Za nami sześć kolejnych pojedynków sezonu zasadniczego. W jednym z najciekawszych tej nocy spotkań Philadelphia 76ers ograli Oklahoma City Thunder i przerwali tym samym zwycięską serię Grzmotów. Bliski triple-double był Joel Embiid, który rywalizował tej nocy z imponującym Chetem Holmgrenem. LeBron James po raz kolejny wrócił do Cleveland, ale to Anthony Davis był kluczową postacią Lakers w ich zwycięstwie nad Cavaliers. Efektownie wypadli też Atlanta Hawks, którzy pokonali fatalnych w tym sezonie Washington Wizards. Na koniec nocy Los Angeles Clippers bez większych problemów pokonali Dallas Mavericks, co jest ich czwartym zwycięstwem w pięciu ostatnich spotkaniach.
Oklahoma City Thunder – Philadelphia 76ers 123:127
- W wyjściowej piątce Oklahoma City Thunder pojawił się Josh Giddey, który w ostatnich dniach zamieszany jest w aferę związaną z rzekomym nieodpowiednim stosunkiem z nieletnią. Liga rozpoczęła już śledztwo w tej sprawie, ale na ten moment 21-latek pozostaje aktywną częścią rotacji „Grzmotów”.
- Spotkanie nieco lepiej rozpoczęli Philadelphia 76ers, którzy już po niespełna czterech minutach gry objęli 11-punktowe prowadzenie (5:16). Gospodarze musieli gonić wynik, ale jeszcze przed zakończeniem pierwszej odsłony zdołali zniwelować straty, a to głównie za sprawą świetnie dysponowanych Shaia Gilgeousa-Alexandra i wchodzącego z ławki Jaylina Williamsa (31:29).
- W kolejnej odsłonie wyższy bieg wrzucił Tyrese Maxey, który dzięki skuteczności z linii zaaplikował rywalom 12 „oczek” i walnie przyczynił się do tego, że na przerwę to Sixers schodzili z nieznaczną zaliczką (61:65).
- Thunder rozpoczęli trzecią „ćwiartkę” z wysokiego „C” szybko odzyskując prowadzenie (70:67), jednak na dłuższą metę to podopieczni Nicka Nurse’a znów byli stroną przeważającą. OKC mieli wówczas ogromne problemy ze skutecznością i trafiali wtedy jedynie 29,6% wszystkich rzutów z gry (Shai 1/7 z gry, Giddey 0/4), w tym 25% zza łuku. Zawodnicy Philly wykorzystali kiepską dyspozycję rywala i choć sami spudłowali aż osiem trójek, to powiększyli swoje prowadzenie do jedenastu „oczek” (82:93).
- Ostatnia kwarta to prawdziwy popis strzelecki w wykonaniu Grzmotów, które zdobyły wówczas 41 punktów. To jednak nie wystarczyło, by ograć dobrze dysponowanych Sixers. Choć w ostatnich sekundach Thunder kilkukrotnie zbliżali się z wynikiem – głównie za sprawą Cheta Holmgrena – to z linii rzutów wolnych nie mylił się faulowany celowo Joel Embiid, który wykorzystał wszystkie sześć prób i przypieczętował tym samym zwycięstwo Philly.
- 76ers do zwycięstwa poprowadzili przede wszystkim Joel Embiid, który otarł się o triple-double (35 punktów, 11 zbiórek, 9 asyst, 4 bloki; 19/21 z linii), a także Tyrese Maxey (28 punktów, 8 zbiórek). Kluczowe wsparcie zapewnił też Tobias Harris, autor 16 „oczek”, pięciu zbiórek i sześciu asyst, choć wpływ Nicolasa Batuma był równie nieoceniony (14 punktów, 7 zbióek, 3 asysty; 3/6 za trzy).
- Po stronie Thunder po raz kolejny wyróżniali się przede wszystkim Shai Gilgeous-Alexander (31 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst) oraz Chet Holmgren (33 punkty, 6 zbiórek, 3 bloki; 5/11 za trzy). Isaiah Joe dołożył 13 punktów z ławki, z kolei Josh Giddey zanotował 10 „oczek”, siedem zbiórek i osiem asyst.
Brooklyn Nets – Miami Heat 112:97
- Świetny mecz w wykonaniu zawodników wyjściowej piątki Brooklyn Nets zapewnił im pierwsze zwycięstwo po serii trzech kolejnych porażek. Zespół z Nowego Jorku wykorzystał nieobecność m.in. Jimmy’ego Butlera czy Bama Adebayo i po raz drugi w tym sezonie ograł Miami Heat.
- Podopieczni Jacque’a Vaughna wygrali każdą z czterech kwart i stopniowo powiększali swoje prowadzenie, które w pewnym momencie wynosiło już nawet 21 punktów. Heat wygrali co prawda walkę na tablicach, ale popełnili więcej strat, trafiali na niższej skuteczności i nie byli w stanie nawiązać walki z przeciwnikiem.
- Każdy ze starterów Nets zdobył tej nocy co najmniej 13 punktów. Najlepiej wypadli Mikal Bridges (24 punkty, 6 zbiórek) oraz autor double-double Cam Johnson (19 punktów, 10 zbiórek, +29). Podwójną zdobyczą popisał się też Spencer Dinwiddie (14 punktów, 11 asyst). Dorian Finney-Smith dołożył 16 „oczek”, a Nic Claxton 13.
- Po stronie Heat swój zespół napędzać próbował rezerwowy Caleb Martin, który w końcowym rozrachunku odnotował 22 punkty i zebrał z tablic siedem piłek. Debiutant Jaime Jaquez Jr. dorzucił 18 „oczek”, pieć zbiórek i cztery asysty.
Washington Wizards – Atlanta Hawks 108:136
- Ofensywa Atlanta Hawks należy w tym sezonie do najlepszych w całej NBA i minionej nocy zespół ze stanu Georgia przypomniał nam o tym w imponujący sposób. Jastrzębie ograły Washington Wizards, zdobywając aż 136 punktów.
- Od początku spotkania widoczne były dwa elementy, do których w bieżących rozgrywkach zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Hawks potrafią być niezwykle efektywni w ataku, ale równie widoczne są ich braki w defensywie. To pozwoliło Czarodziejom przez długi czas utrzymywać się w grze, a do przerwy przegrywali różnicą 12 „oczek” (58:70).
- Kluczowa dla losów pojedynku okazała się trzecia odsłona, którą Hawks wygrali aż 37:20. Wizards trafiali wówczas tylko 32% swoich rzutów z gry, w tym marne 8,3% za trzy (1/12). Zawodnicy Atlanty w perfekcyjny sposób wykorzystali moment słabości rywala i powiększyli swoją przewagę do 29 „oczek”, choć w ostatniej części prowadzili nawet różnicą 36 punktów.
- Aż trzech zawodników wyjściowej piątki Hawks odnotowało tej nocy double-double: Trae Young (26 punktów, 10 asyst, 6 zbiórek), Dejounte Murray (11 punktów, 10 asyst, 5 zbiórek, 4 przechwyty) oraz Clint Capela (12 punktów, 11 zbiórek). Bliski był również wchodzący z ławki Saddiq Bey (13 punktów, 9 zbiórek). Na wyróżnienie zapracował też De’Andre Hunter (20 punktów).
- Choć po stronie Wizards aż siedmiu zawodników odnotowało dwucyfrową zdobycz punktową, to trudno wskazać wiele pozytywnych elementów w ich grze. Dobrą skutecznością popisał się Daniel Gafford (12 punktów, 4 zbiórki; 6/8 z gry). Kyle Kuzma dołożył 12 punktów, siedem zbiórek i osiem asyst.
- Sytuacja Washington Wizards staje się coraz bardziej dramatyczna. Zespół, o którego sile miały stanowić talenty Kyle’a Kuzmy i Jordana Poole’a, zajmuje obecnie ostatnie miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej z fatalnym bilansem 2-14.
Cleveland Cavaliers – Los Angeles Lakers 115:121
- Wracający „do domu” LeBron James po raz kolejny został przywitany przez Cleveland Cavaliers w wyjątkowy sposób. Na skrzydłowego Jeziorowców czekał przygotowany film, z kolei na drodze do szatni pojawiły się plakaty ze wspomnieniami z 2016 roku.
- W pierwszej połowie pojedynku obie strony świetnie radziły sobie w ofensywie, jednak nie były w stanie skutecznie zatrzymać ataków rywala. Anthony Davis, Christian Wood i spółka regularnie znajdowali odpowiedzi na trafienia Jarretta Allena i Donovana Mitchella, przez co wynik przez długi czas oscylował w granicach remisu, choć to Cavaliers częściej utrzmywali się na prowadzeniu (71:70).
- W trzeciej odsłonie w szeregi obu ekip wkradło się więcej nieskuteczności. Los Angeles Lakers niemal w pojedynkę na swoich barkach dźwigał wówczas wspomniany już Davis, który samodzielnie zdobył 15 z 23 punktów Lakers.
- Na 58 sekund przed końcową syreną Allen zmniejszył stratę Cavs do zaledwie dwóch punktów. W kolejnej akcji spudłował LeBron James, jednak błędu tego nie wykorzystał Donovan Mitchell, którego rzut również był nieskuteczny. Następnie Austin Reaves dwukrotnie stawał na linii rzutów wolnych i wykorzystał wszystkie cztery próby, które przypieczętowały zwycięstwo przyjezdnych.
- Los Angeles Lakers rehabilitują się za porażkę z Dallas Mavericks i odnotowują tym samym czwarte zwycięstwo w pięciu ostatnich spotkaniach. Ich obecny bilans 10-7 plasuje ich na 7. miejscu w tabeli Konferencji Zachodniej, jednak strata do czołowych pozycji jest niewielka.
- Jeziorowców do zwycięstwa poprowadził m.in. świetnie dysponowany Anthony Davis, autor 32 punktów, 13 zbiórek, trzech bloków i dwóch przechwytów. LeBron James dołożył 22 „oczka”, sześć zbiórek i sześć asyst, ale miał problemy ze skutecznością (1/9 za trzy). Dobrze wypadł też wchodzący z ławki rezerwowych Austin Reaves, który zaliczył double-double w postaci 15 punktów i 10 asyst.
- Grę Cavaliers napędzali przede wszystkim Jarrett Allen (21 punktów, 14 zbiórek, 3 przechwyty, 3 bloki) oraz Donovan Mitchell (22 punkty, 4 zbiórki), choć ten drugi całą noc miał poważne problemy ze skutecznością (4/18 z gry; 12/13 z linii).
Utah Jazz – New Orleans Pelicans 105:100
- Przez długi czas to New Orleans Pelicans byli stroną przeważającą. W mecz lepiej weszli co prawda zawodnicy Utah Jazz (17:10), ale od tamtego momentu przyjezdni powoli, acz stopniowo budowali swoją przewagę i na przerwę schodzili z zaliczką 10 punktów.
- Po powrocie na parkiet prowadzenie Pels wzrosło do 14 „oczek” (57:71) i choć nie jest to bezpieczna przewaga, to wydawało się, że NOP są w doskonałej pozycji, by dowieźć to do ostatniej syreny. Wszystko zmieniło się jednak w czwartej kwarcie, kiedy to Jazzmani całkowicie zdominowali grę i wygrali tę część 37:23 głównie za sprawą Sextona i Kesslera, którzy zdobyli razem 19 punktów i poprowadzili swój zespół do zwycięstwa.
- Po stronie Utah najwięcej punktów zdobył rezerwowy Collin Sexton, który zaaplikował rywalom 16 „oczek”. Double-double odnotował inny zmiennik, Walker Kessler (11 punktów, 11 zbiórek). Debiutant Keyonte George pomimo problemów ze skutecznością (4/13) zakończył mecz z dorobkiem 15 punktów, sześciu zbiórek i pięciu asyst.
- O sile Pelicans stanowili tej nocy przede wszystkim Brandon Ingram (26 punktów, 8 asyst, 6 zbiórek) oraz Jordan Hawkins (25 punktów, 6 zbiórek). Po 13 „oczek” dołożyli Herbert Jones oraz Jose Alvarado. Nie zagrał Zion Williamson.
Los Angeles Clippers – Dallas Mavericks 107:88
- Przez długi czas Luka Doncić i Kyrie Irving byli niemal jedynymi zawodnikami Dallas Mavericks, którzy byli w stanie zdobywać punkty. Kiedy to w drugiej kwarcie przewaga Los Angeles Clippers wzrosła do 44:28, wspomniany duet odpowiadał za 23 „oczka” swojego zespołu. Reszta zawodników była wówczas 0/15 z gry, a jedyne punkty zdobywali z linii. Niemoc tę przerwał dopiero Tim Hardaway Jr., jednak strata przyjezdnych była już wówczas znacząca (46:30).
- Dobra końcówka drugiej odsłony w wykonaniu Doncicia sprawiła, że Mavs zdołali nawiązać kontakt z LAC (56:45). Kluczowy dla losów pojedynku był jednak początek trzeciej „ćwiartki”, w którą gospodarze weszli z serią 18:5, za co odpowiadali przede wszystkim Paul George i Ivica Zubac (74:50).
- Dobra końcówka drugiej odsłony w wykonaniu Doncicia sprawiła, że Mavs zdołali nawiązać kontakt z LAC (56:45). Kluczowy dla losów pojedynku był jednak początek trzeciej „ćwiartki”, w którą gospodarze weszli z serią 18:5, za co odpowiadali przede wszystkim Paul George i Ivica Zubac (74:50).
- Dallas próbowali wrócić do gry i choć zdołali zmniejszyć stratę (89:76), to brak wsparcia dla duetu Irving-Doncić uniemożliwił im nawiązanie walki. Clippers trzymali rękę na pulsie, a kilka trafień z rzędu Russella Westbrooka pozwoliły im na ponownie powiększenie przewagi (103:83), którą utrzymali już do końcowej syreny.
- Paul George był tej nocy kluczową postacią dla Clippers. Skrzydłowy zdobył 25 punktów, dziewięć zbiórek i cztery asysty. Double-double odnotował Ivica Zubac (11 punktów, 14 zbiórek), Terance Mann dołożył 17 „oczek”, z kolei Russell Westbrook dodał 14 punktów, osiem zbiórek i siedem asyst. Kawhi Leonard i James Harden zdobyli po jedynie 8 punktów.
- Duet Luka Doncić (30 punktów, 3 zbiórki, 4 asyst, 2 bloki, 2 przechwyty; 1/8 za trzy) – Kyrie Irving (26 punktów, 6 zbiórek, 3 asysty) dwoił się i troił, ale bez wsparcia partnerów nie był w stanie wiele zdziałać. Tim Hardaway Jr. dołożył co prawda 12 „oczek”, ale reszta zespołu zdobyła łącznie 20 punktów.