Minął okres meczów pre-season. NBA łapie oddech przed pierwszymi starciami w ramach sezonu regularnego. To dobry czas, by przypomnieć o nowinkach, jakie liga wprowadziła na kolejne rozgrywki. Challenge odbił się szczególnie szerokich echem i był z powodzeniem testowany w starciach przedsezonowych.
Trenerzy NBA w trakcie meczu będą mieli do wykorzystania jeden challenge. Jeżeli sędziowie przyznają im rację, challenge zostanie zachowany, jeśli nie zostanie utracony – zatem zasady są całkiem przejrzyste. Pomysł poparli wszyscy właściciele drużyn NBA.
Nigdy wcześniej w lidze nie było podobnego rozwiązania. Można się jednak spodziewać, że szkoleniowcy z tej możliwości “protestu” będą korzystać dopiero w czwartych kwartach, w decydujących akcjach. Skorzystać z challenge’u można będzie w przypadku – faulu, wyjścia za linię, goaltending-u, lub wybicia/dobicia piłki z tzw. cylindra.
Challenge był używany w G-League w dwóch ostatnich sezonach oraz w trakcie ligi letniej. Króliki doświadczalne ligi przyniosły rezultaty godne zaufania, dlatego rozwiązanie zostanie przeniesione do NBA.
Warto jednak zaznaczyć, że w ostatnich dwóch minutach czwartej kwarty i w trakcie całej dogrywki nie będzie możliwości skorzystania z challenge’u, gdyż wtedy wszystkie kontrowersyjne sytuacje będą przez sędziów sprawdzane „z automatu”.
Żeby skorzystać z challenge’u, zespół musi mieć time-out. Jeśli zrobi to nie mając przerwy na żądanie, zostanie ukarany przewinieniem technicznym. Trenerzy, by zasygnalizować chęć sprawdzenia akcji muszą nacisnąć specjalną zieloną lampkę ustawioną przy stoliku sędziowskim.
Brzmi jak rozsądne rozwiązanie, które choć wydłuży czas gry, powinno zadziałać na korzyść widowiska. W trakcie pre-season jako jeden z pierwszych skorzystał z tego Steve Kerr – trener Golden State Warriors. Cóż za radość zapanowała w obozie drużyny, gdy okazało się, że skorzystał z niego słusznie…
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET