Zapraszamy na pierwszą porcję porannych relacji z NBA w nowym roku. Na początek na wyróżnienie zapracował Jeremy Sochan, który po raz drugi w tym sezonie zdobył co najmniej 20 punktów w jednym meczu. Po drugiej stronie parkietu świetnie dysponowany był jednak Luka Doncić, który zaaplikował Spurs 51 „oczek” i poprowadził tym samym Mavericks do zwycięstwa. W Salt Lake City bohaterem został Tyler Herro, którego rzut na równi z końcową syreną zapewnił Miami Heat zwycięstwo. Podobnie ciekawie zakończyło się starcie Bulls z Cavaliers, jednak tam o losach spotkania przesądziła niecelna próba zza łuku. W meczu na szczycie Memphis Grizzlies ograli z kolei New Orleans Pelicans. Działo się jednak zdecydowanie więcej.
Indiana Pacers – Los Angeles Clippers 131:130
- Ostatni mecz 2022 roku czasu polskiego dostarczył nam sporo emocji. Los Angeles Clippers mieli tej nocy do dyspozycji zarówno Paula George’a, jak i Kawhia Leonarda, ale w spotkanie lepiej weszli zawodnicy Indiana Pacers. W pierwszej kwarcie gospodarze zdecydowanie lepiej dzielili się piłką (10-2 w asystach), a solidna skuteczność z gry i zza łuku pozwoliła im na odskoczenie z wynikiem (32:22).
- W drugiej odsłonie „odpalił” PG13, który przy wsparciu ze strony partnerów zdołał nawiązać walkę z Pacers. Najpierw strata LAC zmalała (62:55), dzięki czemu zawodnicy ekipy z Miasta Aniołów schodzili na przerwę z tylko siedmiopunktowym deficytem, a następnie w trzeciej „ćwiartce” przyjezdni zniwelowali ją całkowicie (93:93). Wszystko to za sprawą Kawhia Leonarda, który w 12 minut zdobył 17 „oczek” i napędził powrót Clippers.
- Kluczowa okazała się ostatnia kwarta. W pewnym momencie podopieczni Tyronna Lue mieli wszystkie potrzebne elementy, by uniknąć nerwowej końcówki i odskoczyć z wynikiem już wcześniej. Przy prowadzeniu 118:113 Clippers nie zdołali jednak zatrzymać ofensywy rywala, która nie tylko doprowadziła do remisu, ale zaraz objęła też prowadzenie.
- Na 29 sekund przed ostatnią syreną dwa rzuty osobiste wykorzystał Tyrese Haliburton (128:125). Tym samym odpowiedział jednak faulowany chwilę później Paul George. Clippers musieli taktycznie faulować, by zachować szansę na zwycięstwo, ale najpierw z linii nie pomylił się Myles Turner, a następnie zza łuku spudłował Kawhi Leonard, co w dużej mierze przesądziło o losach spotkania.
- Prym w ekipie z Indianapolis wiedli przede wszystkim Myles Turner (34 punkty; 11/17 z gry) oraz autor double-double Tyrese Haliburton (24 punkty, 10 asyst, 7 zbiórek). Dobrze wypadł też Buddy Hield, który dołożył 18 „oczek” oraz osiem zbiórek. Co ciekawe, wszyscy zawodnicy wyjściowej piątki Pacers zakończyli mecz z dodatnim wskaźnikiem +/-, z kolei wszyscy rezerwowy z ujemnym.
- Bohaterem Clippers mógł zostać Paul George, który w końcowym rozrachunku zdobył 45 punktów i dziewięć asyst, trafiając przy tym imponujące 7/13 za trzy. Wspierał go przede wszystkim Kawhi Leonard, autor 24 „oczek” i siedmiu asyst (1/5 zza łuku). Cenne trafienia dołożyli Marcus Morris (15 pkt) oraz Reggie Jackson (13 pkt).
Charlotte Hornets – Brooklyn Nets 106:123
- Faworyzowani Brooklyn Nets zgodnie z planem dokładają kolejne zwycięstwo do swojego bilansu. Od początku ekipa z Wielkiego Jabłka prezentowała się lepiej. Dobrze wszedł w mecz Kevin Durant, który przy wsparciu Royce’a O’Neale’a i Kyrie’ego Irvinga napędzał ofensywę swojego zespołu.
- W drugiej „ćwiartce” ciężar gry na swoje barki wziął w całości Irving, który w nieco ponad 10 minut zdobył 14 punktów. Odpowiedzi na jego popisy szukali Terry Rozier czy LaMelo Ball, ale duetowi temu brakowało wówczas skuteczności (łącznie 2/9 w 2Q). Przewaga Nets rosła jednak powoli, do przerwy osiągając pułap 12 „oczek” do przerwy (49:61).
- Trzecia część gry potwierdził dominację Nets. Problemy ze skutecznością zza łuku mieli wówczas co prawda liderzy zespołu (Durant 1/4, Irving 0/1), ale na wysokości zadania stanęli Yuta Watanabe (2/2) i Seth Curry (1/1). Przyjezdni wypracowali sobie wystarczającą przewagę, by bez żadnych problemów dowieźć ją do końcowej syreny.
- Nets nie potrzebowali tej nocy wielkich występów swoich najlepszych zawodników. Kyrie Irving zdobył 28 punktów i sześć zbiórek. Nieco mniej, bo 23 „oczka” i cztery zbiórki oraz asysty dołożył Kevin Durant. Po 14 punktów zagwarantowali Royce O’Neale i Nic Claxton.
- Po stronie Charlotte Hornets wyróżnili się przede wszystkim autorzy double-double: LaMelo Ball (23 punkty, 11 asyst, 7 zbiórek; 5/14 za trzy) oraz Mason Plumlee (22 punkty, 10 zbiórek). Terry Rozier dołożył 16 „oczek”, ale nie mógł się wstrzelić (5/14 z gry).
- Dla Nets jest to już jedenaste z rzędu zwycięstwo. Podopieczni Jacque’a Vaughna są obecnie „najgorętszą” drużyn w całej NBA. Ta wygrana pozwoliła Brooklynowi wyprzedzić Milwaukee Bucks w tabeli Konferencji Wschodniej i wskoczyć na 2. pozycję, choć Kozły rozegrały jeden mecz mniej.
- Mecz ten był również trzecim bezpośrednim pojedynkiem obu ekip w bieżących rozgrywkach. Nets zachowują jak dotąd perfekcyjny bilans w tych starciach (3-0). Ostatni z meczów odbędzie się dopiero 5 marca.
Chicago Bulls – Cleveland Cavaliers 102:103
- Pełen emocji mecz, którego losy rozstrzygnęły się dopiero w ostatniej kwarcie. Zaczęło się od wymiany ciosów, na której lepiej wychodzili zawodnicy Cleveland Cavaliers. Dobrą zmianą był jednak Javonte Green, który dał Chicago Bulls impuls do przejęcia inicjatywy (30:28).
- Cavs przez długi czas byli tej nocy jednak lepiej dysponowani, co widoczne było zarówno w drugiej, jak i trzeciej odsłonie. Ich przewaga rosła, przede wszystkim za sprawą Kevin Love, Carisa LeVerta, Robina Lopeza czy Donovana Mitchella. W trzeciej odsłonie fatalnie radzili sobie co prawda zza łuku (1/9), ale Byki nie wykorzystały kiepskiej postawy rywala i ciągle musiały gonić wynik (77:84).
- Kiepska gra Cavaliers przeniosła się również na ostatnią „ćwiartkę” i mało brakowało, a podopieczni JB Bickerstaffa wypuściliby zwycięstwo z rąk. Raz jeszcze jednak z okazji nie skorzystali Bulls, choć goście swoje ostatnie punkty zdobyli na 2:03 przed końcem meczu. W kolejnych akcjach rzuty wolne egzekwowali DeMar DeRozan (2/2), Alex Caruso (1/2) i Ayo Dosunmu (1/2), po czym na 29,1 sekundy przed końcem kolejne dwa oczka dołożył DeRozan (102:103).
- Cavaliers poprosili o przerwę na żądanie, ale ta nie pomogła w skutecznym rozegraniu finalnego ataku. Piłka trafiła w ręce zawodników Bulls, którzy mieli jeszcze 5 sekund, by skutecznie zakończyć swój powrót. Ostatni rzut należał do DeRozana, który tym razem był jednak nieskuteczny.
- Kluczem do wymęczonego zwycięstwa Cleveland była postawa Carisa LeVerta (23 punkty, 7 zbiórek) oraz Kevina Love (20 punktów, 9 zbiórek). Donovan Mitchell dołożył 15 „oczek”, ale miał spore problemy ze skutecznością zza łuku (0/6). Cenne trafienia z ławki dali Cedi Osman (12 pkt) i Isaac Okoro (11 pkt).
- Po stronie Bulls wyróżnili się głównie DeMar DeRozan (21 pkt), Ayo Dosunmu (19 punktów, 5 przechwytów) oraz autor double-double Nikola Vucevic (11 punktów, 14 zbiórek). Problemy ze skutecznością (6/16) miał Zach LaVine, który skompletował ostatecznie 15 „oczek”.
Houston Rockets – New York Knicks 88:108
- New York Knicks przerywają fatalną serię pięciu kolejnych porażek z rzędu. Mecz z dużo niżej notowanymi Houston Rockets należał do tych z kategorii „must-win” i podopiecznym Toma Thibodeau udało się to osiągnąć.
- Początek spotkania nie należał jednak do najbardziej udanych w wykonaniu nowojorczyków. Rakiety zdobyły w pierwszej kwarcie 35 punktów i cieszyły się wówczas prowadzeniem (35:27). W drugiej odsłonie dołożyły jednak tylko 14 „oczek”, co Knicks wykorzystali do odrobienia strat (49:53).
- Po przerwie NYK również byli stron przeważającą. Dobrze dysponowany był Kevin Porter Jr., ale w pojedynkę nie był w stanie zdziałać nic przeciwko Immanuelowi Quickleyowi, Juliusowi Randle’owi i Quentinowi Grimesowi.
- Świetnie minionej nocy dysponowny był Julius Randle, autor 35 punktów, 12 zbiórek i sześciu asyst. Immanuel Quickley również rozegrał dobre zawody, ale miał problemy z regularnym odnajdywaniem drogi do kosza (9/25 z gry; 27 punktów, 7 asyst). Quentin Grimes dołożył 19 „oczek”.
- Po stronie Rakiet prym wiódł wspomniany Kevin Porter Jr., który był bliski odnotowania potrójnej zdobyczy (23 punkty, 10 zbiórek, 8 asyst). Jalen Green dołożył 16 punktów, a Eric Gordon 12.
- Po kiepskiej serii pięciu porażek Knicks wypadli poza pierwszą szóstkę Wschodu, ale cały czas mają z nią kontakt. Obecnie zespół z Wielkiego Jabłka plasuje się na 8. pozycji z bilansem 19-18, takim samym jak siódmi Miami Heat. Rockets w dalszym ciągu zamykają tabelę Zachodu (10-26).
San Antonio Spurs – Dallas Mavericks 125:126
- Minionej nocy San Antonio Spurs musieli uznać wyższość Dallas Mavericks, ale polscy kibice koszykówki w najlepszym wydaniu nie mogli narzekać na brak emocji. Oprócz emocjonującej końcówki świetny występ zaliczył Jeremy Sochan, który w końcowym rozrachunku zdobył: 20 punktów, 6 zbiórek, 2 asysty oraz 1 blok (7/12 z gry, 2/3 za trzy, 4/6 z linii).
- Przed pojedynkiem Gregg Popovich – trener Spurs – sugerował, że zadaniem jego podopiecznych będzie ograniczenie Luki Doncicia do 50 punktów. Jak się okazało, nie udało im się tego dokonać. Słoweniec po raz kolejny zaliczył nieprawdopodobny występ i zdobył ostatecznie 51 punktów (22 w pierwszej kwarcie), choć tym razem nie zdołał skompletować triple-double (9 asyst, 6 zbiórek).
- Przez długi czas mecz był wyrównany i choć w trzeciej odsłonie Dallas Mavericks zdołali nieco odskoczyć, to Ostrogi powróciły do gry w czwartej „ćwiartce” i losy spotkania rozstrzygnęły się w końcówce.
- Na 1:34 przed końcem Jakob Poeltl wykorzystał dwa osobiste i zmniejszył stratę Spurs (121:122). W kolejnej akcji spudłował Doncić, ale po chwili naprawił swój błąd i zaliczył przechwyt, dzięki czemu trafił Frank Ntilikina. Następnie na linii stanął faulowany Jeremy Sochan, który wykorzystał dwie próby z linii.
- Polak wykazał się przytomnością i po wznowieniu piłki przez Mavs, razem z partnerami zastosował wysoki pressing. Donicić był wówczas wściekły, że nikt z Dallas nie poprosił o przerwę na żądanie, co doprowadziło ostatecznie do przechwytu w wykonaniu reprezentanta Polski. Sochan zdecydował się na atak na kosz, ale niestety spudłował. Mecz trwał jeszcze przez jakiś czas, bo obie ekipy dwukrotnie stawały na linii rzutów wolnych. Tre Jones spudłował jednak dwie z czterech prób, co przekreśliło szanse Spurs na zwycięstwo.
- 20 punktów do dla Jeremy’ego Sochana 2. najlepszy wynik w karierze. Nieco ponad tydzień temu zdobył 23 „oczka” w spotkaniu z New Orleans Pelicans.
- Lepiej od Polaka pod względem zdobyczy punktowej wypadł w Spurs tylko Keldon Johnson, zdobywca 30 „oczek”. Double-double w postaci 19 punktów i 15 zbiórek odnotował Jakob Poeltl. Świetny wpływ na zespół miał Doug McDermott, który jako jeden z trzech zawodników miał dodatni wskaźnik +/- (+15).
- Po stronie Mavs oprócz szalejącego Doncicia dobry mecz rozegrał Christian Wood, zdobywca 25 punktów i siedmiu asyst. Tim Hardaway Jr. dołożył 14 punktów, a Spencer Dinwiddie 11.
Memphis Grizzlies – New Orleans Pelicans 116:101
- Mecz na szczycie Konferencji Zachodniej, który miał mieć spory wpływ na układ sił w jej czołówce. W spotkanie lepiej weszli zawodnicy Memphis Grizzlies, głównie za sprawą trafień Ja Moranta (pomimo jego 0/3 zza łuku), Tyusa Jonesa i Stevena Adamsa. New Orleans Pelicans dotrzymywali jednak kroku rywalom, co zaowocowało w drugiej odsłonie, kiedy to zdołali znacząco zmniejszyć stratę (53:50).
- Trzecia kwarta stała pod znakiem wymiany ciosów (83:79). Dobry fragment zaliczył wówczas Zion Williamson (10 pkt), na co skutecznie odpowiedział jednak Ja Morant (14 pkt), choć w dalszym ciągu nie mógł wstrzelić się zza łuku (0/2).
- Czwarta „ćwiartka” była kluczowa dla losów spotkania. Pelicans spudłowali wówczas wszystkie siedem prób za trzy i choć Grizzlies nie wyglądali w tej kategorii dużo lepiej (1/6), to byli skuteczniejsi w innych aspektach gry. Na wysokości zadania stanął wówczas Jaren Jackson Jr., kolejne trafienia dołożył Morant i choć wyższy bieg po drugiej stronie wrzucił Jaxson Hayes, to Memphis skutecznie odskoczyli z wynikiem, prowadząc w pewnym momencie nawet różnicą 22 „oczek” (107:85), i odnieśli zwycięstwo.
- Świetny mecz rozegrał Ja Morant, który pomimo nieskuteczności za trzy (0/6) zdobył 32 punkty i osiem asyst. Efektowne double-double w postaci 10 punktów i 21 zbiórek odnotował Steven Adams. Desmond Bane dołożył 18 „oczek”, a Jaren Jackson Jr. 17.
- Po stronie Pelicans wyraźnie brakowało tej nocy skuteczności. Zion Williamson trafił tylko 6 z 16 prób i zdobył 20 punktów oraz dziewięć zbiórek. CJ McCollum również nie mógł się wstrzelić (4/16) i skompletował tylko 10 „oczek”. Na potęgę pudłowali też Herbert Jones (2/12, 4 punkty) i Naji Marshall (2/10, 12 punktów).
- Pomimo zwycięstw Grizzlies (22-13) wciąż muszą oglądać plecy Pelicans (23-13), bo rozegrali jedno spotkanie mniej. Zwycięstwo dało jednak Memphis chwilę oddechu od mających 21 wygranych Dallas Mavericks.
Minnesota Timberwolves – Detroit Pistons 104:116
- Detroit Pistons sprawili niemałą niespodziankę i pokonali wyżej notowanych Minnesota Timberwolves. Do przerwy Tłoki wyraźnie przegrywały (64:50), głównie za sprawą dobrej postawy Anthony’ego Edwardsa (14 punktów, 4 asysty) i D’Angelo Russella (17 pkt), ale losy spotkania odwróciły się po przerwie.
- Goście wygrali trzecią odsłonę 38:24, co pozwoliło im na odrobienie strat, a następnie zwyciężyli czwartą kwartę w równie przekonujący sposób (28:16). W drugej połowie Timberwolves trafili zaledwie 28,9% wszystkich rzutów z gry (11/38) oraz 28,6% prób zza łuku (4/14). Po drugiej stronie parkietu prym wiedli wówczas z kolei Bojan Bogdanović i Hamidou Diallo, którzy byli tej nocy fundamentem zwycięstwa Pistons.
- Bojan Bogdanović zdobył ostatecznie 28 punktów, sześć zbiórek i pięć asyst. Fantastycznie spisali się rezerwowi Detroit. Każdy z nich zdobył co najmniej 11 „oczek”, a w dodatku aż trzech z nich – Cory Joseph (11 pkt), Alec Burks (13 pkt) i Rodney McGruder (11 pkt) – mieli wskaźnik +/- co najmniej na poziomie (+21). Warto odnotować też występ Marvina Bagleya III, który skompletował double-double (18 punktów, 10 zbiórek).
- Po stronie Leśnych Wilków świetnie dysponowany był Anthony Edwards, autor 30 punktów, siedmiu zbiórek i pięciu asyst. D’Angelo Russell dołożył 25 „oczek”, ale reszt zespołu nie stanęła na wysokości zadania w ofensywie. Rudy Gobert otarł się o podwójną zdobycz (9 punktów, 10 zbiórek).
Oklahoma City Thunder – Philadelphia 76ers 96:115
- Mecz bez większej historii. Philadelphia 76ers już w pierwszej połowie rozstrzygnęli losy pojedynku, wygrywając kwarty kolejne 38:20 oraz 31:23, głównie za sprawą kiepskiej skuteczności Oklahoma City Thunder. To pozwoliło im na osiągnięcie 26-punktowej przewagi (43:69), która zapewniła im komfort po przerwie.
- Grzmoty lepiej zaprezentowały się w trzeciej odsłonie – co przede wszystkim było zasługą Luguentza Dorta oraz Isaiaha Joe’a – i zmniejszyły prowadzenie rywala, ale Sixers kontrolowali mecz i nie pozwolili przeciwnikowi zbliżyć się z wynikiem.
- Pomimo problemów ze skutecznością potrójną zdobycz odnotował Joel Embiid, autor 16 punktów, 13 zbiórek i 10 asyst (6/17 z gry). Skuteczniejszy był Tobias Harris, który dołożył 23 „oczka”. Nieźle wypadli też Shake Milton (18 punktów, 5 asyst) oraz De’Anthony Melton (17 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst).
- Po stronie Thunder dobrze zaprezentowali się głównie Josh Giddey (20 punktów, 9 zbiórek) oraz Jalen Williams (17 pkt). Gorszy dzień miał Shai Gilgeous-Alexander, który nie mógł się wstrzelić i skompletował ostatecznie 14 „oczek”, sześć zbiórek i pięć asyst (4/15 z gry).
Utah Jazz – Miami Heat 123:126
- Kolejne emocjonujące spotkanie, którego losy rozstrzygnęły się dopiero w ostatniej minucie. Na 14 sekund przed końcową syreną Gabe Vincent faulował rzucającego za trzy Jordana Clarksona. Obrońca Utah Jazz wykorzystał wszystkie trzy próby z linii, dzięki czemu zmniejszył stratę gospodarzy do dwóch „oczek” (120:122).
- Po przerwie na żądanie Miami Heat Jazzmani zdecydowali się na jak najszybsze taktyczne przewinienie, które przyniosło zamierzony efekt. Victor Oladipo wykorzystał bowiem tylko jednego osobistego i wówczas przyjezdni prowadzili trzema punktami. W kolejnej akcji raz jeszcze trzy rzuty wolne wywalczyli zawodnicy z Salt Lake City i tak jak w poprzednim przypadku Lauri Markkanen również wykorzystał wszystkie z nich.
- Celne osobiste Fina doprowadziły do remisu, ale na zegarze wciąż pozostawało nieco ponad sześć sekund. Wówczas sprawy w swoje ręce wziął Tyler Herro, który otrzymał piłkę od wznawiającego grę Maxa Strusa. Herro pokonał niemal całą długość parkietu, mierząc się po drodze z defensywą Jazz i ostatecznie zdecydował się na bohaterską trójkę z niewygodnej pozycji, która mimo to odnalazła drogę do kosza i zapewniła ekipie z Florydy zwycięstwo.
- Tyler Herro był bez wątpienia bohaterem Heat, a w ogólnym rozrachunku zdobył 29 punktów, dziewięć zbiórek i sześć asyst. Świetnie spisali się również Bam Adebayo (32 punkty, 8 zbiórek, 5 asyst) oraz Victor Oladipo (23 punkty, 5 zbiórek, 5 asyst). Nie zagrał Jimmy Butler.
- Po stronie Jazz po raz kolejny w tym sezonie prym wiódł Lauri Markkanen, autor 29 „oczek” i 14 zbiórek. Podobnie skuteczny był Jordan Clarkson, który zdobył 22 punkty. Dobry mecz zaliczyli też wchodzący z ławki Malik Beasley (17 punktów; 5/8 za trzy) oraz Collin Sexton (14 pkt), choć ten drugi miał nieco problemów ze skutecznością (4/11 z gry).