Od tygodni Kyrie Irving łączony jest z Los Angeles Lakers. Zainteresowanie jest zresztą obustronne, bo Lakers mieli już nawet rozmawiać z Brooklyn Nets w sprawie transferu. Na razie te rozmowy żadnego efektu nie dały, ale to się może już niedługo zmienić. Wygląda bowiem na to, że Lakers powoli przekonują się, by rzeczywiście iść all-in.
Być może to efekt niedawnego spotkania władz Los Angeles Lakers z LeBronem Jamesem, a być może to po prostu zmierzenie się z brutalną rzeczywistość. Tak czy siak, według ostatnich doniesień ekipa z Miasta Aniołów jednak położy na stole dwa wybory w pierwszej rundzie draftu (w 2027 i 2029 roku) w rozmowach dot. transferu Kyrie Irvinga do Kalifornii. Może się to okazać kluczowym zwrotem w całej sprawie, gdyż jak do tej pory Lakers mieli rękami i nogami bronić się przed takim rozwiązaniem. Powód? To ich ostatnie w tej chwili wybory w drafcie na wydanie.
Podziałać mógł jednak tutaj James, który zapewne dość przekonująco oznajmił Lakers na niedawnym spotkaniu, że jeśli ma zostać w klubie na dłużej, to Lakers muszą mieć skład gotowy do walki o mistrzostwo. Pozyskanie Irvinga to na pewno interesująca opcja, choć do ewentualnego porozumienia między kalifornijskim zespołem a Brooklyn Nets wciąż jeszcze daleko. Tym bardziej że Lakers w takiej wymianie na pewno chcieliby się pozbyć od razu Russella Westbrooka i jego 47-milionowego kontraktu, którego jednak Nets nie mają ochoty przyjmować.
Co więcej, nowojorska ekipa ponoć najpierw chce zająć się transferem Kevina Duranta, zanim skupi uwagę na wymianie swojej drugiej gwiazdy. Nets muszą jednak pamiętać o ważnej kwestii, a mianowicie że Irvingowi kończy się po sezonie kontrakt. Nie mogą więc przeciągać tego w nieskończoność, szczególnie że jak do tej pory także w sprawie transferu KD nie są blisko porozumienia z żadnym klubem. Kyrie tymczasem ponoć chce do Lakers tak czy siak – albo teraz przez transfer, albo latem za rok, gdy wejdzie na rynek.
W teorii Lakers mogliby więc po prostu poczekać i nie tracić swoich ostatnich wyborów w drafcie NBA, ale dla nich czas także jest bardzo ważny. Wszystko za sprawą LeBrona, który pod koniec roku będzie świętował swoje 38. urodziny. Ewentualne ściągnięcie Irvinga mogłoby zresztą nie tylko pomóc wrócić do walki o tytuł już w przyszłym sezonie, ale też przekonać Jamesa do podpisania przedłużenia umowy (która kończy się po nadchodzących rozgrywkach), szczególnie jeśli on sam chce znów połączyć siły z 30-letnim rozgrywającym, z którym w 2016 roku świętował tytuł.