Emocje związane z poniedziałkowym porankiem rozpoczęliśmy jeszcze w niedzielę wieczór, kiedy to Boston Celtics ograli Minnesota Timberwolves. Spotkanie w fantastycznym stylu rozpoczął Jaylen Brown, który w pierwszych minutach trafił za trzy aż pięciokrotnie. Błysnął również Jimmy Butler, który doprowadził do dogrywki w starciu Miami Heat z Dallas Mavericks. Nieco łatwiej zwycięstwo przyszło graczom Los Angeles Clippers, którzy ograli Philadelphia 76res. W składzie „Szóstek” ponownie zabrakło Joela Embiida czy Paula George’a.
Boston Celtics – Minnesota Timberwolves 107:105
- Powiedzieć, że Jaylen Brown rozpoczął to spotkanie z wysokiego „C”, to jak nie powiedzieć nic. Obrońca Boston Celtics po zaledwie kilku minutach gry miał na swoim koncie pięć trafień zza łuku, zdobywając jednocześnie wszystkie punkty gospodarzy (15:15). Kiedy 28-latek spuścił nieco z tonu, jego partnerzy w dalszym ciągu zawodzili, a przy stanie 24:27 dla przyjezdnych trafili oni łącznie zaledwie 1 z 13 rzutów z gry.
- Po drugiej stronie parkietu dobrze radzili sobie z kolei Julius Randle czy Anthony Edwards, ale kiedy za zdobywanie punktów wzięli się w końcu m.in. Jayson Tatum i Al Horford, to Celtowie zdołali przejąć inicjatywę (55:43). Leśne Wilki zamknęły jednak drugą „ćwiartkę” serią 9:0, dzięki której na przerwę schodziły z deficytem zaledwie trzech „oczek”.
- Początek trzeciej części to znów dominacja Bostonu. Odsłona ta zaczęła się od serii 22:8, za którą odpowiadał m.in. Tatum (70:66). Minnesota Timberwolves wrócili jednak do gry i choć przez cały czas musieli odrabiać straty, to na 2:04 przed końcową syreną zbliżyli się do rywala na zaledwie dwa punkty (104:102).
- Na wysokości zadania stanął wówczas Jaylen Brown, który trafił zza łuku i dał Celtom chwilę oddechu. Po chwili obrońca faulował przy rzucie Juliusa Randle’a, ale ten wykorzystał tylko jeden z dwóch osobistych, choć następnie trafił ponownie z gry. W międzyczasie gospodarze zmarnowali dwa rzuty zza łuku, co następnie niemal na równi z syreną uczynił też Naz Reid, co przypieczętowało zwycięstwo Bostonu.
- Świetny wieczór zaliczył Jaylen Brown, autor 29 punktów i czterech asyst (7/10 za trzy). Jayson Tatum dorzucił 26 „oczek”, osiem zbiórek i cztery asysty (5/12 za trzy). Dobrze wypadł też Derrick White, który oprócz 19 punktów zebrał z tablic dziewięć piłek i rozdał pięć asyst.
- Ofensywę Timberwolves napędzał Anthony Edwards, zdobywca 28 punktów, dziewięciu zbiórek i siedmiu asyst. Julius Randle dołożył 23 „oczka”, a wchodzący z ławki rezerwowych debiutant Rob Dillingham odnotował 14 punktów.
Indiana Pacers – Washington Wizards 115:103
- Wyjściowa piątka Indiana Pacers miała od początku problemy ze skutecznością, trafiając 1 z 9 rzutów w pierwszych minutach. Zbawieniem gospodarzy okazali się jednak zmiennicy. Obi Toppin zaliczył dwa trafienia, ale to punkty (11) grającego zaledwie trzeci mecz w tym sezonie Mosesa Browna pozwoliły podopiecznym Ricka Carlisle’a na utrzymanie kontaktu z rywalem, a następnie objęcie prowadzenia (31:28).
- W drugiej odsłonie lepiej wypadli już napędzani przed m.in. Corey’ego Kispeerta, Kyle’a Kuzmę czy Malcolma Brogdona Washington Wizards, którzy na przerwę schodzili ze skromną przewagą dwóch „oczek” (57:59). Po powrocie na parkiet błysnął jednak Tyrese Haliburton, który w trzeciej części trafił zza łuku cztery razy, a jego 14 punktów pozwoliło Pacers ponownie odzyskać prowadzenie (92:87).
- Szansę na zwycięstwo Wizards częściowo odebrali sobie sami, trafiając w ostatniej „ćwiartce” zaledwie 5 z 19 rzutów z gry (2/11 za trzy). Pacers również nie błysnęli skutecznością, ale swoje okazje wykorzystywali Pascal Siakam czy T.J. McConnell, dzięki czemu gospodarze mogli cieszyć się z pierwszego zwycięstwa po serii trzech kolejnych porażek.
- Pascal Siakam zdobył tej nocy 22 punkty, sześć zbiórek i sześć asyst. Tyrese Haliburton zaczął kiepsko, ale kiedy już się rozpędził, to zaaplikował rywalom 21 „oczek” i rozdał dziewięć asyst. Bennedict Mathurin dorzucił 16 punktów, a wchodzący z ławki Moses Brown 15.
- Alexandre Sarr, czyli „dwójka” tegorocznego draftu, popisał się double-double w postaci 17 punktów i 14 zbiórek. Również 17 punktów zapisał na swoim koncie drugoroczniak Bilal Coulibaly. Po 15 „oczek” zdobyli z kolei Kyshawn Geroge, Kyle Kuzma oraz Corey Kispert.
Miami Heat – Dallas Mavericks 123:118 (po dogrywce)
- Sporo działo się tej nocy na Florydzie, ale wszystko sprowadziło się do ostatnich minut. Na 55 sekund przed końcową syreną Kyrie Irving trafił z nieco ponad dwóch metrów, wyprowadzając tym samym Dallas Mavericks na skromne prowadzenie (112:113). Po błędach Miami Heat rozgrywający gości stanął na linii rzutów wolnych i mógł zapewnić przyjezdnym trzy „oczka” przewagi.
- Irving trafił jednak tylko jedną próbę, co dało Heat osiem sekund gry na doprowadzenie do remisu. Po przeprowadzeniu piłki na drugą stronę parkietu i przerwie na żądanie Miami potrzebowali jednak tylko jednej sekundy, by wyrównać stan rywalizacji. Duncan Robinson podał do urywającego się defensorowi Jimmy’ego Butlera, a ten bez problemów trafił.
- W dogrywce lepsi okazali się przyjezdni z Miami, o czym zdecydowała m.in. skuteczność Mavericks. Gracze Dallas trafili zaledwie 2 z 10 prób z gry (0/6 za trzy), przez co gdy Heat objęli już prowadzenie, to rywale nie byli w stanie zmniejszyć swojej straty. Dla ekipy z Teksasu oznaczało to zakończenie ich serii czterech kolejnych zwycięstw.
- Świetnie zawody rozegrał Jimmy Butler, autor 33 punktów, dziewięciu zbiórek i sześciu asyst. Double-double na swoim kontach zapisali Bam Adebayo (19 punktów, 11 zbiórek, 5 asyst) oraz Tyler Herro (18 punktów, 10 zbiórek; 1/10 za trzy). Wchodzący z ławki Alec Burks zdobył z kolei 15 „oczek”.
- Po drugiej stronie dwoił się i troił Kyrie Irving, zdobywca 27 punktów i sześciu asyst. Podwójną zdobycz w postaci 21 punktów i 10 zbiórek dołożył PJ Washington. Double-double odnotował również Derreck Lively II (14 punktów, 13 zbiórek). Wchodzący z ławki rezerwowych Naji Marshall dorzucił z kolei 20 punktów, z kolei Klay Thompson miał tej nocy 15 „oczek” (5/12 z gry).
Philadelphia 76ers – Los Angeles Clippers 99:125
- Sympatycy Philadelphia 76ers nie nacieszyli się zbyt długo wspólną grą Joela Embiida i Paula George’a. Obu zawodników zabrakło minionej nocy w starciu z Los Angeles Clippers, co widoczne było już od pierwszych minut, szczególnie ze świetnie dysponowanymi Jamesem Hardenem oraz Amirem Coffeyem (15:34).
- W porę przebudzili się przede wszystkim zmiennicy Sixers w osobach Andre Drummonda, Reggie’ego Jacksona i Erica Gordona, którzy w obliczu kiepskiej skuteczności Caleba Martina (1/7), Tyrese’a Maxey’ego (0/1) oraz Jareda McCaina (1/4) próbowali ratować sytuację swojego zespołu (32:46).
- „Szóstki” musiały gonić wynik i choć do przerwy traciły już tylko 12 „oczek”, to po powrocie na parkiet Clippers znów rozpoczęli swój popis. W trzeciej kwarcie oprócz Hardena błysnęli również Derrick Jones Jr. (3/3) oraz Ivica Zubac (3/3), a cały zespół LAC trafiał wówczas 70,6% swoich rzutów (67:97). Sixers nie byli już w stanie się pozbierać.
- James Harden znów był bezbłędny z linii rzutów wolnych (12/12), kompletując w końcowym rozrachunku 23 punkty i osiem asyst. Double-double w postaci 16 punktów i 12 zbiórek popisał się Ivica Zubac. Derrick Jones Jr. dorzucił 18 „oczek”, a wchodzący z ławki Tre Mann 13.
- Po raz siódmy w dziewięciu ostatnich spotkaniach najlepszym punktującym Sixers był Jared McCain, który tym razem zdobył 18 punktów i rozdał cztery asysty. Tyrese Maxey również miał na swoim koncie cztery asysty i zaaplikował rywalom 17 „oczek”.
- Dla Sixers jest to już 13. porażka w tym sezonie, a kiepski bilans 3-13 plasuje ich na 14. miejscu w tabeli Konferencji Wschodniej. Philly wyprzedza jedynie Washington Wizards (2-13), którzy również tej nocy przegrali.
Cleveland Cavaliers – Toronto Raptors 122:108
- Kluczowa dla losów tego spotkania była już pierwsza kwarta, w której Cleveland Cavaliers zdobyli aż 38 punktów i objęli tym samym dwucyfrowe prowadzenie (38:22). Świetnie dysponowany był wówczas duet Jarrett Allen — Ty Jerome, który odpowiadał za 22 z tych „oczek”.
- W drugiej i trzeciej odsłonie Toronto Raptors wzięli się jednak za odrabianie strat. Najpierw błysnął Jonathan Mogbo, następnie Jakob Poetlt czy Jamal Shead, co sprawiło, że przewaga gospodarz stopniała do zaledwie czterech punktów (94:90). W ostatniej kwarcie podopiecznym Darko Rajakovicia zabrakło jednak skuteczności (5/22), by skutecznie zakończyć swój powrót, przez co Cavs odskoczyli z wynikiem i mogą ostatecznie cieszyć się bilansem 17-1.
- Dobry mecz ma na swoim koncie Donovan Mitchell (26 punktów, 4 zbiórki; 5/9 za trzy). Double-double popisali się Jarret Allen (23 punkty, 13 zbiórek) oraz Evan Mobley (14 punktów, 11 zbiórek). Na wyróżnienie zapracował przede wszystkim wchodzący z ławki Ty Jerome, który zaaplikował rywalom 26 „oczek”, rozdał sześć asyst, a także zaliczył cztery przechwyty.
- Po stronie Raptors najlepiej punktowali Gradey Dick (18 punktów, 4 zbiórki; 6/17 z gry) oraz Scottie Barnes (18 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst, 3 przechwyty; 5/14). Podwójną zdobycz zapisał na swoim koncie Jakob Poeltl (12 punktów, 19 zbiórek). Swój ślad został też Jonathan Mogbo, autor 13 „oczek” i siedmiu zbiórek.
Sacramento Kings – Brooklyn Nets 103:108
- Brooklyn Nets dobrze weszli w ten mecz, a to wszystko za sprawą Cama Thomasa, który w pierwszej kwarcie zdobył 15 punktów. Przyjezdni utrzymywali się na prowadzeniu, choć Sacramento Kings trafiali zawrotne 76,9% swoich rzutów z gry i 83,3% zza łuku (28:37).
- W drugiej odsłonie świetnie dysponowany Noah Clowney zapewnił Nets 15-punktowe prowadzenie, ale przez kolejne minuty straty stopniowo odrabiali De’Aaron Fox, Keegan Murray oraz Kevin Huerter, przez co na przerwę gracze Brooklynu schodzili z zaliczką zaledwie siedmiu „oczek” (57:65). Po powrocie na parkiet błysnął tercet Fox — Murray — Domantas Sabonis, dzięki któremu Kings doprowadzili do remisu (88:88) po trzeciej części, choć chwilę wcześniej nawet prowadzili.
- O losach spotkania przesądziła ostatnia „ćwiartka”, w której zawodnikom Sacramento zupełnie zabrakło skuteczności (6/23, 26,1%). Rzut za rzutem pudłowali przede wszystkim Sabonis (1/6), Huerter (1/4) i Fox (0/3). Nets mimo to byli w stanie zdobyć zaledwie o pięć punktów więcej od rywala, ale to wystarczyło, by odnieść tej nocy zwycięstwo.
- Kapitalny występ zaliczył Cam Thomas, którego 34 punkty i sześć zbiórek poprowadziły Nets do zwycięstwa. Niezwykle istotne były również trafienia Noaha Clowney’ego (18 punktów, 4 zbiórki; 5/8 za trzy) oraz Camerona Johnsona (16 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty).
- Po stronie Kings prym wiódł przede wszystkim De’Aaron Fox, zdobywca 31 „oczek” i pięciu asyst. Solidnie zaprezentowali się również Keegan Murray (21 punktów, 8 zbiórek), DeMar DeRozan (18 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst) czy Domantas Sabonis (13 punktów, 18 zbiórek, 7 asyst). Zawiodła ławka rezerwowych gospodarzy, z której punktował tylko i wyłącznie Keon Ellis (9 „oczek”).
- Bilans Kings to po tym meczu 8-9, co plasuje ich dopiero na 12. miejscu w tabeli Konferencji Zachodniej. Co ciekawe, taki sam rezultat na Wschodzie dawałby im 6. pozycję, zajmowaną obecnie przez Milwaukee Bucks (również 8-9).
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!