Historyczny ruch ligi. NBA zdecydowała się zastrzec numer „6” na cześć Billa Russella, który zmarł na koniec poprzedniego miesiąca. To pierwszy zawodnik uhonorowany przez ligę w taki właśnie sposób. Co więcej, liga szykuje także dodatkowe elementy, którymi uczci w przyszłym sezonie pamięć zmarłej legendy Boston Celtics.
Historia dzieje się na naszych oczach. NBA w porozumieniu ze związkiem zawodników ogłosiła w czwartek, że zdecydowała się zastrzec numer „6” w całej lidze na cześć Billa Russella. Chce w ten sposób uhonorować dokonania i sukcesy jednej z największych legend ligi oraz prawdziwego pioniera. – To, czego dokonał na parkiecie oraz w aspekcie walki o prawa obywatelskie zasługuje na wyjątkowe i historyczne wyróżnienie – oświadczył w komunikacie komisarz Adam Silver.
NBA przygotowuje także dodatkowe sposoby na uhonorowanie pamięci zmarłego mistrza. Otóż w przyszłym sezonie na parkiecie każdego zespołu pojawi się specjalne logo w kształcie koniczyny z numerkiem „6”, a koszulki wszystkich zawodników będą przyozdobione specjalną naszywką. W ten sposób liga kłania się wielkiemu zawodnikowi, który w 13 lat gry w NBA zdobył z Boston Celtics aż 11 mistrzowskich tytułów, czyli więcej niż jakikolwiek inny zawodnik.
A co z zawodnikami, którzy do tej pory nosili numer „6” na plecach? Ich ten przepis nie obejmie, co oznacza, że dopóki nie będą z jakiegoś innego powodu zmuszeni do zmiany numeru, to mogą pozostać przy „6” nawet do końca swojej kariery. W poprzednim sezonie łącznie 25 zawodników grało właśnie z tym numerem, a najbardziej znany gracz na tej liście to oczywiście LeBron James:
James numeru nie musi więc wcale zmieniać, choć przy tym wszystkim istnieje spora szansa, że zdecyduje się na powrót do „23”, z którą grał na początku swojej przygody z Los Angeles Lakers. Na powyższej liście znajduje się też gracz, któremu przypadnie tytuł ostatniego w historii NBA z numerem „6” na plecach. Decyzją ligi nikt nowy tego numeru już nie dostanie. Nie będzie to problem np. w Bostonie, gdzie już od 1972 roku „6” jest zastrzeżona.
Dla fanów NBA taki ruch ligi jest wyjątkowy i historyczny, natomiast w amerykańskim sporcie podobne przypadki już się zdarzały. Bejsbolowa liga MLB w 1997 roku zastrzegła numer „42” na cześć Jackie’ego Robinsona, a trzy lata później hokejowa liga NHL uczyniła to samo z numerem „99” na cześć Wayne’a Gretzky’ego. Zaszczyt ten zarezerwowany jest więc dla prawdziwie wielkich sportowców.