Po dramatycznej końcówce Los Angeles Lakers odnoszą swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. „Jeziorowcy” pokonali dziś Memphis Grizzlies, choć kapitalne zawody rozegrał Ja Morant. Wygraną do swojego konta dopisali też Golden State Warriros i Philadelphia 76ers. Wpadki z niżej notowanymi rywalami zaliczyli natomiast Brooklyn Nets i New York Knicks.
Brooklyn Nets – Charlotte Hornets 95:111
- Charlotte Hornets dobrze rozpoczęli to spotkanie i przez kilka minut utrzymywali się na prowadzeniu (13:19). Napędzany przez Kevina Duranta atak Brooklyn Nets szybko jednak odpowiedział i po 12 minutach gry podopieczni Steve’a Nasha prowadzili różnicą czterech oczek (31:27).
- W drugiej odsłonie za prowadzenie ofensywy gospodarzy wziął się James Harden, ale kilka niecelnych prób w jego wykonaniu pozwoliło „Szerszeniom” na odrobienie strat i doprowadzenie do remisu (39:39). Za imponującą serią punktową przyjezdnych stali przede wszystkim LaMelo Ball i Miles Bridges, którzy przed przerwą zdobyli łącznie 34 punkty. Po powrocie na parkiet odpowiedział jednak Durant, swoje dorzucił też LaMacrus Aldridge i do przerwy to Nets skromnie prowadzili (58:50).
- Po przerwie w szeregi obu ekip wkradła się niepewność przy rzutach zza łuku, co goście wykorzystali i zniwelowali straty, idąc następnie na wymianę ciosów (78:79). Kapitalna czwarta odsłona w wykonaniu Cody’ego Martina i Isha Smitha (łącznie 19 punktów) przesądziła ostatecznie o losach spotkania. Odpowiedzieć próbował jeszcze Kevin Durant, ale ponownie skuteczności brakowało jego partnerom i tym samym zespół z Wielkiego Jabłka zanotował już drugą porażkę w tym sezonie.
- Głównym architektem zwycięstwa Hornets był rozgrywający kapitalne zawody Miles Bridges. Skrzydłowy „Szerszeni” zdobył 32 punkty i 9 zbiórek, trafiając 9 z 16 rzutów z gry. Wspierał go LaMelo Ball, który dorzucił 18 oczek, 5 zbiórek i 5 asyst. Cenne minuty z ławki dołożyli natomiast Cody Martin (12 punktów, 5 asyst) oraz Ish Smith (15 pkt).
- Po stronie Nets najlepiej wypadł Kevin Durant, który momentami niemal w pojedynkę ciągnął swój zespół. Skrzydłowy zdobył 38 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty (17/24 z gry). Nieco słabiej zaprezentował się James Harden, który miał problemy ze skutecznością (15 punktów, 8 asyst, 7 zbiórek; 6/16 z gry, 2/8 za trzy). Drogi do kosza przez długi czas odnaleźć nie byli w stanie również Jevon Carter (3 punkty; 1/7 z gry), Patty Mills (5 punktów; 2/10 z gry) czy Bruce Brown (8 punktów, 7 zbiórek; 3/9 z gry). W składzie Brooklynu oprócz Kyrie’ego Irvinga zabrakło Blake’a Griffina.
Houston Rockets – Boston Celtics 97:107
- Faworyzowani Boston Celtics nie najlepiej rozpoczęli to spotkanie i po 12 minutach gry przegrywali różnicą ośmiu oczek (30:22). Ofensywę „Koniczyn” napędzał Jayson Tatum, bo problemy ze skutecznością od początku mieli Al Horford, Dennis Schroder i Marcus Smart. Po drugiej stronie parkietu odpowiadali jednak Christian Wood i Jalen Green, a Houston Rockets nie składali broni.
- Podopieczni Ime Udoki zdołali jeszcze przed przerwą zniwelować skromną stratę (43:43), a w trzeciej odsłonie po imponującej serii punktowej zdecydowanie odskoczyli z wynikiem (69:89). Wyższy bieg wrzucili wówczas zawodnicy, którzy nie radzili sobie na początku, czym odciążyli pełniącego dziś rolę lidera ofensywy Tatuma. Po przerwie tercet Smart – Schroder – Horford zdobył łącznie 32 punkty, co pomimo dobrej końcówki Rockets zapewniło Celtom pierwsze zwycięstwo w bieżącym sezonie.
- Najlepszym punktującym C’s był dziś Jayson Tatum, autor 31 punktów i 9 zbiórek, który choć trafił choć 50% swoich rzutów z gry, to miał problemy ze skutecznością za trzy (12/14 z gry; 4/11 za trzy). Wyraźnie gorzej zza łuku radzili sobie Al Horford (17 punktów, 10 zbiórek; 1/6 za trzy), Marucs Smart (8 punktów, 5 asyst, 3 przechwyty, 6 zbiórek; 1/5 za trzy) czy Dennis Schroder (18 punktów, 5 asyst, 5 zbiórek; 1/4 za trzy). Dobry występ zaliczył wchodzący z ławki rezerwowych Grant Williams, który dorzucił 18 oczek (5/7 za trzy). W składzie Bostonu zabrakło dziś Jaylena Browna.
- Najsilniejszą bronią Rockets byli dziś zawodnicy wyjściowej piątki. Debiutant Jalen Green zdobył 30 punktów, 4 zbiórki, 3 asysty i 2 bloki, trafiając 8 z 10 prób zza łuku. Bliski double-double był Christian Wood, zdobywca 20 oczek i 9 zbiórek (5/14 z gry). Solidny występ zaliczyli też Kevin Porter Jr. (15 punktów, 8 strat) i Jae’Sean Tate (12 punktów, 8 zbiórek).
New York Knicks – Orlando Magic 104:110
- Faworyzowani New York Knicks zaliczają pierwszą wpadkę w tym sezonie. Podopieczni Toma Thibodeau już w pierwszej kwarcie mieli problemy z nawiązaniem kontaktu z Orlando Magic (13:16), ale w drugiej odsłonie za sprawą Aleca Burksa, Mitchella Robinsona i Derricka Rose’a zdołali odskoczyć na stosunkowo bezpieczny dystans (49:36). Goście jeszcze przed przerwą zdołali jednak zniwelować straty i nawiązać walkę jak równy z równym.
- Druga połowa stała pod znakiem wymiany ciosów. Knicks odskakiwali z wynikiem, by po chwili tracić prowadzenie, które po kilku minutach ponownie odzyskiwali. Kluczowa okazała się ostatnia „ćwiartka”. Nadzieję w serca sympatyków NYK wlewał m.in. Derrick Rose, którego „trójka” na niespełna pięć minut przed syreną zmniejszyła stratę gospodarzy (92:96). Terrence Ross zdobył wówczas jednak 22 punkty i poprowadził Magic do pierwszego zwycięstwa w tym sezonie. Warto podkreślić, że Knicks w ostatniej odsłonie trafili tylko 2 z 16 prób zza łuku.
- Liderem Orlando Magic był dziś fantastyczny Cole Anthony, autor 29 punktów, 16 zbiórek i 8 asyst (5/9 za trzy). Terrence Ross w czwartej kwarcie dorzucił 22 oczka z ławki rezerwowych. Mo Bamba zanotował skromne double-double w postaci 10 punktów i 13 zbiórek. O podwójną zdobycz tylko otarł się z kolei Wendell Carter Jr. (11 punktów, 9 zbiórek, 4 bloki). Debiutant Jalen Suggs dołożył 11 oczek, a Franz Wagner 10.
- Po stronie Knicks dwoił się i troił Julius Randle, ale pomimo efektownego double-double miał on dziś swoje problemy ze skutecznością (30 punktów, 16 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty, 4 bloki; 8/24 z gry, 2/10 za trzy). Wchodzący z ławki rezerwowych Derrick Rose dołożył 23 punkty i 3 zbiórek (5/8 zza łuku). Double-double zanotował Mitchell Robinson (10 punktów, 10 zbiórek, 2 przechwyty, 3 bloki). Reszta zespołu nie stanęła jednak na wysokości zadania. Regularnie pudłowali RJ Barrett (12 punktów, 5 asyst; 5/17 z gry) i Evan Fournier (8 punktów; 3/11 z gry). Niewidoczny był z kolei Kemba Walker (10 pkt).
Oklahoma City Thunder – Philadelphia 76ers 103:115
- Philadelphia 76ers kontynuują swoje batalie bez Bena Simmonsa. Dziś w nocy „Szóstki” zgodnie z zapowiedziami pokonały niżej notowanych Oklahoma City Thunder. Goście objęli wysokie prowadzenie już w pierwszej kwarcie (24:36), a dzięki solidnej grze Danny’ego Greena, Tobiasa Harrisa i Georgesa Nianga kontrolowali przebieg gry.
- W drugiej połowie momentami robiło się niebezpiecznie. Thunder stale utrzymywali się w zasięgu 8-15 oczek i nie pozwalali przyjezdnym na zdominowanie gry. Dobrze prezentował się Josh Giddey, a swoje trafienia mimo problemów ze skutecznością dołożył też Shai Gilgeous-Alexander. Sixers mieli jednak w swoich szeregach Joela Embiida i Tyrese Maxeya, których punkty w głównej mierze pozwoliły na zwycięstwo zarówno w trzeciej, jak i czwartej kwarcie, a co za tym idzie drugą wygraną w bieżącym sezonie.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem Philadelphii był dziś Seth Curry, autor 28 punktów (7/10 za trzy). Joel Embiid (22 punkty, 9 zbiórek, 6 asyst, 3 bloki) i Tobias Harris (14 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst) otarli się o double-double. Bliski podwójnej zdobyczy był też Danny Green, autor 11 punktów i 8 zbiórek. Tyrese Maxey dołożył 14 oczek i 5 zbiórek.
- Po stronie „Grzmotów” brylowali przede wszystkim wspomniani Shai Gilgeous-Alexander (29 punktów, 8 asyst, 6 zbiórek) i debiutant Josh Giddey (19 punktów, 7 asyst, 7 zbiórek, 4 przechwyty). Luguentz Dort dołożył 13 oczek, Mike Muscala 9, a Darius Bazley i Kenrich Williams po 8.
Sacramento Kings – Golden State Warriors 107:119
- Pierwsza połowa spotkania stała na bardzo wysokim poziomie i żadna ze stron nie była w stanie odskoczyć na więcej niż osiem punktów (46:38). Świetnie prezentowali się Stephen Curry i Davion Mitchell, którzy do przerwy zdobyli po 17 oczek. Regularna wymiana ciosów trwała również w drugiej połowie i dopiero czwarta odsłona przesądziła o losach spotkania.
- Przewaga Warriors zaczęła rosnąć dopiero w końcowych fragmentach tej części gry. Kluczowa okazała się „trójka” Andrew Wigginsa, który na 1:50 przed końcem podwyższył prowadzenie swojego zespołu do 10 punktów (105:115). Chwilę później po drugiej stronie odpowiedział De’Aaron Fox, ale celne rzuty z linii Wigginsa i layup Jordana Poole przesądziły o rezultacie starcia.
- Stephen Curry ponownie był dziś ostoją swojego zespołu. Rozgrywający był bliski zdobycia kolejnego triple-double, notując 27 punktów, 10 asyst i 7 zbiórek, do czego dołożył również 3 przechwyty. Lider Golden State Warriors miał jednak problemy z odnalezieniem rytmu strzeleckiego (4/15 za trzy). Jordan Poole dorzucił 22 punkty, a Andrew Wiggins 14. Dobrze w ofensywie wypadł też Draymond Green, autor 14 oczek, 6 asyst i 6 zbiórek. Efektywnie swoje minuty z ławki wykorzystali też Damion Lee (11 pkt) i Gary Payton II (10 pkt).
- Po stronie Kings najlepiej zaprezentował się dziś duet Harrison Barnes (24 punkty, 7 zbiórek; 5/10 za trzy) – Davion Mitchell (22 punkty, 4 asysty). De’Aaron Fox dorzucił 17 punktów, 6 asyst i 5 zbiórek, ale miał problemy ze skutecznością zza łuku (1/6). Richaun Holmes zanotował z kolei double-double w postaci 16 oczek i 11 zbiórek.
Los Angeles Lakers – Memphis Grizzlies 121:118
- Pierwsze trzy odsłony meczu to istny rollercoaster. W pierwszej kwarcie z wynikiem odskoczyli Memphis Grizzlies (7:17), ale już w drugiej części to Los Angeles Lakers prowadzili różnicą 12 oczek (50:38). W trzeciej „ćwiartce” strony poszły na wymianę ciosów, która nie przyniosła jednak większych efektów. W międzyczasie Carmelo Anthony, który rozgrywał dziś świetny mecz, przeskoczył Mosesa Malone’a na liście najlepiej punktujących zawodników w historii NBA i plasuje się obecnie na 9. miejscu.
- Kluczowa okazała się zatem czwarta odsłona, a w szczególności ostatnia minuta. Na 49 sekund przed końcową syreną Anthony Davis popisał się fantastycznym przechwytem, po czym miał być faulowany przez Stevena Adamsa. Challenge, na który zdecydował się Taylor Jenkins pozwolił „Niedźwiadkom” odzyskać posiadanie, ale nie wykorzystali oni kolejnej akcji. Pomylili się również Lakers i przy 11,2 sekundy na zegarze na linii rzutów wolnych stanął Ja Morant. Rozgrywający trafił oba osobiste (115:114), po czym „Jeziorowcy” zdecydowali, że za ich rzuty z linii odpowiedzialny będzie Malik Monk. Obrońca również się nie pomylił (117:114), a w kolejnej akcji defensywnej gospodarze raz jeszcze faulowali, zanim Grizzlies mieli szansę na wyrównanie rzutem zza łuku. Celnie rzucali Jaren Jackson Jr., a następnie Anthony Davis (119:116). Po chwili Ja Morant zdołał jednak oddać rzut zza łuku, przy czym był faulowany przez Kenta Bazemore’a. Lider gości spudłował jednak trzecią próbę i nie zdołał doprowadzić do dogrywki.
- Sympatycy Los Angeles Lakers mogą zatem odetchnąć z ulgą. Po dwóch wpadkach „Jeziorowcy” odnoszą w końcu pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Najlepiej punktującym zawodnikiem zespołu Franka Vogela był dziś wspomniany Carmelo Anthony, zdobywca 28 punktów (10/15 z gry; 6/8 za trzy). LeBron James zanotował 19 punktów, 6 asyst, 6 zbiórek, 2 przechwyty i 2 bloki, ale miał problemy ze skutecznością (7/19 z gry). Wstrzelić się nie mógł również Russell Westbrook, który do 13 oczek dołożył 13 asyst, 7 zbiórek i 4 przechwyty, a także niechlubne 9 strat. Anthony Davis dorzucił 22 punkty, 8 zbiórek i 4 bloki.
- Mimo porażki kapitalnym występem popisał się Ja Morant, autor 40 punktów i 10 asyst (5/7 za trzy). Rozgrywającego wspierali Desmond Bane (17 pkt), Steven Adams (14 punktów, 16 zbiórek, 6 asyst), De’Anthony Melton (13 pkt) i Jaren Jackson Jr. (12 punktów, 5 zbiórek; 3/12 z gry). Co ciekawe, wszyscy zawodnicy wyjściowej piątki Grizzlies mogą pochwalić się dodatnim wskaźnikiem +/-.