Kolejną niedzielę z NBA rozpoczął standardowo pojedynek o „ludzkiej” dla europejskich kibiców porze. Faworyzowani Brooklyn Nets pokonali Toronto Raptors, a swój debiut w nowym sezonie zaliczył Pascal Siakam. New York Knicks dość niespodziewanie przegrali przed własną publicznością z sąsiadującymi w tabeli Cleveland Cavaliers. Wpadkę zaliczyli również Utah Jazz, którzy nie byli w stanie powstrzymać rozpędzonego Cole Anthony’ego i Wendella Cartera. Kolejny mecz przegrali również Milwaukee Bucks. Sytuacja obecnych mistrzów NBA staje się coraz bardziej nieciekawa. Kolejne zwycięstwo na swoje konto dopisali natomiast Indiana Pacers, Oklahoma City Thunder, Golden State Warriors i Los Angeles Clippers.
Toronto Raptors – Brooklyn Nets 103:116
- Po raz pierwszy w tym sezonie w składzie Toronto Raptors pojawił się Pascal Siakam. Dla 27-letniego Kameruńczyka był to powrót na parkiety NBA po niespełna pięciomiesięcznej przerwie.
- Od początku spotkania obie ekipy prezentowały wyrównany poziom. Po kilku pudłach w pierwszych minutach swoje popisy rozpoczął Kevin Durant. Po drugiej stronie świetnie radził sobie 4. wybór tegorocznego draftu – Scottie Barnes, który w 11 minut skompletował 6 punktów i 6 zbiórek. Zespoły wymieniały się prowadzeniem, ale to goście zakończyli pierwszą część ze skromnym prowadzeniem (26:29).
- Kilka pierwszych minut drugiej odsłony przypominało dotychczasowy przebieg pojedynku. Na prowadzeniu wciąż utrzymywali się Brooklyn Nets, choć gospodarze ani na moment nie stracili z nimi kontaktu. Przyjezdnym przytrafił się jednak gorszy fragment, co w połączeniu z kolejnymi trafieniami Freda VanVleeta, Preciousa Achiuwy, OG Anunoby’ego i Chrisa Bouchera pozwoliło Raptors na objęcie 5-punktowego prowadzenia, które jeszcze przed przerwą wzrosło do siedmiu (60:53).
- Po przerwie do głosu doszli jednak Nets. Podopieczni Steve’a Nasha rozpoczęli trzecią „ćwiartkę” od serii 24:7 i momentalnie odskoczyli z wynikiem. Oprócz stale aktywnego Duranta ważne trafienia dołożyli Bruce Brown, Blake Griffin i Joe Harris. Problemy ze skutecznością w dalszym ciągu miał James Harden, ale mimo drobnych kłopotów (75:77) nie przeszkodziło to gościom w dalszym kontrolowaniu spotkania (77:88).
- W ostatniej części gry głównym wyzwaniem dla Kanadyjczyków było zniwelowanie straty, by znalźżć się w zasięgu maksymalnie 2-3 posiadań. Kiedy jednak dwa kolejne trafienia zaliczył Achounwa, a przewaga Brooklynu stopniała do 7 „oczek”, sześcioma punktami niemal momentalnie odpowiedział Patty Mills (86:99). Wówczas przebudził się wówczas Harden, który w nieco ponad dwie minuty zdobył 10 punktów. To całkowicie przekreśliło już jakiekolwiek szanse „Dinozaurów” na pozytywny rezultat tego wieczoru.
- Nets do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim Kevin Durant, który zdobył dziś 31 punktów, 7 asyst i 7 zbiórek, trafiając 11 z 18 rzutów z gry. Po imponującym fragmencie z czwartej kwarty James Harden zdołał dorzucić aż 28 „oczek”, do czego dołożył też 10 zbiórek i 8 asyst. Obrońca trafił jednak tylko 3 z 10 rzutów zza łuku. Double-double skompletował też Blake Griffin (14 punktów, 11 zbiórek). Solidne zdobycze zanotowali również Patty Mills (13 pkt), Bruce Brown (12 pkt) i Joe Harris (11 pkt). Warto podkreślić, że gracze Brooklynu trafili 51,9% wszystkich rzutów, w tym 44,7% zza łuku, znacznie wygrywając jednocześnie walkę na tablicach (48-34).
- Po stronie Raptors najlepszym punktującym był dziś Fred VanVleet, autor 21 punktów i 8 asyst. OG Anunoby dołożył 16 „oczek” i 8 asyst, natomiast Gary Trent Jr. skompletował 14 punktów. W swoim pierwszym występie w sezonie 2021/22 Pascal Siakam zanotował 15 punktów, 4 zbiórki i 2 bloki (5/12 z gry). Raptors jako kolektyw mieli spore problemy ze skutecznością zza łuku (Trent Jr. – 0/5; Anunoby – 1/6; Mykhailiuk – 1/4).
New York Knicks – Cleveland Cavaliers 109:126
- Choć przed dzisiejszym spotkaniem obie ekipy były sąsiadami w tabeli, to wyraźnym faworytem pojedynku byli New York Knicks, którzy mają w tym sezonie celować w więcej niż tylko w czołowe miejsce na wschodzie.
Od początku mecz nie układał się jednak po myśli podopiecznych Toma Thibodeau. Zarówno w pierwszej, jak i drugiej kwarcie Cleveland Cavaliers wysoko zawiesili poprzeczkę. Skutecznie byli jednak Evan Fournier czy Julius Randle, co pozwoliło gospodarzom na skromne prowadzenie do przerwy (57:56). - Druga połowa to już show Ricky’ego Rubio, który do swojego dorobku sprzed przerwy dołożył 26 punktów i 6 asyst, trafiając 6 z 7 rzutów zza łuku. Kapitalnie spisywał się też Evan Mobley, dzięki czemu w trzeciej odsłonie Cavaliers odskoczy na 14 „oczek” (75:89).
- W kolejnych minutach wydawało się jednak, że NYK ponownie nawiążą walkę. Cenne trafienia Immanuela Qucikleya i Quentina Grimesa pozwoliły gospodarzom na znaczne zniwelowanie przewagi przyjezdnych (97:103), ale w końcówce oprócz szalejącego Rubio aktywni byli również Jarrett Allen, Dylan Windler czy Darius Garland. Ostatecznie Cleveland wywożą z Madison Square Garden niezwykle cenne zwycięstwo i przeskakują Knicks w tabeli konferencji wschodniej.
- Wchodzący z ławki rezerwowych Ricky Rubio zdobył 37 punktów i 10 asyst, niemal w pojedynkę prowadząc dziś Cavaliers do zwycięstwa. Ogromny wpływ mieli również dwaj środkowi Evan Mobley (26 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst; 11/15 z gry) i Jarrett Allen (18 punktów, 17 zbiórek, 4 asysty). Darius Garland dołożył 16 „oczek”, a Collin Sexton zaledwie 8 (4/8 z gry, 0/3 zza łuku), choć ten musiał opuścić spotkanie z kontuzją po 13 minutach spędzonych na parkiecie.
- Sytuację Knicks ratować próbowali m.in. Julius Randle (19 punktów, 7 asyst, 7 zbiórek), Derrick Rose (17 punktów, 5 asyst), który wskoczył dziś do wyjściowej piątki w miejsce nieobecnego Kemby Walkera, a także Evan Fournier (15 pkt). Efektywnie swoje minuty z ławki wykorzystali Obi Toppin (11 pkt; 4/4 z gry), Immanuel Quickley (12 pkt) i Alec Burks (10 pkt).
- Dla Knicks jest to już trzecia porażka na przełomie czterech ostatnich spotkań. Kolejnej nocy ekipa z Wielkiego Jabłka zmierzy się z Philadelphią 76ers.
Orlando Magic – Utah Jazz 107:100
- Utah Jazz zaliczają dopiero trzecią wpadkę w tym sezonie. Po kapitalnym początku Orlando Magic (28:15) goście odpowiedzieli świetną drugą kwartą (22:37) i do przerwy to oni skromnie prowadzili (50:52). Pod koniec trzeciej odsłony wszystko wskazywało na to, że cieszący się bezpiecznym prowadzeniem Jazzmani dowiozą zwycięstwo do syreny. Podopieczni Jamahla Mosleya mieli jednak inne plany.
- Celny rzut R.J. Hamptona z półdystansu na 2:19 przed końcem doprowadził do remisu 98:98. W kolejnych akcjach Jazz najpierw pudłował Royce O’Neale, następnie piłkę stracił Donovan Mitchell, co Magic konsekwentnie wykorzystali. Świetnie w dalszym ciągu prezentował się Cole Anthony, którego trafienia w połączeniu z kolejną „trójką” Hamptona wyprowadziły Orlando na pięciopunktowe prowadzenie (105:100). Goście musieli ratować się taktycznymi faulami, ale Anthony był do bólu skuteczny z linii i ustalił wynik spotkania.
- Cole Anthony zdobył w końcowym rozrachunku 33 punkty i 3 przechwyty (13/20 z gry; 5/10 za trzy). Świetnie poradził sobie również Wendell Carter Jr., autor 22 „oczek”, 15 zbiórek i 6 asyst. Debiutant Franz Wagner dorzucił 10 punktów, a R.J. Hampton i Gary Harris po 8. Skuteczności po raz kolejny w tym sezonie zabrakło Jalenowi Suggsowi (3/10 z gry; 6 punktów, 5 asyst).
- Problemy ze skutecznością miał też Donovan Mitchell, który trafił 8 z 24 rzutów i skompletował 21 punktów, 7 asyst i 7 zbiórek. Double-double dołożyli Rudy Gobert (21 punktów, 15 zbiórek) i rezerwowy Hassan Whiteside (12 punktów, 10 zbiórek). Na potęgę pudłowali jednak Joe Ingles (2/9 z gry; 5 pkt) i Jordan Clarkson (2/13 z gry, 2/11 za trzy; 6 pkt) Goście musieli dziś radzić sobie bez Mike’a Conleya.
Sacramento Kings – Indiana Pacers 91:94
Washington Wizards – Milwaukee Bucks 101:94
- Trudno było pokusić się o wskazanie faworyta tego pojedynku. Choć Milwaukee Bucks to aktualni mistrzowie NBA, to bez Khrisa Middletona ich gra pozostawia momentami wiele do życzenia. Washington Wizards z kolei kapitalnie rozpoczęli sezon i choć zaliczyli ostatnio dwie kolejne wpadki (z Toronto Raptors i Atlanta Hawks) to przed dzisiejszą nocą wciąż utrzymywali się w czołowej piątce konferencji wschodniej.
- Spotkanie nie rozpoczęło się po myśli przyjezdnych (12:0), choć już po chwili powrócili do gry po kapitalnej serii Bobby’ego Portisa i Graysona Allena (14:15). Status regularnej wymiany ciosów utrzymywał się następnie do połowy trzeciej odsłony, po czym gospodarze raz jeszcze zdołali odskoczyć z wynikiem (77:67). Dobrze prezentowali się wówczas Daniel Gafford czy Bradley Beal, choć skuteczny był też Montrezl Harrell.
- W czwartej „ćwiartce” Bucks kilkukrotnie zbliżali się z wynikiem, ale stale brakowało im skuteczności. Po efektownym alley-oopie Jrue Holidaya do Giannisa Antetokounmpo na 1:39 przed końcową syreną przewaga Washington Wizards stopniała do zaledwie czterech „oczek” (98:94). W dwóch kolejnych akacjach „Kozłów” nie popisał się jednak wspomniany Holiday. Najpierw jego rzut zablokował Harrell, a po chwili piłkę przejął od niego Deni Avdija. „Trójka” Spencera Dinwiddiego na niespełna 20 sekund przed końcem ustaliła wynik meczu.
- Po raz kolejnym w tym sezonie przełamał się Bradley Beal, który dopiero drugi raz zalicza występ z dorobkiem co najmniej 30 punktów (30 punktów, 8 asyst, 5 zbiórek, 6 strat). Double-double dorzucił aktywny Kyle Kuzma (15 punktów, 10 zbiórek, 5 asyst), z kolei Danielowi Gaffordowi do podwójnej zdobyczy zabrakło dwóch zebranych piłek (11 oczek, 8 zbiórek, 2 bloki). Skuteczny był też wchodzący z ławki Montrezl Harrell (15 pkt).
- Po drugiej stronie parkietu na wyróżnienie zasłużył Giannis Antetokounmpo, który do 29 punktów dołożył aż 18 zbiórek (w tym 6 ofensywnych), 5 asyst i 3 przechwyty. Grek spudłował jednak wszystkie cztery próby zza łuku. Grayson Allen dołożył 19 „oczek” i 4 przechwyty, a Jrue Holiday 14 punktów, 5 zbiórek i 4 asyst. Double-double popisał się z kolei Bobby Portis (13 punktów, 13 zbiórek, 4 przechwyty).
- Sytuacja Milwaukee Bucks nie prezentuje się najlepiej. Po 10 spotkaniach podopieczni Mike’a Budenholzera mogą poszczycić się bilansem 4-6, który plasuje ich dopiero na 10. miejscu w tabeli konferencji wschodniej. Jeszcze niżej plasuje się drugi finalista ubiegłego finału wschodu, Atlanta Hawks.
Oklahoma City Thunder – San Antonio Spurs 99:94
- Pojedynek dwóch zespołów, które zgodnie z przewidywaniami będą w tym sezonie zamykać tabelę konferencji zachodniej. San Antonio Spurs dużo lepiej weszli w to spotkanie i po kapitalnej postawie w pierwszej kwarcie prowadzili już 12:28. Świetnie prezentowali się wówczas Doug McDermott, Keldon Johnson czy Lonnie Walker IV i to między innymi ich postawa pozwoliła „Ostrogom” na utrzymanie znacznej przewagi do przerwy.
- W trzeciej odsłonie wyższy bieg wrzucił Shai Gilgeous-Alexander, który wspierany przez Jeremiaha Robinsona-Earla i Luguentza Dorta pozwolił „Grzmotom” zniwelować straty, a następnie po imponującej serii punktowej 18:4 odskoczyć z wynikiem na 10 punktów (79:69). Choć Spurs zdołali jeszcze objąć prowadzenie (83:84), to końcówka ponownie należała do Oklahomy, która notuje dziś swoje trzecie zwycięstwo w tym sezonie, wyprzedzając tym samym SAS w tabeli.
- Tylko Mike Muscala zdołał zaaplikować dziś rywalom co najmniej 20 „oczek” (20 punktów, 4 zbiórki, 2 bloki). Shai Gilgeous-Alexander otarł się o triple-double, notując 14 punktów, 9 asyst i 8 zbiórek (5/16 z gry; 1/6 za trzy). Po 13 punktów dorzucili Luguentz Dort (1/7 za trzy) i Jeremiah Robinson-Earl (3/5 zza łuku). Darius Bazley skompletował natomiast podwójną zdobycz z dorobkiem 11 punktów i 11 zbiórek. Kiepsko wypadł z kolei Josh Giddey (7 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty; 3/10 z gry i 1/6 za trzy), który jako jedyny z wyjściowej piątki miał ujemny wskaźnik +/- (-14).
- Po drugiej stronie wyróżniali się przede wszystkim Keldon Johnson (22 pkt) i Lonnie Walker IV (15 pkt). Double-double dołożył Drew Eubanks (14 punktów, 11 zbiórek, 3 bloki), z kolei o triple-double pomimo kiepskiej skuteczności otarł się Dejounte Murray (10 punktów, 9 asyst, 8 zbiórek, 3 przechwyty; 5/19 z gry).
Golden State Warriors – Houston Rockets 120:107
- Pomimo gry z dużo niżej notowanym rywalem Golden State Warriors wcale nie mieli dziś łatwego życia. Podopieczni Steve’a Kerra dobrze weszli w meczu i po kilku minutach gry prowadzili różnicą dziewięciu „oczek” (17:8). Na trafienia świetnego w pierwszej kwarcie Jordana Poole’a (15 punktów) i Stephena Curry’ego regularnie odpowiadali jednak Jae’Sean Tate, Daniel Theis i Jalen Green, przez co Houston Rockets stale utrzymywali się w zasięgu 1-2 posiadań.
- Sytuacja odmieniła się dopiero przed przerwą, kiedy to po lepszym momencie „Rakiet” (45:49) wyższy bieg wrzucili Andrew Wiggins i Gary Payton II. Warriors odzyskali prowadzenie, odskoczyli z wynikiem, by w trzeciej kwarcie przekreślić jakiekolwiek szanse Houston (103:82). Goście próbowali jeszcze w ostatniej odsłonie, kiedy to za grę odpowiedzialny był drugi garnitur obu ekip, ale „Wojownicy” bez problemu dowożą zwycięstwo do końca.
- Świetny występ zaliczył Jordan Poole, autor 25 punktów, 4 zbiórek i 5 asyst. Stephen Curry dołożył 20 punktów i 3 przechwyty, trafiając 4 z 11 rzutów za trzy. Dobry wpływ na zespół miała obecność Nemanji Bjelicy, który w 14 minut zdobył 9 „oczek”, a jego wskaźnik +/- wskazywał +21. Jeszcze efektywniejszy był jednak Gary Payton II, który ponownie dzielił i rozdawał w defensywie. Do 10 punktów rozgrywający dołożył aż 4 przechwyty (5/6 z gry). Andrew Wiggins dołożył od siebie 16 punktów, a Draymond Green ponownie otarł się o triple-double (6 punktów, 9 asyst, 8 zbiórek).
- W szeregach Rockets najskuteczniejszy był dziś Jae’Sean Tate, zdobywca double-double w postaci 21 punktów i 10 zbiórek. Daniel Theis dołożył 14 punktów i 5 zbiórek, a wchodzący z ławki debiutant Alperen Sengun dorzucił 12 „oczek”. Po raz kolejny fatalną skutecznością popisał się 2. wybór tegorocznego draftu – Jalen Green. Tym razem 19-latek trafił 4 z 12 rzutów z gry, ale tylko 1 na 6 za trzy. Jego wskaźnik +/- był najgorszy w całym zespole (-19). Nie popisał się również Christian Wood, który skompletował jedynie 4 punkty i 4 przechwyty.
Los Angeles Clippers – Charlotte Hornets 120:106
- Ostatni mecz tej nocy zdecydowanie lepiej rozpoczęli zawodnicy Charlotte Hornets. 13 punktów LaMelo Balla i 8 punktów Milesa Bridgesa w pierwszej kwarcie pozwoliło „Szerszeniom” odskoczyć z wynikiem na 13 „oczek” (19:32). Los Angeles Clippers odpowiedzieli jednak już w drugiej odsłonie. Dobrze dysponowany Isaiah Hartenstein wspierał Paula George’a, Nicolasa Batuma oraz Terance Manna, którego „trójka” z ponad 11 metrów niemal na równi z syreną dała LAC prowadzenie do przerwy (61:58).
- Po stosunkowo wyrównanej grze po przerwie kluczowa okazała się czwarta odsłona. Kiedy Hornets prowadzili różnicą 9 punktów (93:102), wyższy bieg wrzucili Reggie Jackson i Luke Kennard. To przede wszystkim ich trafienia pozwoliły Clippers na serię 22:0, która przesądziła o losach spotkania.
- Aż sześciu zawodników Clippers zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Najwięcej zdobył Paul George, który otarł się o triple-doube (20 punktów, 8 asyst, 9 zbiórek), ale zaliczył aż 8 strat. Reggie Jackson pomimo kiepskiej skuteczności zza łuku (3/11) dołożył 19 „oczek” i 6 asyst. Nicolas Batum dodał od siebie 16 punktów, z kolei double-double skompletował Ivica Zubac (14 punktów, 11 zbiórek, 2 bloki). Kluczowa w kontekście końcowego zwycięstwa okazała się jednak aktywna gra zmienników. Terance Mann również wywalczył double-double (17 punktów, 10 zbiórek; wskaźnik +/- na poziomie +24), z kolei Luke Kennard dołożył aż sześć trafień za trzy (18 punktów; wskaźnik +/- na poziomie +25).
- Po drugiej stronie na wyróżnienie zasłużył przede wszystkim LaMelo Ball, zdobywca 21 punktów, 7 zbiórek, 3 asyst i 3 przechwytów. Podobną zdobycz dorzucił Miles Bridges (21 punktów, 4 zbiórki, 6 asyst). Terry Rozier miał nieco więcej problemów ze skutecznością i trafił 8 z 22 rzutów z gry, w tym jedynie 1 z 9 za trzy, choć mimo to otarł się o double-double (17 punktów, 8 zbiórek). Wchodzący z ławki rezerwowych Kelly Oubre Jr. dołożył 16 „oczek”.
- Clippers wracają na optymalne tory i notują już czwarte zwycięstwo z rzędu. Po dzisiejszej nocy podopieczni Tyronna Lue po raz pierwszy w tym sezonie mogą pochwalić się dodatnim bilansem (5-4) i 7. miejscem w tabeli konferencji zachodniej.