Nie da się ukryć, że kariera trenerska Gregga Popovicha zbliża się powoli do końca. Spurs pod wodzą 74-latka po raz czwarty z rzędu nie zakwalifikują się do fazy play-off – to już pewne. Utytułowany szkoleniowiec sam przyznał, że czasem zastanawia się, co on wciąż robi na swoim stanowisku.
San Antonio Spurs nie mają żadnych szans na awans do tegorocznej fazy posezonowej. Tym samym teksańska drużyna po raz czwarty z rzędu wcześnie rozpocznie wakacje. Dotyczy to także trenera Gregga Popovicha, który przecież wcześniej niemal przez dwie dekady razem ze Spurs rokrocznie walczył o mistrzostwo, zdobywając ostatecznie pięć tytułów.
Teraz priorytety w San Antonio są nieco inne. Zespół na razie nie jest gotowy walczyć o mistrzostwo, dlatego od kilku lat Popovich i sztab trenerski starają się szlifować młode talenty. Wiele osób zastanawiało się, czy dla 74-letniego trenera jest to w ogóle ekscytująca praca, biorąc pod uwagę jego poprzednie doświadczenia i lata współpracy z gwiazdami NBA. On powtarza jednak, że cały czas przynosi mu to sporo satysfakcji.
Pop w rozmowie z Tomem Orsbornem przyznał, że czasami zastanawia się, czy jest to mu w ogóle jeszcze potrzebne i co on dalej „tak w zasadzie „do cholery” robi w tym miejscu. – Wtedy idzie jednak na trening i widzi ogień w swoich dzieciakach, myśląc sobie, że za nic by tego nie wymienił – opisuje Orsborn. „Dzieciaki” to oczywiście młodzi gracze Spurs, w tym m.in. Jeremy Sochan, który już sporo nauczył się od legendarnego szkoleniowca w trakcie swojego debiutanckiego sezonu w NBA.
Popovich w ostatnich latach coraz częściej wspominał o ewentualnej emeryturze, lecz na ten moment nie wiadomo, kiedy tak naprawdę zdecyduje się odejść i zakończyć swoją przygodę z trenowaniem. Pewne jest, że nawet po kilku słabszych pod względem wyników sezonach nikt go z klubu nie wyrzuci. Jeżeli odejdzie, to tylko i wyłącznie na swoich warunkach. Dopóki jednak trenowanie młodych sprawia mu radość i pozwala mu na to zdrowie, dopóty pozostanie on szkoleniowcem Spurs.
***