Sporo meczów i sporo emocji zafundowała nam liga NBA w nocy z piątku na sobotę. Jeremy Sochan odniósł pierwsze zwycięstwo na parkietach NBA. Jego Spurs pokonali na wyjeździe Indianę Pacers. Kolejny świetny mecz i 49 punktów Ja Moranta pozwoliło Memphis Grizzlies pokonać Houston Rockets. 41 punktów zapisał na swoim koncie Damian Lillard, który poprowadził Portland Trail Blazers do zwycięstwa nad Phoenix Suns po emocjonującej dogrywce. Dodatkowe pięć minut gry oglądali również kibice w Minnesocie, gdzie tamtejsi Timberwolves ostatecznie przegrali z Utah jazz 126:132. Przegrali natomiast mistrzowie NBA, którzy na własnym parkiecie musieli uznać wyższość Denver Nuggets. Triple-double w tym spotkaniu zanotował ostatni MVP ligi, Nikola Jokić. Pascal Siakam dwoił się i troił, ale to nie pomogło Toronto Raptors zwyciężyć z Brooklyn Nets, dla których było to pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Kolejny świetny meczu duetu Tatum-Brown poprowadziło Boston Celtics do zwycięstwa nad Miami Heat. Pierwsze zwycięstwo zapisali na swoim koncie również koszykarze New York Knicks, którzy pewnie robili Detroit Pistons 130:106.
Washington Wizards (2-0) – Chicago Bulls (1-1) 102:100
Bradley Beal, choć przez całe spotkanie był raczej postacią drugoplanową, w końcówce było wiadomo kto odda najważniejsze rzuty. – Powiedziałem sobie, że jak będę miał pozycję to będę rzucał – powiedział koszykarz, który zakończył spotkanie z 19 punktami. Najlepszym punktującym w ekipie gospodarzy był Kyle Kuzma, autor 26 oczek. Beal trafiając rzut na 7,4 sekundy przed końcem ustalił wynik na cześć zespołu ze stolicy USA.
Po pierwszej połowie, po której gospodarze prowadzili 56:50, przewaga drużyny z Waszyngtonu szybko urosła za sprawą kilku rzutów trzypunktowych. Spokojne ponad dziesięciopunktowe prowadzenie rozluźniło nieco grę Wizards, co starali wykorzystać się przyjezdni. Czarodzieje w drugiej połowie stracili 17-punktową przewagę. Duża w tym zasługa Demara DeRozana, który zdobył 32 punkty w tym spotkaniu. W pierwszym meczu Bulls, DeRozan zdobył 37 oczek przeciwko Miami Heat. Bulls byli o krok od wygrania drugiego meczu grając bez Zacha Lavine’a, jednakże ostatecznie zabrakło niewiele.
Wizards rozpoczynają sezon od bilansu 2-0. W poprzednim roku wygrali 10 z pierwszych 13 spotkań, jednak zabrakło ich w play-offach w dużej mierze ze względu na kontuzję Beala, która wykluczyła go ze sporej liczby meczów.
Indiana Pacers (0-2) – San Antonio Spurs (1-1) 134:137
Wynik otworzył Jeremy Sochan trafiając łatwego layupa. Punkty Polaka bardzo motywująco wpłynęły na grę całego San Antonio Spurs, którzy od początku zdobyli kilka punktów przewagi i utrzymywali bezpieczny wynik do końca pierwszej kwarty. Jeremy Sochan opuścił parkiet po pierwszych sześciu minutach meczu dokładając dwie zbiórki do swojego dorobku.
Na początku drugiej kwarty Indiana Pacers zaczęła odrabiać straty. Sochan wrócił na parkiet, jednak w tej odsłonie zagrał tylko 3 minuty, ponieważ miał na swoim koncie już trzy przewinienia. Zdążył w tym czasie dołożyć 2 punkty dobijając niecelny rzut kolegi. W kolejnych minutach kwarty przewaga drużyny Gregga Popovicha sukcesywnie rosła. Bardzo dobrze funkcjonował atak Spurs. Ekipa z Teksasu zdobyła 70 punktów w pierwszej połowie (trafiając przy tym 12/20 rzutów z dystansu). W ekipie gospodarzy bardzo dobrze grał szósty wybór tegorocznego draftu. Benedict Mathurin zdobył 16 punktów z ławki.
W trzeciej odsłonie nic nie zwiastowało nerwowej końcówki spotkania. Goście kontrolowali wynik, a po trzech kwartach prowadzili 102:85. Jednak w ostatniej części coś w grze ekipy Popovicha się zepsuło. Indiana zaczęła odrabiać straty. Szczególnie widać to było w ostatnich trzech minutach spotkania, gdy ze stanu 128:115 zrobiło się 135:134 na 3,8 sekundy do końca. Jednakże rzuty osobiste przesądziły sprawę na korzyść Spurs i uchroniły ich od drugiej w tym sezonie wstydliwej porażki.
Jeremy Sochan po pierwszej połowie, gdy miał problemy z faulami, w drugiej grał już dużo więcej. Zakończył spotkanie z 4 punktami, 5 zbiórkami, 1 asystą, 1 stratą i trzema faulami. Z gry był dziś 2/4. Warto dodać, że w drugich 24 minutach Polak nie oddał żadnego rzutu.
Najskuteczniejszym graczem gości był Josh Richardson, autor 27 punktów, oprócz tego jeszcze trzech zawodników zdobyło ponad 20 punktów, Devin Vassell i Keldon Johnson (obaj po 23), Jakob Poeltl (21). – Nie jesteśmy do końca gotowi na presję na całym boisku. Ostatnie minuty, gdy graliśmy jeden na jeden były okropne, ale zawsze cieszy wyjazdowe zwycięstwo – podsumował spotkanie teren Ostróg.
Charlotte Hornets (1-1) – New Orleans Pelicans (2-0) 112:124
Charlotte Hornets nie mieli w tym spotkaniu pomysłu na Jonasa Valanciunasa. Litwin bardzo dobrze radził sobie w tym meczu i zakończył go z dorobkiem 30 punktów i 17 zbiórek. – Był znakomity. Zawsze jest tam gdzie powinien być – chwalił środkowego, trener Willie Green 28 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst dołożył Brandon Ingram.
Pelicans w pewnym momencie spotkania prowadzili już różnicą szesnastu punktów. Ekipa Hornets jednak się nie poddała i próbowała walczyć. Jednak wszystko na co było ich stać tej nocy to zbliżenie się do rywali na dwa punkty. Następnie jednak Pelicans odpowiedzieli runem 10:1.
Dla przegranych najskuteczniejszym graczem spotkania był Gordon Hayward, autor 26 punktów. Amerykanin otrzymał też solidne wsparcie od Terry’ego Roziera, który oprócz 23 punktów miał 11 asyst i 8 zbiórek.
Brooklyn Nets (1-1) – Toronto Raptors (1-1) 109:105
Drugi mecz Brooklyn Nets przed własną publicznością i pierwsza wygrana. Nie obyło się jednak bez walki i gdyby nie celna trójka Kevina Duranta na 56 sekund przed końcem dająca trzypunktowe prowadzenie nie wiadomo, jakim wynikiem zakończyłby się ten mecz. Durant zakończył całe spotkanie z dorobkiem 27 oczek.
– To była szarpana gra. Wykazaliśmy jednak konsekwencję. Daliśmy im dwukrotnie wrócić do meczu, ale walczyliśmy do końca – ocenił spotkanie Durant. Najwięcej punktów dla Nets zdobył jednak Kyrie Irving – 30. Dla gości 37 oczek zapisał Pascal Siakam dokładając do tego 13 zbiórek i 11 asyst.
Pod koniec trzeciej kwarty gospodarze przegrywali 69:79. Wówczas sygnał do ataku dał Patty Mills, który trójką rozpoczął serie 9-0 swojego zespołu. Dobra seria trwała również na początku kwarty, gdzie po ośmiu kolejnych punktach gospodarze objęli siedmiopunktowe prowadzenie. Po weryfikacji rzekomego faulu Irvinga na korzyść Nets, gospodarze kontynuowali swoją dobrą grę, czego efektem było najwyższe prowadzenie 100:88. Goście zdołali odrobić straty, ale końcówka znów należała do ekipy z Brooklynu.
Miami Heat (0-2) – Boston Celtics (2-0) 111:104
W ekipie Boston Celtics ponownie błyszczeli głównie Jason Tatum, oraz Jaylen Brown, pierwszy zdobył 29 punktów, drugi natomiast 28. i grając skutecznie na dystansie mają po dwóch meczach bilans 2-0 pokonując czołowe zespołu Wschodu, najpierw Philadelphię 76ers, a dziś Miami Heat.
Dla gospodarzy 25 oczek zdobył Tyler Herro. Odpowiednio 19 zdobył Bam Adebayo, 18 Jimmy Butler, 17 Kyle Lowry.
Ton grze od początku nadawali goście. Przewaga w pierwszej połowie sięgnęła 11 oczek i przez sporą część czasu oscylowała właśnie w granicach 10 punktów przewagi. Jednak najlepszym momentem gospodarzy w meczu był zryw i seria 20:6 pozwoliła im na chwilę uzyskać prowadzenie. Jednakże chwilę później Adebayo zaliczył swoje czwarte przewinienie co znacząco osłabiło poczynania Heat. Gospodarze próbowali walczyć z dobrze poukładaną koszykówką Celtów. Ekipa z Florydy zmniejszyła prowadzenie gości z 14 do pięciu, jednak zimną krew wówczas zachował Jason Tatum i znów zdobywając kilka punktów zażegnał powrót gospodarzy.
Atlanta Hawks (2-0) – Orlando Magic (0-2) 108:98
Trae Young nie miał na swoim koncie punktu w pierwszej połowie. W drugiej natomiast wziął ciężar gry na siebie i zakończył pojedynek z 25 oczkami i 13 asystami. Lider Hawks otrzymał również dobre wsparcie od Johna Collinsa, który ustrzelił o dwa oczka mniej.
Po stronie gości również 25 punktów zdobył Cole Anthony, dla którego jest to debiut w tym sezonie, ponieważ w pierwszym meczu Magic pauzował z powodu choroby. Numer jeden tegorocznego draftu, Paolo Banchero uzyskał 20 punktów i 12 zbiórek.
Atlanta Hawks w ostatniej kwarcie uzyskała bezpieczną siedmiopunktową przewagę po alley-oopie Younga do Collinsa, który żywił publikę w Atlancie. Tu był jednak moment, po którym Hawks jeszcze bardziej wzięli się do pracy uzyskując ponad dziesięć oczek przewagi, dzięki czemu spokojnie dowieźli spotkanie do końca.
New York Knicks (1-1) – Detroit Pistons (1-1) 130:106
W swoim pierwszym meczu w Medison Square Garden Jaylen Brunson wypadł bardzo dobrze. Pochodzący z New Jersey gracz zakończył mecz z 17 punktami, 6 asystami i żadną stratą na koncie. Były gracz Dallas Mavericks napędzał dobrze skonstruowaną dziś ofensywę Knicks, którzy mieli łącznie 29 asyst i trafiali na 53 procentowej skuteczności z gry.
– Świetne rozegranie. Jak grasz w taki sposób to gra jest łatwa i przyjemna dla wszystkich – powiedział po meczu trener Nowojorczyków, Tom Thibodeau. Gospodarze zaczęli budować przewagę już od pierwszej kwarty, którą zakończyli prowadząc 30:20. W kolejnej odsłonie nie wiele się zmieniło, a przewaga gospodarzy urosła do 20 oczek.
W kolejnych minutach przewaga osiągnęła już nawet 29 punktów. Krótki zryw gości nie przyniósł zbytnich efektów. Knicks bardzo skutecznie kontrolowali mecz i nie dali sobie wyrwać zwycięstwa. Najskuteczniejszym graczem Pistons był Saddiq Bey autor 26 oczek i 7 zbiórek.
Minnesota Timberwolves (1-1) – Utah Jazz (2-0) 126:132
Ciekawe spotkanie oglądali kibice w Minnesocie, gdzie do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Na pewno tego meczu, przeciwko swojej byłej drużynie nie będzie dobrze wspominał Rudy Gobert, którego dwa pudła z linii rzutów osobistych nie pozwoliły gospodarzom doprowadzić do wyrównania po 128. Francuz zakończył spotkanie z 9 punktami i aż 23 zbiórkami na koncie.
Liderami zwycięskiej drużyny były głównie Jordan Clarkson, autor 29 punktów (7/12 za trzy) oraz Lauri Markkanen, który uzyskał solidne double-double w postaci 24 punktów i 13 zbiórek. Dla przegranych natomiast 30 oczek miał Anthony Edwards, a 27 Karl-Antony Towns.
Gospodarze bardzo dobrze weszli w mecz. Po pierwszej kwarcie prowadzili różnicą ponad 10 oczek. Jednak z biegiem czasu przewaga topniała, czego efektem był remis na koniec regulaminowego czasu gry i w efekcie dogrywka. Tam błędy gospodarzy wykorzystywali bezwzględnie przyjezdni, którzy wygrali ostatecznie 132:126 i po dwóch meczach mają bilans 2-0.
Houston Rockets (0-2) – Memphis Grizzlies (2-0) 122:129
Kolejne Ja Morant Show za nami. Młody gracz Memphis Grizzlies przy nieskuteczności swoich kolegów wziął ciężar meczu na swoje barki i zdobywając 49 punktów poprowadził Memphis do drugiego zwycięstwa w tym sezonie. Po dwóch meczach tego sezonu młody lider ma na swoim koncie 8 celnych rzutów za trzy, gdzie w poprzednim sezonie jego średnie wynosiły około 1,5 celnej trójki w każdym meczu.
Houston Rockets prowadzili w tym spotkaniu już nawet 16 punktami, jednak w drugiej połowie goście wrzucili drugi bieg i zdołali odmienić losy tego pojedynku. Jeszcze co prawda na 9 minut przed końcem to gospodarze byli na prowadzeniu 108:104, jednak seria 10-0 (w tym 5 punktów Moranta) pozwoliło odzyskać prowadzenie i uzyskać kilka punktów przewagi, co wystarczyło już do końca spotkania.
Najskuteczniejszym graczem Rakiet był drugi wybór zeszłorocznego draftu Jalen Green, który uzyskał 33 punkty, z czego 20 uzyskał w pierwszych 24 minutach. Alperen Sengun dorzucił od siebie 23 oczka.
Jest to drugi bardzo skuteczny występ Ja Moranta. W meczu inaugurującym rozgrywki zdobył 34 oczka przeciwko New York Knicks.
Portland Trail Blazers (2-0) – Phoenix Suns (1-1) 113:111
Szalona końcówka dogrywki w Portland. Tamtejsi gracze jeszcze na sześćdziesiąt siedem sekund przed końcem przegrywali różnicą czterech punktów. Jednak do końca czasu już tylko oni zdobywali punkty i wygrali ostatecznie 113:111. Szansę na odwrócenie losów i doprowadzenie do drugiej dogrywki na sekundę przed końcem miał najpierw DeAndre Ayton, jednak spudłował oba rzuty osobiste, a następnie w niedalekiej odległości od kosza po zbiórce w ataku nie trafił równo z syreną Jock Landale.
Damian Lillard, który jak zapowiadał przed sezonem będzie walczył o statuetkę MVP tego sezonu zakończył mecz z dorobkiem 41 punktów. To jednak nie jego rzut dał najpierw prowadzenie, a później zwycięstwo ekipie z Oregonu. To hak Anfernee Simonsa przypieczętował triumf gospodarzy. – Powiedziałem mu: ufam Ci. Dostałeś szansę, podpisałeś kontrakt, dużo pracowałeś. Czas zacząć nosić spodnie – zmotywował przed rzutem swojego młodszego kolegę Lillard.
Dla Suns najskuteczniejszy był Devin Booker, autor 33 punktów. – Pudło DeAndre spadło dokładnie tam gdzie miało spaść, ale to jest NBA. Każdy chce wygrać. Oni też są profesjonalistami. – skomentował ostatnie chwile tego pojedynku Booker.
Golden State Warriors (1-1) – Denver Nuggets (1-1) 123:128
Ból nadgarstka nie przeszkodził Nikoli Jokiciowi poprowadzić Denver Nuggets do zwycięstwa nad mistrzami NBA, Golden State Warriors. Serb na swoim koncie zapisał 26 punktów, 12 zbiórek i 10 asyst, co przełożyło się na 77. triple-double w jego karierze. Zwycięstwo jest rewanżem za zeszłoroczne play-offy, gdzie Warriors po pięciu meczach wysłali Nuggets do domu.
Gospodarze dzielnie bronili parkietu. Na niespełna 15 sekund przed końcem Jordan Poole przechwycił podanie i layupem zdobył dwa punkty, przez co miejscowi zbliżyli się na jeden punkt. Jednak szybkie wyprowadzenie piłki i długie podanie Jokicia do Bruce’a Browna znów pozwoliło gościom odskoczyć na trzy punkty. Pudło z dystansu Klay’a Thompsona i zbiórka Jokicia przesądziły o zwycięstwie Nuggets.
Najskuteczniejszym graczem GSW był w tym spotkaniu Stephen Curry, który zdobył 34 oczka trafiając pięć trójek. Klay Thomspon zdobył 16, a Drayomnd Green 13 punktów.