Po pierwszym tygodniu rozgrywek kibice Portland Trail Blazers mogą czuć zaniepokojenie. Lillard i spółka przegrali dwa z trzech rozegranych pojedynków, a największym winowajcą niepowodzeń wydaje się właśnie lider ekipy. Damian Lillard poraża nieskutecznością, a potwierdzeniem jego strzeleckiej indolencji jest dramatycznie słaba statystyka rzutów zza łuku.
Największy gwiazdor i lider zespołu z Oregonu zatracił skuteczność w elemencie gry, który był jego znakiem firmowym. W starciach z Sacramento Kings, Phoenix Suns i Los Angeles Clippers popularny Dame trafił tylko 8,3% rzutów za trzy. Jedyne dwa celne trafienia odnotował w meczu z wicemistrzami Suns, natomiast w pojedynkach z Kings i LAC zaliczył dramatyczne 0-9 i 0-8 zza łuku.
Punkty, jakie dostarczał we wspomnianych starciach, niewiele pomogły. W trakcie 40 minut na parkiecie w otwierającym sezon meczu z Kings Lillard zapisał na swoim koncie 20 oczek, w zwycięskim meczu z Suns tylko 19, a we wczorajszej konfrontacji z Clippers było jeszcze gorzej, bo licznik zatrzymał się na marnych 12 punktach. Tak słabej formy wybornego do niedawna strzelca nie spodziewał się chyba nikt, a pudła takie jak poniżej mogą bardzo niepokoić.
Szczególnie katastrofalny w wykonaniu Blazers był mecz w hali Staples Center w LA. Podopieczni Chaunceya Billupsa razili nieskutecznością, ale najbardziej szokująca była liczba strat. Zawodnicy Portland swoją beztroską grą doprowadzili do aż 30 strat. Najgorzej w tym wypadku wypadli Jusuf Nurkic (6), Robert Covington (4) oraz wspomniany powyżej Damian Lillard (4).
Tak dużej liczby straconych piłek w jednym meczu PTB nie mieli od sezonu 1988/89. Zawodnicy Blazers mieli niemal tyle samo strat co celnych rzutów z pola (32/84 FG). Zza łuku trafili zaledwie 8 rzutów na 37 prób (21,6%). Zawstydzający mecz podopiecznych idealnie podsumował Billups.
„Ani przez moment nie rywalizowaliśmy tak, jakbyśmy chcieli wygrać mecz koszykówki i to jest najbardziej rozczarowujące”.
Jak długo potrwa zniżka formy Lillarda? Zawodnik tego formatu co on, bez problemu powinien odnaleźć antidotum na obecne bolączki. Czy już w środowym starciu z Memphis Grizzlies zobaczymy starego i dobrego Damiana Lillarda? Ja Morant ułatwiać zadania z pewnością mu nie będzie.