Zanim na dobre rozpoczęliśmy nocne zmagania, to mieliśmy okazję obejrzeć dwa spotkania o przystępnej dla europejskiego kibica godzinie. Grający bez kontuzjowanego LaMelo Balla Charlotte Hornets nie potrafili zatrzymać New York Knicks. Goście w Wielkiego Jabłka nie byli co prawda w stanie przejąć kontroli nad spotkaniem, ale w kluczowym momencie meczu stanęli na wysokości zdania i wyszarpali zwycięstwo. Nieco później trzeciej porażki w bieżących rozgrywkach doznali Cleveland Cavaliers, którzy drugi raz na przestrzeni kilku dni musieli uznać wyższość Atlanta Hawks. W jednym z najciekawiej zapowiadających się pojedynków Minnesota Timberwolves ograli Los Angeles Clippers. Drugi zespół z Miasta Aniołów również musiał przełknąć gorycz porażki. Lakers przegrali bowiem z liderem Zachodu OKC Thunder. Błysnął Jayson Tatum, a jego Boston Celtics bez większych problemów ograli Chicago Bulls.
Charlotte Hornets – New York Knicks 98:99
- Piątek był dla nas wyjątkowo łaskawy, bo pierwszy mecz na parkietach NBA rozpoczął się już o godzinie 18:00 czasu polskiego. O przyjemne dla oka widowisko mieli zadbać koszykarze New York Knicks, którzy nie weszli jednak w pojedynek z wysokiego „C” i przez popisy Tidjane Salauna (8 punktów w 5 minut) musieli gonić wynik (12:7).
- Choć skuteczność całkowicie zawodziła na Brandona Millera (1/9) z gry, to dzięki brakach w grze przyjezdnych oraz wsparciu rezerwowych Szerszenie były w stanie utrzymywać swoją skromną przewagę (23:15). Knicks potrzebowali trochę czasu, aby zniwelować straty i doprowadzić do remisu, ale w odpowiedzi trafiali Vasilije Micic, Josh Green oraz wspomniany Miller, przez co przewaga Charlotte Hornets znów wzrosła (45:36).
- Sprawy w swoje ręce jeszcze przed przerwą wzięli Karl-Anthony Towns, Josh Hurt oraz Jalen Brunson, a ich imponująca seria pozwoliła NYK odzyskać prowadzenie w mgnieniu oka (45:46). Przed zejściem do szatni podopieczni Toma Thibodeau popełnili jednak błędy, które kosztowały ich tę skromną przewagę (49:46).
- Trzecia kwarta stała pod znakiem wymiany ciosów (72:71), ale — raz jeszcze tej nocy — na bardzo niskiej skuteczności. Kiedy oba zespoły odnalazły jednak swój rytm strzelecki, cały obiekt Spectrum Center aż kipiał od emocji. Na 48 sekund przed końcową syreną Moussa Diabate zmniejszył stratę Szerszeni do czterech „oczek”, ale nie wykorzystał „and-one”. Chwilę później po błędzie Brunsona na linii stanął również Cody Martin, ale trafił tylko raz (93:96).
- Knicks ponownie spudłowali, ale okazji do doprowadzenia do remisu raz jeszcze nie wykorzystał Martin. Brunson dorzucił jeden celny osobisty, dwoma odpowiedział Brandon Miller, a po wznowieniu zza linii bocznej i faulu na linii znów stanął Brunson. Rozgrywający tym razem nie zawiódł i wykorzystał obie próby (95:99). Charlotte zdołali odpowiedzieć trafieniem zza łuku, ale piłka tak niefortunnie zakręciła się na obręczy przed zatrzepotaniem w siatce, że czas na kolejną akcję upłynął.
- Nowojorczyków do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim wspominany wielokrotnie Jalen Brunson, zdobywca 31 punktów, sześciu asyst i sześciu zbiórek. Double-double popisali się Karl-Anthony Towns (19 punktów, 12 zbiórek) oraz Josh Hart (13 punktów, 12 zbiórek). Przez cały wieczór wstrzelić się nie mogli Mikal Bridges (3/10 z gry; 8 punktów) oraz OG Anunoby (3/11; 8 pkt).
- Po drugiej stronie odpowiedzialność za zespół próbował brać na swoje barki Brandon Miller, ale zawiodła go skuteczność (7/25 z gry, 2/11 za trzy; 20 punktów, 6 zbiórek, 6 strat). Josh Green dorzucił 15 „oczek”, z kolei debiutant Tidjane Salaun zapisał na swoim koncie 14 punktów i osiem zbiórek. Z uwagi na uraz nie zagrał LaMelo Ball.
Atlanta Hawks – Cleveland Cavaliers 117:101
- To drugie starcie tych zespołów na przestrzeni kilku dni. Cleveland Cavaliers chcieli się zrewanżować za niespodziewaną porażkę przed własną publicznością, ale po wyrównanej pierwszej połowie to Atlanta Hawks miała minimalną przewagę (52:50).
- Hawks świetnie weszli w drugą połowę. Podopieczni Quinna Snydera otworzyli trzecią kwartę runem 13:5 i uzyskali dwucyfrowe prowadzenie (65:55). Gospodarze nie zamierzali spuszczać nogi z gazu i w kolejnych minutach powiększyli przewagę, prowadząc po trzeciej kwarcie aż 18 punktami (91:73).
- W czwartej kwarcie Cavs kilkukrotnie zmniejszali dystans do rywali, ale ostatecznie nie zdołali zagrozić koszykarzom z Atlanty, którzy kontrolowali sytuację odnosząc zasłużone zwycięstwo. Hawks po raz drugi z rzędu pokonali liderów Konferencji Wschodniej i z bilansem 3-1 są pewni awansu do fazy pucharowej NBA Cup. Sytuacja Cavaliers jest znacznie gorsza, bo podopieczni Kenny’ego Atkinsona mają na koncie jedno zwycięstwo i dwie porażki.
- Hawks mieli znacznie lepszą skuteczność rzutową (51,8 proc. z gry a Cavs tylko 40,9 proc.) i trafili 14 trójek również na dobrej skuteczności 41,2 proc. Gospodarze grali również bardziej zespołowo notując 11 asyst więcej (33 do 22) i dominowali na tablicach (58 do 44 w zbiórkach).
- Dobre spotkanie rozegrał Trae Young, który zanotował 21 punktów i 11 asyst. Bardzo dobrze zaprezentował się także De’Andre Hunter który zdobył 23 punkty z ławki rezerwowych. Jalen Johnson zaliczył 20 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst. Po stronie Cavs błyszczał Darius Garland (29 punktów i 5 asyst), a Evan Mobley dodał 24 punkty i 12 zbiórek.
Autor: Janusz Nowakowski
Memphis Grizzlies – New Orleans Pelicans 120:109
- Memphis Grizzlies bez większych problemów pokonali przed własną publicznością przetrzebionych kontuzjami New Orleans Pelicans. Grizzlies od początku spotkania imponowali grą w ataku, zdobywając w pierwszej połowie 67 punktów. Gospodarze w drugiej kwarcie wypracowali sobie dwucyfrową przewagę i schodzili na przerwę prowadząc 67:56.
- W drugiej połowie podopieczni Taylora Jenkinsa kontrolowali spotkanie, utrzymując bezpieczną przewagę. Pelicans nie potrafili zbliżyć się do rywali i zanotowali trzecią porażkę w NBA Cup. Dla Grizzlies było to natomiast pierwsze zwycięstwo w walce o puchar, wliczając także poprzednią edycję rozgrywek.
- Pelicans grali bez pomysłu, dużo rzucając za trzy, ale trafili tylko 9 trójek. Grizzlies byli zdecydowanie lepiej zorganizowani w ofensywie, o czym świadczy chociażby liczba asyst (36 do 16 na korzyść Grizzlies). Ponadto gospodarze zdobyli aż 62 punkty z pomalowanego, czyli o 10 więcej niż rywale.
- Po raz kolejny klasę na parkiecie pokazał Ja Morant, który zanotował 27 punktów na dobrej skuteczności i zaliczył 7 asyst. Jaren Jackson Jr miał 23 punkty i 8 zbiórek, a Santi Aldama dołożył 20 punktów i 6 zbiórek. Najlepszym graczem Pelicans był CJ McCollum, który zdobył 30 punktów. Dejounte Murray zanotował 21 punktów, 6 zbiórek i 6 asyst, ale miał również 7 strat.
Autor: Janusz Nowakowski
Brooklyn Nets – Orlando Magic 100:123
Minnesota Timberwolves – Los Angeles Clippers 93:92
- Minnesota Timberwolves, którzy w tym sezonie nie radzą sobie tak dobrze, jak w poprzednim, podeszli do tego spotkania po serii czterech kolejnych porażek. Receptą na ich problemy miały być trafienia zza łuku. Aż 15 z 20 rzutów Leśnych Wilków w pierwszej kwarcie starcia z Los Angeles Clippers to trójki, z czego gospodarzy wykorzystali 40% z nich i stale utrzymywali się na skromnym prowadzeniu (26:25).
- W drugiej odsłonie LAC mieli problemy z płynnością i egzekucją w ofensywie, co wykorzystali m.in. Nickeil Alexander-Walker (3/3) czy Rudy Gobert (2/2). Ekipa z Minneapolis objęła nawet dwucyfrowe prowadzenie, ale na przerwę schodziła z sześciopunktową zaliczką, za co sympatycy przyjezdnych muszą podziękować Jamesowi Hardenowi i Ivicy Zubacowi (53:47).
- Trzecia kwarta to kolejny popis nieskuteczności w wykonaniu obu stron. Clippers znów radzili sobie pod tym względem gorzej, ale zdecydowanie częściej dochodzili do pozycji rzutowych. Dzięki temu w pewnym momencie udało im się nawet doprowadzić do remisu, choć raz jeszcze przez znakomitą część czasu to oni gonili wynik (72:68).
- O rezultacie zadecydowała czwarta część gry, a przede wszystkim jej końcówka. Na 4:10 przed ostatnią syreną James Harden wykorzystał rzut wolny po akcji 3+1 i dał tym samym Clippers przewagę trzech „oczek”. Jak się później okazało, przyjezdni trafili tej nocy jeszcze tylko raz, kiedy to przy 50 sekundach na zegarze Ivica Zubac ustalił wynik pojedynku (93:92). Obie strony popełniały masę błędów, ale ostatecznie to Timberwolves wychodzą z tego starcia zwycięsko.
- — Walczyliśmy do końca. Nie radziliśmy sobie dziś najlepiej, więc musieliśmy pokazać tę wytrzymałość, choć [Clippers] bardzo nam to utrudnili — mówił po meczu Anthony Edwards, autor 21 punktów (7/21 z gry). Skromne double-double zapisali na swoich kontach Julius Randle (11 punktów, 10 zbiórek) oraz Nickeil Alexander-Walker (12 punktów, 10 zbiórek).
- Po stronie Clippers wyróżniali się przede wszystkim James Harden (20 punktów, 11 asyst, 5 przechwytów) oraz Ivica Zubac (16 punktów, 13 zbiórek). Solidne zawody z ławki rezerwowych rozegrał Kevin Porter Jr., którego łupem padło 17 „oczek”, siedem zbiórek, trzy asysty i trzy przechwyty (6/10 z gry).
Chicago Bulls – Boston Celtics 129:138
- Dla Boston Celtics jest to już siódme z rzędu zwycięstwo, które w obliczu porażki Cleveland Cavaliers sprawia, że podopieczni Joe Mazzulli są już tylko o krok od objęcia prowadzenia w tabeli Konferencji Wschodniej. Choć gospodarze weszli w mecz z wysokiego „C” i już w pierwszej kwarcie zaaplikowali rywalom 39 „oczek”, to minionej nocy nie obyło się bez problemów.
- W drugiej odsłonie wyższy bieg wrzucili bowiem Nikola Vucević (4/5 zza łuku w 2Q, 14 pkt). Talen Horton-Tucker (3/3 z gry, 7 pkt) oraz Torrey Craig (2/3 zza łuku; 6 pkt). Chicago Bulls trafili wówczas 61% swoich rzutów z gry i 58,3% prób za trzy, dzięki czemu na przerwę schodzili z remisem (67:67). O końcowym rezultacie przesądziła jednak czwarta kwarta, w której C’s zdobyli aż 42 punkty i przypieczętowali tym samym swoje zwycięstwo.
- Dyspozycją na poziomie MVP błysnął Jayson Tatum, zdobywca 35 punktów, 14 zbiórek i pięciu asyst. Świetne zawody w roli zmiennika rozegrał Payton Pritchard, który odnotował aż 29 „oczek” i siedem zbiórek (7/11 za trzy). Jaylen Brown i Kristaps Porzingis dorzucili po 21 punktów.
- Prym w szeregach Byków wiedli przede wszystkim Nikola Vucević (32 punkty, 11 zbiórek) oraz Zach LaVine (29 punktów), czyli dwaj zawodnicy, których Chicago w dalszym ciągu będzie próbowało wymienić. Talen Horton-Tucker dorzucił 15 „oczek”, a Ayo Dosumnu 13.
Indiana Pacers – Detroit Pistons 106:130
- Po katastrofalnych Detroit Pistons z poprzedniego sezonu nie ma już śladu, a miniona noc jest symbolem swego rodzaju przemiany Tłoków. Podopieczni J.B. Bickerstaffa pokazali się z wyśmienitej strony i przerwali serię trzech kolejnych zwycięstw Indiana Pacers, dzięki czemu zajmują obecnie 10. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej.
- Grę Pistons napędzał tej nocy przede wszystkim tercet Cade Cunningham (24 punkty, 11 asyst; 4/6 za trzy) — Jaden Ivey (23 punkty, 6 asyst, 5 zbiórek) — Malik Beasley (25 punktów; 10/14 z gry). Gracze Detroit zdominowali walkę na tablicach (44-32), lepiej dzielili się piłką (35-23 w asystach), choć popełnili nieco więcej strat (18-16).
- Po stronie Pacers ciężar odpowiedzialność za zespół próbowali brać na swoje barki Pascal Siakam (21 punktów, 9 zbiórek) oraz Tyrese Haliburton (19 punktów, 5 asyst). Bennedict Mathurin dorzucił 15 „oczek”, a wchodzący z ławki T.J. McConnell 12.
Miami Heat – Toronto Raptors 121:111
- Wyrównany pojedynek, o którego losach przesądziła trzecia kwarta. Do przerwy przerwie Toronto Raptors cieszyli się trzypunktowym prowadzeniem (58:61), jednak po powrocie na parkiet wyższy bieg wrzucili m.in. Jimmy Butler, Jaime Jaquez Jr. czy Tyler Herro. Gospodarze wypracowali sobie wówczas dwucyfrową przewagę (96:84) i choć przyjezdni zbliżyli się jeszcze z wynikiem, to nie zdołali wyszarpać zwycięstwa.
- Miami Heat do zwycięstwa poprowadzili przede wszystkim wspomniany Jimmy Butler (26 punktów, 6 asyst), Bam Adebayo (14 punktów, 10 asyst, 10 zbiórek) oraz Tyler Herro (23 punkty, 4 asysty). Solidne zawody rozegrał też Jaime Jacquez Jr. (15 punktów, 6/9 z gry).
- W szeregach Raptors błysnęli przede wszystkim RJ Barrett (25 punktów, 7 asyst, 6 zbiórek), Scottie Barnes (24 punkty, 10 asyst, 10 zbiórek) oraz Jakob Poeltl (24 punkty, 10 zbiórek). Dla ekipy z Kanady jest to już trzecia porażka w czterech ostatnich spotkaniach, która oddala ich od miejsca premiowanego grą w turnieju play-in.
Los Angeles Lakers – Oklahoma City Thunder 93:101
- Oklahoma City Thunder nieco lepiej weszli w dzisiejsze spotkanie i od pierwszych minut to Los Angeles Lakers musieli gonić wynik. Świetnie dysponowany w 1Q był Jalen Williams (5/6 z gry), którego w ofensywnych działaniach wspierał m.in. Luguentz Dort (24:32). Grzmoty nie były jednak w stanie wypracować sobie dwucyfrowej przewagi, a w drugiej części gry zawiodła ich skuteczność (38,1% z gry).
- Jeziorowcy nie wykorzystali w pełni niemocy rywala, bo sami również mieli problemy z odnalezieniem optymalnego rytmu strzeleckiego (1/7 za trzy). Rui Hachimura był w tej części jedynym zawodnikiem gospodarzy, który zaliczył więcej niż jedno trafienie z gry (2/4). Lakers schodzili ostatecznie na przerwę ze stratą trzech „oczek” (48:51).
- Po powrocie na parkiet obie strony skutecznie uprzykrzały sobie życie w ofensywie, co w szczególny sposób odczuli Austin Reaves (0/3), Anthony Davis (1/4) czy wspomniany już J. Williams (2/8). OKC zaliczyli jedną serię punktową, ale Lakers szybko zniwelowali wszelkie straty i wynik oscylował następnie w granicach remisu (69:71).
- W czwartej kwarcie w końcu przebudził się Shai Gilgeous-Alexander, który stanął na wysokości zadania i w 12 minut zdobył 15 punktów, choć brakowało mu nieco skuteczności (4/9). To właśnie jego trafienie na 1:35 przed syreną pozwoliło Thunder odskoczyć na cztery „oczka” (91:95). Po chwili zza łuku spudłował LeBron James, ale kolejna trójka rozgrywającego OKC również okazała się nieskuteczna.
- Ofensywną niemoc Jeziorowców przełamał Max Christie. Przyjezdni skutecznie zmarnowali jednak 17 sekund, po czym na linii rzutów wolnych stanął Shai i wyegzekwował obie próby (93:97). Po przerwie na żądanie (22,4s do końca) błąd popełnił Austin Reaves, który przy wznowieniu z boku boiska pozwolił Jalenowi Williamsowi przechwycić piłkę i zdobyć łatwe punkty, które przesądziły o zwycięstwie OKC.
- Shai Gilgeous-Alexander ze swoim dorobkiem 36 punktów, dziewięciu asyst i sześciu zbiórek poprowadził Thunder do zwycięstwa. Świetny występ zaliczył też Isaiah Hartenstein, który przypomniał, dlaczego OKC płacą mu 30 milionów dolarów rocznie (11 punktów, 18 zbiórek, 5 asyst). Solidnie wypadł też Jalen Williams (19 punktów).
- Po stronie Lakers najlepiej punktował tej nocy debiutant Dalton Knecht, zdobywca 20 „oczek”, sześciu zbiórek i czterech asyst (6/13 zza łuku). LeBron James zapisał na swoim koncie tylko 12 punktów, ale dorzucił osiem zbiórek i sześć asyst. Anthony Davis zapisał na swoim koncie z kolei 15 punktów, 12 zbiórek i siedem asyst. Na wyróżnienie zapracował D’Angelo Russell, autor 17 punktów i dziewięciu zbiórek.
- Warto zaznaczyć, że porażka z Thunde oznacza, iż Lakers kończą swoją przygodę z NBA Cup, czyli nie obronią wywalczonego przed rokime tytułu. Grzmoty do awansu z 1. miejsca potrzebują jednak zwycięstwa nad Utah Jazz i porażki San Antonio Spurs z Phoenix Suns.
Portland Trail Blazers – Sacramento Kings 115:106
- Wydawało się, że zwycięstwo nad Minnesota Timberwolves po serii czterech kolejnych porażek pozwoli Sacramento Kings wrócić na optymalne tory. Miniona noc ponownie zweryfikowała jednak podopiecznych Mike’a Browna, którzy musieli uznać wyższość Portland Trail Blazers. Dla ekipy z Oregonu była to dopiero druga wygrana na przestrzeni sześciu ostatnich występów.
- Przyjezdni z Kalifornii rozpoczęli ten mecz od prowadzenia, ale wraz z upływem czasu ich sytuacja stopniowo się pogarszała. Do przerwy Kings tracili jedynie cztery „oczka”, ale po trzeciej „ćwiartce” ich strata wynosiła już 15 punktów, czego nie zdołali nawet odrobić solidną ostatnią częścią.
- Świetne zawody rozegrał tercet Deandre Ayton (26 punkty, 9 zbiórek) — Deni Avdija (20 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst) — Anfernee Simons (21 punktów, 9 asyst, 5 zbiórek). Wsparcie zapewnił im Dalano Banton, który zaaplikował rywalom 17 „oczek”.
- Po stronie Kings prym wiódł Malik Monk, który w roli rezerwowego zdobył aż 29 punktów i rozdał dziewięć asyst (8/15 za trzy). De’Aaron Fox nie był w stanie wstrzelić się zza łuku (1/6), ale zapisał na swoim koncie 22 „oczka”, pięć asyst i pięć zbiórek. Triple-double w postaci 21 punktów, 14 zbiórek i 11 asyst odnotował Domantas Sabonis.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!