Dzisiejsza noc w NBA była wyjątkowo ekscytująca. Najpierw w Orlando można było oglądać popis gwiazd młodego pokolenia takich jak Jayson Tatum czy Paolo Banchero. W tym samym meczu emocji dostarczyła również szalona końcówka, z której ostatecznie zwycięsko wyszli Magic. W drugim spotkaniu Milwaukee Bucks z Giannisem Antetokounmpo podjęli Indiana Pacers. Dzięki świetnej grze Greka i znakomitej nocy rzutowej Gary’ego Trenta Jr. Kozły odniosły niezwykle ważne zwycięstwo. W trzecim meczu Minnesota Timberwolves zmierzyła się z Los Angeles Lakers. Było to spektakularne koszykarskie widowisko, które zostało wygrane przez Leśne Wilki z Anthonym Edwardsem na czele.
Orlando Magic – Boston Celtics 95:93 (1-2)
- Przed rozpoczęciem meczu fani Orlando Magic pokładali duże nadzieje w dzisiejszym spotkaniu. Nie dość, że był to pierwszy mecz tej serii rozgrywany na Florydzie, to występ Jaysona Tatuma i Jaylena Browna stał pod znakiem zapytania. W takim układzie Boston Celtics byliby wyraźnie osłabieni, co naturalnie zwiększyłoby szanse Magic na zwycięstwo i właśnie ta wizja podsycała apetyt sympatyków drużyny z Orlando.
- Okazało się jednak, że obaj liderzy ekipy z Massachusetts pojawili się na parkiecie, zatem gracze Magic wiedzieli, że nie będzie to łatwa przeprawa. Już od pierwszych minut Celtics wysoko zawiesili poprzeczkę: trafiali rzuty na znakomitej skuteczności, dzięki czemu szybko objęli prowadzenie. W tym fragmencie bardzo dobrze radził sobie Jayson Tatum.
- Odpowiedzieć starali się Paolo Banchero i Franz Wagner, którzy zdobyli pierwsze 17 punktów swojej drużyny, utrzymując Magic w grze. Chwilę później gospodarze nabrali wiatru w żagle i dzięki walce po bronionej stronie parkietu zdobyli 10 “oczek” z rzędu, wychodząc w konsekwencji na prowadzenie. Dobre minuty rozegrał wówczas Anthony Black. Finalnie pierwsza odsłona zakończyła się czteropunktową przewagą zespołu z Orlando (31:27).
- Początek drugiej kwarty był dość stonowany, Magic utrzymywali niewielkie prowadzenie, które zapewniał im Wagner. Niedługo później Tatum wrócił na właściwe tory i prowadzeni przez niego Celtics zdobyli 14 punktów z rzędu, co spowodowało, że zeszli do szatni z dwucyfrowym prowadzeniem (59:49).
- Z szatni gospodarze wyszli wyraźnie zmotywowani i po zanotowaniu 14-punktowej serii ponownie objęli prowadzenie (65:62). W następnych minutach Magic konsekwentnie nie pozwalali rywalom złapać kontaktu, w czym niemały udział miał Wendell Carter Jr. Za sprawą fenomenalnej postawy zawodników Jamala Mosleya w trzeciej odsłonie, udało im się zakończyć ten fragment z trzypunktowym prowadzeniem (73:70).
- Drużyna z Orlando z przytupem weszła w ostatnią kwartę, zwiększając swoją przewagę do dziewięciu “oczek”. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Jaylen Brown, który próbował pociągnąć ofensywę Celtics, w ekipie rywali tym samym odpowiedział jednak Banchero.
- Teraz Celtics tracili do rywali 12 punktów, zabrali się więc za odrabianie strat. Zespół Joe Mazzulli rzucił dziewięć oczek z rzędu i złapał kontakt z rywalami. Duet młodych gwiazd Magic szybko odpowiedział, z kolei w ekipie z Bostonu punktował Jayson Tatum. Na 2:31 do końca Derrick White trafił dwutakt i doprowadził do remisu (91:91), jednak wtedy Franz Wagner zdobył cztery punkty z rzędu i dał swojej drużynie chwilę oddechu.
- White ponownie zdobył punkty na 28 sekund przed końcem, a w następnej akcji sędziowie odgwizdali Banchero błąd ośmiu sekund, co chwilę później odwołali. Magic nie trafili rzutu powiększającego prowadzenie, w związku z czym przy stanie 93:95 Celtics wyprowadzali piłkę z autu, lecz 0,3 sekundy nie wystarczyło na oddanie rzutu. W konsekwencji gospodarze odnieśli niezwykle cenne zwycięstwo.
- Nie trudno wskazać przyczyny stojące za dzisiejszym sukcesem Magic. Przede wszystkim zespół z Bostonu trafił tylko 9/27 rzutów trzypunktowych, co jest rezultatem znacznie poniżej średniej. W związku z tym Celtics mieli znacznie uboższy arsenał ofensywny. Podopieczni Joe Mazzulli popełnili też 19 strat, co z pewnością ułatwiło ich rywalom grę. Ponadto należy docenić zespołową defensywę i wolę walki zawodników zwycięskiej ekipy, bo to one wymusiły wyżej wymienione błędy Celtów.
- Drużynę gospodarzy do sukcesu poprowadził duet młodych gwiazd: Franz Wagner zanotował 32 punkty, siedem zbiórek i osiem asyst, trafiając przy tym 11/27 rzutów, Paolo Banchero zakończył mecz z dorobkiem 29 “oczek” i sześciu zbiórek, drogę do kosza znalazło 10/25 oddanych przez niego prób. Należy docenić też Wendella Cartera Jr., który zdobył double-double (10 punktów oraz zebrał 12 piłek z tablic).
- Po stronie Celtics najlepiej prezentował się Jayson Tatum, który na koncie uzbierał 36 punktów (10/22 trafione rzuty) i dziewięć zbiórek, ale zanotował także siedem strat. Solidne zawody rozegrał Jaylen Brown, autor 19 “oczek, czy też Derrick White, który skończył mecz z 16 punktami.
Milwaukee Bucks – Indiana Pacers 117:99 (1-2)
- Bez wątpienia to spotkanie było decydującym momentem dla losów tej serii. W poprzednich dwóch starciach lepsi okazali się Indiana Pacers, co stawiało ich w uprzywilejowanej sytuacji. Gdyby dziś również pokonali Milwaukee Bucks wówczas rywalizacja byłaby de facto przesądzona. Stąd tak wysoka stawka meczu i tak duża presja po stronie Kozłów.
- Od samego początku mecz był wyrównany, drużyna z Indiany gromadziła punkty w swój, zespołowy sposób, zaś gospodarzy holował świetny Giannis Antetokounmpo. Dzięki niemu Bucks wypracowali sobie skromną przewagę, którą stracili gdy Greak Freak opuścił boisko. Ostatecznie, po pierwszej kwarcie na tablicy wyników widoczny był remis (26:26).
- Zaraz po rozpoczęciu drugiej odsłony mieliśmy okazję zobaczyć jak istotny jest ten mecz dla zawodników z Milwaukee: Pascal Siakam atakował kosz w kontrataku, a naprzeciw niego do bloku skoczył o wiele niższy Damian Lillard. Co lepsze, rozgrywającym udało się zablokować gracza Pacers.
- Ten fragment meczu był dla Bucks zdecydowanie najtrudniejszy. Trafili tylko 1/3 rzutów, w tym 2/14 zza łuku. Z kolei po stronie ekipy z Indiany dobrze spisywał się chociażby Aaron Nesmith. Z powodu gorszej dyspozycji Kozły zakończył pierwszą połowę z 10-punktową stratą (47:57).
- Po przerwie Bucks wyszli całkowicie odmienieni: gra wyglądała płynniej i dokładniej, rzuty bez problemów znajdowały też drogę do kosza. W tej odsłonie fenomenalnie spisał się Gary Trent Jr. Tylko w trzeciej kwarcie zdobył 18 punktów, czym bardzo pomógł drużynie, która tę kwartę wygrała 39:18.
- Ostatni fragment posłużył już Kozłom tylko do zwiększenia prowadzenia: jeszcze raz swoje koszykarskie umiejętności zaprezentował Giannis, ale także A.J. Green, co jest dobrym znakiem przed następnymi meczami. Właśnie wtedy Gary Trent Jr. wyrównał rekord klubu, pod względem trafionych rzutów trzypunktowych w jednym meczu play-ffów (dziewięć).
- Po stronie Bucks wyróżnił się przede wszystkim Giannis Antetokounmpo, autor 37 punktów, 12 zbiórek i sześciu asyst. Warto wspomnieć, że Greak Freak trafił 9/10 rzutów wolnych. Drugim, niespodziewanym, bohaterem okazał się być Gary Trent Jr., który zakończył mecz również z 37 „oczkami”. Drogę do kosza znalazło 11/16 oddanych przez niego rzutów, w tym 9/12 celnych prób zza łuku. Można dodać też, że dobrze zaprezentował się A.J. Green, który zanotował 12 punktów i trafił 4/8 rzutów trzypunktowych. Poniżej oczekiwań zagrał natomiast Damian Lillard, który uzbierał tylko siedem „oczek” i pięć asyst.
- W drużynie Pacers kolejny raz dobry mecz rozegrał Pascal Siakam, który zanotował 28 punktów i pięć zbiórek. Solidnymi zawodami pochwalić się może Aaron Nesmith, autor 18 „oczek”. Podwójną zdobycz uzbierał też Tyrese Haliburton (14 punktów i 10 asyst).
Minnesota Timberwolves – Los Angeles Lakers 116:104 (2-1)
- Ten mecz z pewnością można wymieniać jako kandydata na najlepsze starcie tegorocznych play-offów. Widać było jak ważne jest to spotkanie dla obu drużyn. Minnesota Timberwolves chcieli odegrać się za porażkę sprzed kilku dni i zdominować Jeziorowców przed własną publicznością. Los Angeles Lakers natomiast nie mieli ochoty ponownie przegrywać w serii, szczególnie, że następny mecz również rozegrają na wyjeździe. Atmosferę podkręciły spektakularne akcje i żywo reagujące na nie trybuny. Prawdziwe koszykarskie widowisko.
- Już od pierwszych minut meczu obie drużyny szły łeb w łeb, co zwiastowało emocjonujące i wyrównane spotkanie. W okolicach połowy pierwszej kwarty Leśne Wilki odskoczyły na kilka punktów i utrzymały przewagę do końca tej odsłony (32:26). W tym fragmencie dobrze spisał się m.in. Julius Randle, a po bronionej stronie parkietu swoje trzy grosze dorzucił Rudy Gobert.
- W drugiej kwarcie sprawy w swoje ręce wziął LeBron James. Rozegrał świetny fragment, dzięki któremu Lakers zdołali dogonić Timberwolves a nawet objąć prowadzenie. W ekipie z Minnesoty dobre minuty rozgrywał Jaden McDaniels.
- Król James wdał się też w krótką wymianę zdań z Anthonym Edwardsem i śmiało można powiedzieć, że utarł nosa młodszemu koledze.
- Mimo tego, że Luka Doncic nie rozgrywał najlepszego spotkania, tak jednak przypomniał o sobie fanom tuż przed końcem pierwszej połowy.
- Trzecia kwarta znów padła łupem Timberwolves, tym razem drużynę prowadził Edwards, który zaakcentował dominację Leśnych Wilków potężnym wsadem nad Donciciem.
- O wszystkim zadecydowała czwarta kwarta. Drużyny zaczynały tę odsłonę przy stanie 86:86. Timberwolves dość szybko objęli kilkupunktowe prowadzenie, za sprawą Mike’a Conley’a i Donte Divicenzo.
- Wydawało się, że przed Lakers trudne zadanie. Wtedy jednak LeBron James kolejny raz udowodnił swoją wielkość trafiając trzy trójki w niecałe trzy minuty i niejako przywracając nadzieję w fanach i zawodnikach Jeziorowców.
- Drużyna z Miasta Aniołów dogoniła Timberwolves na niecałe 5 minut do końca, przy stanie 103:103, lecz od tego momentu nic nie układało się po myśli graczy J.J. Redicka. Anthony Edwards całkowicie przejął kontrolę nad meczem: punktował, asystował i notował kluczowe zagrania w defensywie. Efektem jego gry jest końcowy wynik 116:104, a zatem Lakers nie wytrzymali tempa na ostatniej prostej.
- Minnesota Timberwolves do zwycięstwa poprowadził Anthony Edwards, który zakończył mecz z 29 punktami, do których dołożył po osiem zbiórek i asyst. Trafił przy tym 5/10 rzutów trzypunktowych. Fenomenalne spotkanie rozegrał też Jaden McDaniels, autor 30 „oczek”, Julius Randle dorzucił 22 punkty.
- Po stronie Lakers na docenienie zasługuje LeBron James, który uzbierał dziś aż 38 punktów (13/21 celnych rzutów z gry i 5/9 zza łuku). Zebrał też 10 piłek z tablic i rozdał cztery asysty. Solidny mecz zagrał Austin Reaves, autor 20 „oczek” i siedmiu zbiórek. Gorsze liczby odnotował Luka Doncic, który skompletował tylko 17 punktów, siedem zbiórek i osiem asyst.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!