Sześć lat temu Phoenix Suns z czwartym numerem draftu postawili na Dragana Bendera. 18-letni wtedy Chorwat miał zawojować NBA, lecz szybko okazało się, że jest zbyt słaby. Dziś podkoszowy świetnie spisuje się w Hiszpanii i liczy, że kiedyś wróci jeszcze do NBA.
Nie wszystkim wysoko wybranym w drafcie zawodnikom udaje się zrobić karierę w NBA. Wśród takich „niewypałów” ostatnich lat na pewno można umieścić Dragana Bendera, którego Phoenix Suns w naborze w 2016 roku wybrali z czwartym numerem. Ledwie 18-letni wtedy Chorwat jawił się jako kolejna europejska sensacja. Niezwykle wszechstronny i utalentowany podkoszowy ze świetnym rzutem miał być nową nadzieją klubu z Arizony.
Tymczasem okazało się, że znacznie lepiej w NBA poradzili sobie wybrani za nim m.in. Jamal Murray, Domantas Sanonis, Pascal Siakam czy Dejounte Murray, a nawet wybrani w drugiej rundzie Ivica Zubac czy Malcolm Brogdon. Rozwinięcie skrzydeł utrudniły my różne problemy zdrowotne. Po trzech sezonach Suns zdecydowali się nie przedłużać z nim współpracy. Sezon 2019-20, w którym zagrał łącznie 16 spotkań dla Bucks i Warriors, okazał się jego ostatnim w NBA.
Ostatecznie przez cztery lata w Stanach Zjednoczonych wystąpił on w 187 spotkaniach, notując średnio 5.4 punktów oraz 3.9 zbiórek na mecz w nieco ponad 20 minut gry. Bender zdecydował się więc wrócić do Europy. Poprzednie rozgrywki stracił niestety w całości z powodu zerwanego więzadła ACL w kolanie. W trwającym sezonie po raz pierwszy w karierze przeniósł się do Hiszpanii i podpisał kontrakt z drużyną Monbus Obradoiro z Santiago de Compostela.
W jednym z wywiadów Bender przyznał jednak, że jego marzeniem i celem jest powrót do gry w Stanach Zjednoczonych. – W którymś momencie niewątpliwie chcę powrócić do NBA – stwierdził chorwacki zawodnik, który po siedmiu meczach tego sezonu ligi ACB notuje średnio 20.6 punktów oraz 6.7 zbiórek, trafiając 47 procent trójek. Nie przekłada się to na wyniki zespołowe, bo drużyna 25-latka przegrała jak dotychczas sześć z ośmiu spotkań.