po atakowanej stronie parkietu.
W Spurs wygląda to nieco inaczej. Cały czas głównym punktem pozostawałby Wembanyama, ale Durant prawdopodobnie przeniósłby się do San Antonio z nastawieniem, że to on — jako wciąż jeden z najlepszych zawodników świata — jest liderem. Konflikt interesów? Potężne stężenie ego? Nie tego spodziewamy się po Spurs.
Wieku nie oszuka nikt
Durant — mówiąc brutalnie szczerze — nie jest już tak dobry, jak kiedyś. Nadal jest zawodnikiem z najwyższej półki, wciąż pozostaje skuteczny, a niedawno, jeszcze w Brooklyn Nets, prawie w pojedynkę ograł świetnych Milwaukee Bucks. Przesądził wówczas rozmiar jego buta.
Pamiętacie sezon 2014/15? Durant przez kontuzje rozegrał tylko 27 spotkań i choć Russell Westbrook zaliczył wówczas przełomowe rozgrywki, w których zdobywał 28,1 punktu, 8,6 asysty oraz 7,3 zbiórki na mecz, to Oklahoma City Thunder nie weszli nawet do play-offów. Rok wcześniej z Durantem? Finał Konferencji Zachodniej. Rok później z Durantem? Finał Konferencji Zachodniej.
Taki Durant wprowadziłby najprawdopodobniej tegorocznych Phoenix Suns do play-offów, szczególnie ze wsparciem Devina Bookera, ale czasu nie jest w stanie oszukać nikt, nawet LeBron James. KD to wciąż gwarancja jakości, ale mecze same się nie wygrają. Czy warto więc ryzykować i oddawać tak wiele za taką niewiadomą?
Czy w tym szaleństwie jest metoda?
Wszystkie powyższe argumenty mogą zostać obalone przed jedną teorię. Część internautów wierzy, że kariera Victora Wembanyamy będzie krótsza i potoczy śladami Yao Minga. Chiński środkowy mierzy około 2,29 metra, a na parkietach NBA rozegrał jedynie siedem „pełnoprawnych” sezonów.
Jeżeli w San Antonio założyliby, że z pierwszych lat kariery Wemby’ego należy wycisnąć jak najwięcej, bo ten za 4-5 lat może mieć poważne problemy zdrowotne (np. ze stawami z uwagi na swój wzrost), to transfer Duranta wydaje się względnie sensowny. „Ostrogi” postawiłby wszystko na jedną kartę z wiarą, że tercet KD – Wemby – Fox to ich najlepsza szansa na mistrzowski pierścień.
Kontuzje to nieodłączny element każdego sportu i często kończą najpiękniejsze kariery. Choć niektórzy zawodnicy mogą być bardziej podatni na urazy, to trudno oczekiwać od klubu, że będzie zakładał, iż ich największa gwiazda prędzej niż później skończy karierę z powodów zdrowotnych. W przypadku Spurs nie powinniśmy się jednak martwić o irracjonalne decyzje kadrowe.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!