Po piętnastu sezonach na parkietach NBA JJ Redick zdecydował się na zakończenie profesjonalnej kariery. O swojej decyzji 37-latek poinformował dziś za pośrednictwem mediów społecznościowych.
JJ Redick odwiesi buty na kołek po piętnastu latach w NBA. W ostatnim sezonie 37-latek reprezentował barwy New Orleans Pelicans i Dallas Mavericks, gdzie był jednak zaledwie cieniem dawnego siebie. Najlepszy okres jego kariery przypada na epizod w Los Angeles Clippers, gdzie u boku Chrisa Paula, Blake’a Griffina i DeAndre Jordana notował średnio ponad 16 punktów na mecz. W sezonie 2015/16 trafiał 47,5% rzutów zza łuku.
Od kilku tygodni o Redicku mówiło się przede wszystkim jako kandydacie do zespołu, któremu przyda się wsparcie strzelca z ławki rezerwowych. Pod koniec września amerykańskie media informowały o rzekomym zainteresowaniu ze strony New York Knicks i Brooklyn Nets. Sam zawodnik podkreślał wówczas, że nie spieszy się z decyzją co do kolejnego sezonu. Zapowiadał jednak, że choć ominie obóz przygotowawczy, to ostatecznie dołączy do jednego z zespołów już w trakcie rozgrywek. Ostatecznie 37-latek chce skupić się na swojej rodzinie.
Pierwszy zespół. Ostatni zespół. Wdzięczny za wszystko pomiędzy. Dziś oficjalnie przechodzę z koszykówki na emeryturę. Dziękuję wszystkim, którzy byli tego częścią. Zacząłem grać w koszykówkę 30 lat temu w ogrodzie na nierównym kawałku ziemi, żwiru i trawy. Na tym parkiecie moje marzenia zaczęły się formować. Rzeczywistość je jednak przerosła. [Jestem] wdzięczny za te 15 lat w NBA i wszystkie wspaniałe znajomości oraz wspomnienia z tej drogi – czytamy w oświadczeniu Redicka.
Redick o swojej decyzji opowiedział również w nieco bardziej szczegółowy sposób. Zawodnik poświęcił jej bowiem odcinek prowadzonego przez siebie i Tatlera podkastu The Old Man & The Three.
Na przełomie całej swojego kariery Redick notował średnio 12,8 punktu, 2 zbiórki oraz 2 asysty na mecz, trafiając przy tym 41,5% wszystkich rzutów za trzy. Choć do swojego dorobku nie zdołał dołożyć mistrzowskiego pierścienia, to bez wątpienia zapisał się na kartach historii NBA. Uniwersytecki zespół Duke Blue Devils zastrzegł numer 4 właśnie na jego cześć.