Znicz Basket Pruszków zakończył sezon 2015/16 na piątym miejscu. Zespół typowany przed rozpoczęciem rozgrywek raczej do walki utrzymanie ligowego bytu niż do czołówki, wielokrotnie zaskakiwał swoją postawą. Dowodzeni przez trenera Marka Zapałowskiego koszykarze ulegli GKS-owi Tychy w ćwierćfinałowej rywalizacji, ale sezon mogą zaliczyć do udanych. Jaką opinię na ten temat ma jeden z autorów sukcesu pruszkowian? Patryk Przyborowski opowiada o minionym sezonie i swojej przyszłości w Zniczu:
W Zniczu Pruszków trwa roztrenowanie, czy sezon został zakończony?
– Sezon został zakończony, rozjechaliśmy się do domów, może każdy indywidualnie zrobi to roztrenowanie.
Macie za sobą podsumowanie sezonu w klubie? Zorganizowano spotkanie z władzami klubu i sztabem trenerskim?
– Oczywiście, mieliśmy zakończenie sezonu w klubie, zebraliśmy się wszyscy razem z prezesami, trenerami, spędziliśmy razem czas. Każdy miał też rozmowę indywidualną o swoich losach w klubie na przyszły sezon.
Jak Pan ocenia to piąte miejsce w I lidze dla Znicza Pruszków? Dominuje niedosyt z powodu odpadnięcia w ćwierćfinale, czy jednak spora satysfakcja w związku z tym jak oceniano was przed sezonem.
– Patrząc na to, co dało się słyszeć przed sezonem, to można powiedzieć, że nasze miejsce jest dużym sukcesem. Jak Pan powiedział, nasz potencjał oceniano rożnie, ale już w trakcie rozgrywek, gdy zaczęliśmy wygrywać i gdy przyszły play-offy, to już inaczej się grało. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i moim zdaniem jednak jest ten niedosyt, bo tak naprawdę oprócz tego jednego wysoko przegranego meczu z Tychami, rywalizacja była pełna walki, szczególnie w tym trzecim meczu, którego bardzo nam szkoda.
W meczach z GKS-em kluczowy dla losów rywalizacji był wysoko przegrany drugi mecz w Pruszkowie, czy ten trzeci, przegrany nieznacznie?
– Uważam, że trzeci mecz. Oczywiście wysoka przegrana u siebie jest ciężka dla psychiki, ale było przecież 1:1 i graliśmy dalej. Bardziej zdołował nas trzeci mecz, przegraliśmy na wyjeździe i było 1:2, byliśmy pod ścianą…
A jaki to był sezon dla Pana indywidualnie? Grał Pan średnio 23 minuty i zdobywał niemal 10 punktów na mecz.
– Dla mnie był to sezon w którym w końcu dłużej mogłem pograć i to w I lidze. Znicz nie bronił się przed spadkiem ani nie był zespołem bijącym się w play-offach beze mnie. Pod tym względem na pewno był to dobry sezon, zajęliśmy również wysokie miejsce w tabeli, mam nadzieję, że jakoś w tym pomogłem. Same pozytywne rzeczy przychodzą mi na myśl – pod względem drużyny, klubu, wszystkiego wokół. W końcu znalazłem miejsce, gdzie było bardzo fajnie i mogę o tym sezonie mówić tylko w superlatywach.
Z tego co słyszę, jasno wynika, że bardzo chciałby Pan zostać w Zniczu na kolejny sezon.
– Rozmawialiśmy o tym i na tę chwilę odpoczywamy, myślimy nad przyszłością, niczego nie robimy na szybko. Obie strony wykazały chęci do dalszej współpracy, a jak to się skończy to się dopiero okaże. Decyzję podejmę wspólnie z moją długoletnią partnerką, musi być to najlepsze dla nas wyjście.
Ostatnie pięć lat pańskiej kariery to też pięć klubów w jakich Pan występował więc chyba najwyższy czas, aby zakotwiczyć w jednym miejscu na dłużej?
– To też nie do końca zależało ode mnie, niektóre kluby nie były pewne gdzie będą grały, jak Sosnowiec, kłopoty były też w Warce. Możliwe, że zatrzymam się na dłużej w Pruszkowie, nie mówię, że nie, to się jeszcze okaże.
Pochodzi Pan ze Słupska, Czarni rywalizują w ćwierćfinale TBL z Polskim Cukrem Toruń. Śledzi Pan na pewno losy swojego byłego klubu, udało się może obejrzeć mecz numer trzy w tej rywalizacji?
– Jestem aktualnie w Słupsku, nie byłem na ostatnim meczu, ale możliwe, że zobaczę ten dzisiejszy. Zawsze kibicuje Słupskowi pomimo tego, że sam się jakoś nigdy w klubie nie odnalazłem, ale mam nadzieję, że znowu będą w strefie medalowej i powalczą o krążek. Sądzę, że dzisiaj rywalizacja z Toruniem się zakończy, szczególnie, że Jarek Mokros mimo kontuzji wystąpił ostatnio więc on na pewno pociągnie zespół.
W I lidze w najbliższy weekend rozpocznie się finał z udziałem Legii Warszawa i Miasta Szkła Krosno. Zaskoczeniem jest dla Pana to, że warszawianie pokonali wyżej notowanego Sokoła Łańcut?
– Zaskoczeniem to może nie było, oba zespoły są bardzo dobre, ale uważałem, że to Sokół awansuje i zobaczymy podkarpacki finał. Ułożyło się inaczej, myślę że Krosno jest lepszym zespołem od Legii, mają bardziej ułożony skład i świetnie się uzupełniają. Poza tym mam tam kilku dobrych kolegów i dlatego też im będę kibicował.
Pokusi się Pan o wytypowanie wyniku tej rywalizacji?
– Ciężko wyrokować, na pewno nie będzie do zera, powinien to być zacięty finał, może 3:2 ? Raczej nie będzie to jednostronna rozgrywka.
Obserwuj @eRKaczmarski
Obserwuj @PROBASKET