Za nami tylko cztery spotkania, ale emocji na parkietach NBA nigdy nie brakuje. Niezwykle ciekawie było w Filadelfii, gdzie walczący o miejsce w turnieju play-in 76ers znów dali się ograć pomimo obecności Joela Embiida. Środkowy pokazał się z dobrej strony, ale zabrakło mu wsparcia partnerów. Knicks ograli Pacers po fantastycznym popisie duetu Towns – Hart, który zdobył łącznie 70 punktów. Do istnej destrukcji doszło w Chicago, gdzie w pewnym momencie Bulls przegrywali z Detroit Pistons różnicą nawet 49 „oczek”. Na zakończenie zmagań Phoenix Suns musieli uznać wyższość Memphis Grizzlies, choć o pozytywny rezultat walczyli do samego końca.
Philadelphia 76ers – Toronto Raptors 103:106
- Philadelphia 76ers hucznie zapowiadali, że pomimo kiepskiego początku sezonu zamierzają włączyć się nie tylko do walki o miejsce w play-offach, ale i o końcowy sukces. Tymczasem ekipa z Miasta Braterskiej Miłości przegrała już czwarty mecz z rzędu, a jednocześnie szósty w ostatnich siedmiu występach. Na chwilę obecną podopieczni Nicka Nurse’a tracą dwa zwycięstwa do 10. w tabeli Wschodu Chicago Bulls.
- Sixers zaliczyli tej nocy spory falstart i z uwagi na kiepską skuteczność (6/18 z gry, 1/6 za trzy) w pierwszej kwarcie zdobyli jedynie 18 punktów (18:26). W drugiej odsłonie przebudzili się jednak m.in. Joel Embiid czy Jared Butler i to gospodarze schodzili ostatecznie na przerwę z nieznaczną przewagą (52:50).
- Po powrocie na parkiet znów nieco lepiej wyglądali Toronto Raptors. Skutecznością w ofensywie błysnęli przede wszystkim Scottie Barnes (4/6) oraz Immanuel Quickly (3/3 za trzy) i po chwili to Kanadyjczycy znów utrzymywali się na prowadzeniu (81:84). Utrzymujący się wynik w okolicach remisu oznaczał jednak, że o końcowym rezultacie przesądzą ostatnie fragmenty gry.
- Na 1:49 przed syreną do remisu doprowadził Tyrese Maxey. Jak się później okazało, było to ostatnie trafienie Sixers tej nocy. Najpierw odpowiedział Ochai Agbaji, a po kilku kolejnych pudłach po obu stronach parkietu na linii rzutów wolnych stanął Gradey Dick. Ten spudłował pierwszą próbę, ale wykorzystał drugą. Szansę na doprowadzenie do remisu miał jeszcze Maxey, ale ponownie nie trafił.
- Świetne zawody rozegrał Scottie Barnes, autor 33 “oczek” i 10 zbiórek (10/16 z gry). Solidne 23 punkty i pięć asyst dorzucił Immanuel Quickley. Dla Raptors było to pierwsze zwycięstwo po serii czterech kolejnych porażek.
- Ofensywę Sixers napędzał tej nocy przede wszystkim Joel Embiid (27 punktów, 12 zbiórek, 4 asysty). Paul George znów nie był dawnym sobą, notując 14 “oczek”. Rozczarował Tyrese Maxey, który przez 34 minuty zdołał odnotować zaledwie pięć punktów, pięć zbiórek i trzy asysty (1/9 z gry, 1/7 zza łuku).
Indiana Pacers – New York Knicks 115:128
- Karl-Anthony Towns rozpoczął swój popis już w pierwszej kwarcie, kiedy to napędzał grę New York Knicks (26:27). Po drugiej stronie parkietu dobrze dysponowany był Pascal Siakam, który w drugiej odsłonie samodzielnie zdobył aż 14 punktów, jednak środkowy ekipy z Wielkiego Jabłka odpowiedział wówczas 15 “oczkami” i to przyjezdni schodzili na przerwę z zaliczką (60:68).
- Po powrocie na parkiet świetny fragment gry zaliczył Josh Hart (12 punktów w 3Q). Przewaga Knicks cały czas oscylowała jednak w granicach kilku posiadań, choć obie strony fatalnie radziły sobie zza łuku (1/5 – 1/7). Knicks zdołali uniknąć ostatecznie wyrównanej końcówki, kiedy to po serii trafień m.in. Townsa, Harta oraz Landry’ego Shameta odskoczyli na 21 “oczek” (107:128).
- Karl-Anthony Towns zaliczył popisowy występ, który zwieńczył 40 punktami i 12 zbiórkami. Świetnie zaprezentował się Josh Hart, który również odnotował double-double (30 punktów, 10 zbiórek). Nieco mniej widoczni byli tej nocy Jalen Brunson (8 punktów; 4/11 z gry) czy Mikal Bridges (6 punktów; 3/7 z gry).
- Pascal Siakam zdobył 24 punkty i zebrał pięć piłek. Po 18 “oczek” zapisali na swoich kontach Thomas Bryant oraz Bennedict Mathurin. Dla Indiana Pacers jest to już trzecia porażka w czterech ostatnich spotkaniach, ale w dalszym ciągu utrzymują 4. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej.
Chicago Bulls – Detroit Pistons 92:132
- Po historycznej rywalizacji i świetności obu ekip pozostały jedynie wspomnienia, ale mimo wszystko nie przywykliśmy do takiego widoku. Chicago Bulls katastrofalnie rozpoczęli to spotkanie, zdobywając najpierw 18 punktów w pierwszej kwarcie, a następnie tylko 11 w drugiej (12/52 z gry, 1/23 za trzy do przerwy). Świetnie dysponowani Cade Cunningham, Tobias Harris czy Isaiah Stewart nie mieli dla rywala litości, przez co Detroit Pistons schodzili na przerwę z przewagą aż 42 “oczek” (29:71).
- W trzeciej odsłonie ofensywa Bulls w końcu się za siebie wzięła, ale było już zdecydowanie zbyt późno, by powalczyć jeszcze o pozytywny rezultat. Próbował Matas Buzelis, kilka trafień dorzucił też m.in. Josh Giddey, ale losy spotkania były rozstrzygnięte i tym samym Chicago odnosi trzecią z rzędu porażkę.
- Najlepszym punktującym Detroit był tej nocy rezerwowy Malik Beasley, autor 24 “oczek”. Cade Cunnigham do 20 punktów dorzucił siedem asyst i sześć zbiórek. Dobrze radzili sobie również Tobias Harris (18 punktów, 3 przechwyty; 8/13 z gry) i Ausar Thompson (16 punktów; 7/8 z gry).
- Tylko dwóch zawodników Bulls zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym: Matas Buzelis (12 “oczek”) oraz Josh Giddey (11 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty). Coby White był 2/13 z gry, z kolei Nikola Vucević 4/15. Nie zagrał Lonzo Ball.
Phoenix Suns – Memphis Grizzlies 112:119
- Phoenix Suns walczą o życie i każde zwycięstwo jest dla nich na wagę złota. Minioną noc zaczęli jednak od falstartu, bo już po pierwszej kwarcie musieli gonić dwucyfrową stratę. Ich sytuacja do przerwy była jeszcze gorsza, choć Kevin Durant miał na swoim koncie już 19 punktów. Po drugiej stronie dobrze radzili sobie jednak Jaren Jackson Jr., Ja Morant oraz rezerwowy Santi Aldama (56:68).
- Po powrocie na parkiet solidny występ kontynuował Bol Bol, cenne trafienia zaliczyli Devin Booker czy Royce O’Neale, a nie do zatrzymania cały czas był KD, dzięki czemu po stopniowym redukowaniu strat gospodarze zdołali zbliżyć się do rywala w ostatniej odsłonie (95:99). Memphis Grizzlies skutecznie utrzymywali jednak rywala na dystans co najmniej dwóch-trzech posiadań i dowieźli skromne prowadzenie do końcowej syreny.
- Ja Morant zdobył ostatecznie 26 punktów, siedem zbiórek i sześć asyst. Desmond Bane dorzucił 20 “oczek”, osiem zbiórek i cztery asysty. Solidnie wypadł też Jaren Jackson Jr. (17 punktów, 6 zbiórek). Zespół Memphis wraca do wygrywania po porażce z Oklahoma City Thunder. Podopieczni Taylora Jenkinsa wygrali 11 z 13 ostatnich spotkań.
- Po stronie Suns prym wiódł Kevin Durant, zdobywca 34 punktów, trzech asyst, trzech zbiórek i pięciu bloków. Tej nocy KD przekroczył barierę 30 tysięcy punktów zdobyywch w swojej karierze. Double-double w postaci 18 “oczek” i 14 zbiórek (do tego 3 przechwyty, 5 bloków) dołożył Bol Bol. Zabrakło trafień Devina Bookera (17 punktów, 9 asyst; 6/13 z gry). Phoenix są obecnie 11. siłą Konferencji Zachodniej.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!