Kolejny mecz w Nowym Jorku nie rozczarował. Losy spotkania rozstrzygnęły się dopiero w końcówce, w której raz jeszcze lepiej wypadli Indiana Pacers. Tym razem bohaterem przyjezdnych był Pascal Siakam, który w końcowym rozrachunku zdobył 39 punktów. Jalen Brunson odpowiedział 36 oczkami, ale w kluczowym momencie meczu gospodarzom zabrakło ognia.
New York Knicks – Indiana Pacers 109:114 (0-2)
- Drugie starcie w Madison Square Garden nieco lepiej rozpoczęli przyjezdni. Od początku nie do zatrzymania był Pascal Siakam, który trafiał niemal rzut za rzutem, a kiedy dołączyli do niego Aaron Nesmith i Andrew Nembhard, Indiana Pacers zdołali wypracować sobie dwucyfrową zaliczkę (9:19). Dzięki duetowi OG Anunoby – Jalen Brunson ta szybko została jednak zniwelowana (26:24).
- W drugiej odsłonie wynik niemal cały czas oscylował w granicach remisu. Żadna ze stron nie była w stanie zaliczyć serii punktowej i przejąć tym samym inicjatywy. New York Knicks byli co prawda blisko, kiedy Karl-Anthony Towns zdobył dziewięć punktów w niespełna trzy minuty, co dało im siedem oczek przewagi (40:33). Wówczas gracze gospodarzy zaliczyli jednak dwie minuty bez żadnego trafienia z gry i roztrwonili prowadzenie (40:41).
- Mimo to NYK zdołali zamknąć drugą „ćwiartkę” na skromnym prowadzeniu, choć po powrocie na parkiet znów lepiej prezentowali się Pacers. Ciosy wyprowadzali przede wszystkim Nesmith, Pascal Siakam oraz Tyrese Haliburton i po kilku minutach walki na prowadzenie znów wysunęli się przyjezdni (59:64).
- Podopieczni Ricka Carlisle’a nie zdołali odskoczyć jednak daleko i wynik znów przez długi czas kręcił się blisko remisu. Co jednak ciekawe, w całej trzeciej kwarcie Pacers trafili aż 68,4% wszystkich rzutów z gry (13/19) przy 50% nowojorczyków (12/24), a mimo to część ta zakończyła się wynikiem 81:81.
- Ekipa z Indianapolis weszła w ostatnią odsłonę z przytupem. Trafił Myles Turner, trójki dorzucili Ben Sheppard i Pascal Siakam, a Pacers prowadzili wówczas różnicą dziewięciu punktów (85:94). Knicks nie pozwolili rywalom pogłębić tej przewagi i zbliżyli się na jedno/dwa posiadania, ale to na nich była teraz presja.
- Na 2:45 przed końcem Siakam znów dał Pacers dwucyfrową zaliczkę, ale seria punktów OG Anunoby’ego, Jalena Brunsona sprawiła, że przy niespełna minucie na zegarze różnica wynosiła zaledwie trzy punkty (107:110).
- Pacers mieli następnie dwie okazje na podwyższenie wyniku, ale najpierw nie trafił Nesmith, a po ofensywnej zbiórce spudłował Siakam. Knicks skutecznie zmarnowali następnie sporo czasu, po czym przy 14,2 sekundy na zegarze trafił Josh Hart (109:110).
- Gospodarze wciąż musieli gonić wynik, więc zdecydowali się na celowe faulowanie. Z linii nie pomylił się jednak Aaron Nesmith, a chwilę później kluczowy rzut za trzy spudłował Brunson. Następnie do rzutów osobistych podszedł Myles Turner, który również zachował zimną krew i przypieczętował zwycięstwo Pacers.
- — Co rozczarowało mnie najbardziej? To, że na koniec nie byliśmy w stanie znaleźć sposobu na zwycięstwo — odpowiedział na pytanie dziennikarzy Tom Thibodeau. — Musimy po prostu grać lepiej w defensywie, komunikować się. W ataku musimy zawsze zdawać sobie sprawę, co robimy i odpowiednio czytać grę — dodał Mikal Bridges.
- Zdecydowanie najlepszym zawodnikiem ofensywy Pacers był tej nocy Pascal Siakam, autor 39 punktów, pięciu zbiórek i trzech asyst. — Po to go tu sprowadziliśmy. Potrafi punktować na różne sposoby. Zaczął świetnie, więc po prostu dostarczaliśmy mu piłkę — komentował występ swojego partnera Tyrese Haliburton, który sam dorzucił 14 oczek, 11 asyst i osiem zbiórek.
- Co ciekawe, wg NBA był to już siódmy z rzędu mecz Pacers, w którym zdobywali co najmniej 100 punktów i 25 asyst. Sztuka ta udała się jakiemukolwiek zespołowi w play-offach dopiero trzeci raz od 1987 roku.
- Po stronie Knicks błysnął Jalen Brunson, autor 36 oczek i 11 asyst. Po 20 punktów zapisali na swoim koncie Mikal Bridges oraz Karl-Anthony Towns.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!